Odprowadziła wzrokiem Marka, w duchu wyrzucając sobie, że nie zatrzymała go. Znowu. Powinna była zatrzymać go trzy miesiące temu. Ale cały ten wypadek... Przecież to Paulina była przy nim. To do niej zadzwoniono, czy to czegoś nie znaczy? A później jego wiadomość nagrana na jej pocztę głosową, tylko spotęgowała wątpliwości. Czy chciał być uprzejmy, czy może jednak... : "Mogę się zjawić w każdej chwili". Biła się z myślami. Od trzech miesięcy toczyła wewnątrzną walkę. Przecież potrzebowała go. Już dawno uświadomiła sobie, że życie bez Marka nie ma sensu. To on stał się jedyną osobą, która zaprzątała jej myśli. W dzień i w nocy. Próbowała oszukiwać siebie, że życie bez niego jest możliwe, ale nie było. Oszukiwała siebie, rodzinę, Piotra. Oszukiwała Marka, że świetnie sobie bez niego radzi.
Spadek sprzedaży kolekcji, był impulsem, który sprawił, że od razu wybrała numer do Marka. Jednak zanim usłyszała pierwszy sygnał oczekiwania na połączenie, rozłączyła się. Stwierdziła, że to jednak dość nieprzemyślane. Przecież wyjechał. Może już znalazł kogoś. Może nie miała prawa niszczyć tego co zbudował... Z tego powodu zadzwoniła do Krzysztofa, by z jednej strony wybadać sytuację jego jednego syna, a z drugiej strony poprosić go o przekazanie propozycji Markowi. Dała warunek, że ich relacje będą jedynie relacjami służbowymi, ale nie sądziła, że Marek tak weźmie sobie te słowa do serca. Może jednak kogoś ma i poprzysiągł swojej wybrance wierność do końca ich dni? Może obiecał sobie, że nie ulegnie żadnym sentymentom?
Z chwilą, gdy wszedł do jej gabinetu, chudszy niż trzy miesiące temu, z sińcami pod oczami pożałowała swojego warunku. Był chłodny i profesjonalny. Tak bardzo inny od Marka, którego ostatni raz widziała, z którym ostatni raz rozmawiała. Sama nie wiedziała jak się zachować. Jak się przywitać. Te kilka miesięcy bez niego, dało jej mnóstwo czasu na przemyślenia. Pierwszym wnioskiem do jakiego doszła było, że zewnętrzna metamorfoza doprowadziła do wewnętrznej. I niestety ta druga odbiła się na Marku. On się niesamowicie starał uchylić jej nieba na drodze po sukces FD Gusto, a ona w ogóle tego nie doceniała. Bynajmniej nie tak, jak powinna. Na wysokich szpilkach, w dziwnie wyczesanych włosach nie czuła się sobą. Jakie było jej zdziwienie, gdy wracając do luźnego upięcia włosów w kucyk, wracała jakby dawna ona. Znów czuła się sobą. Dziewczyną z Rysiowa, która zakochała się w Marku Dobrzańskim. I nadal go kochała. Tylko on chyba już zaczął układać swoje życie na nowo...
***
Wściekły wyszedł z jej gabinetu. Naprawdę miał nadzieję, że chociaż pierwszego dnia nie usłyszy tego przeklętego imienia. Piotr. Przynajmniej nie Marek. Dwóch Marków w życiu jednej kobiety to o jednego Marka za dużo, czyż nie?
Usiadł przy stole w konferencyjnej, gdzie zaczął zapoznawać się z dokumentacją przyniesioną przez Anię. To prawda, sprzedaż spadła w ostatnich czterech tygodniach, jednak wynik i tak były zdecydowanie lepsze, niż w momencie, gdy wyjeżdżał do Londynu. Nie mógł się skupić. Cały czas myślał o niej. O Uli. O tym jak pięknie dzisiaj wyglądała, o tym, że...
Pukanie do drzwi.
- Proszę.
- Marek - mówiła lekko zdyszana Ania - Mam prośbę. Ula..
- Co z nią? - poderwał się z krzesła.
-Z nią nic, ale jej ojciec...Trafił do szpitala. Ula chce do niego natychmiastjechać i zamówiła taksówkę, więc wiesz za nim przyjedzie... Ona mnie udusi, ale może Ty mógłbyś ją podwieść?
- Jasne, gdzie ona jest? - odpowiedział bez zastanowienia, zamykając leżące na stole segregatory.
- U siebie. Leć, ja ogarnę te dokumenty i przygotuję Ci je na jutro - powiedziała.
- Dziękuję. Jesteś niezastąpiona - odpowiedział. Wyminął ją i w kilku, szybkich krokach znalazł się pod gabinetem Pani prezes. Zapukał energicznie. Usłyszał tylko pociągnięcie nosem i stłumione pozwolenie na wejście - Masz wszystko co potrzebujesz? - spytał stając przy kobiecie.
- Słucham? - spytała nie wiedząc co mężczyzna ma na myśli.
- Zawiozę cię do szpitala. Chodź - powiedział sięgając po jej torebkę.
- Ale zadzwoniłam już po taksówkę... - powiedziała ochrypłym głosem.
- Nie ma co czekać, zawiozę cię i będziemy szybciej. Potrzebujesz coś jeszcze wziąć? Telefon masz?
- Tak, tak - powiedziała wstając z kanapy i pozwalając, by Marek lekko otaczając ją ramieniem, poprowadził ich do windy.
Martwił się o nią. Jej oczy pełne łez, nie dawały mu spokoju. Kolejne ciosy, które na nią spadały...
- Dziękuję - powiedziała cicho, gdy jechali już jakiś czas.
- Nie masz za co przecież - odpowiedział spokojnie, starając się na nią nie patrzeć - Tylko Ani głowy nie urwij - powiedział próbując ją rozweselić. Kątem oka zauważył, że na jej twarzy na moment pojawił się blady uśmiech.
- Zastanowię się nad tym. A ty... Naprawdę nie musiałeś.
- Nie musiałem, ale chciałem. To naprawdę nic takiego. Tylko nie płacz już proszę - powiedział błagalnym głosem i odważył się na nią spojrzeć. Wpatrywała się w okno, a po jej policzkach wraz ze łzami spływał tusz do rzęs, którym rano, przed pracą musiała się umalować. Sięgnął do schowka i podał jej paczkę chusteczek higienicznych. Ponownie podziękowała mu skinięciem głowy - Chcesz mi powiedzieć co się stało? - przeniosła na niego wzrok z niemym pytaniem wymalonym na twarzy - To znaczy... z Twoim tatą...
- Coś z sercem znowu, a ja... A ja znowu nie słyszałam telefonu, bo miałam wyciszony na czas spotkań... Miałam trzydzieści nieodebranych połączeń od Maćka i Jaśka. To dlatego Piotr zadzwonił do firmy - spod jej powiek na nowo zaczęły wypływać łzy - Jestem straszną córką, siostrą i przyjaciółką. Ja naprawdę, naprawdę - szlochała - nie zasługuję na nic dobrego. Mój ojciec jest w szpitalu, a ja, a ja...
- Ula - przykrył jej dłonie swoją dłonią, zapominając przez chwilę, że miał się hamować. Jednak otrzeźwienie przyszło, dopiero z chwilą, gdy dotknął jej skóry. Delikatnej i zimnej ze zdenerwowania. Nie cofnął ręki. Wolał, żeby go później za to znienawidziła, niż robić sobie wyrzuty, że powinien ją inaczej potraktować - Zasługujesz na wszystko co najlepsze. Twój ojciec jest w szpitalu, a Ty właśnie do niego jedziesz. Na spokojnie, nie denerwuj się.
- Dziękuję - powiedziała kolejny raz tego dnia i ścisnęła jego rękę. Sama nie wiedziała, dlaczego to zrobiła, ale serce jej podpowiadało, że mogła sobie pozwolić na ten intymny gest. Odwzajemniony uścisk, tylko ją w tym utwierdził.
Wbiegła do szpitala, a Marek nie odstępował jej na krok. Na korytarzu spotkali Jaśka, który siedział na plastikowym krzesełku z głową opartą o seledynową ścianę.
- Jasiu, gdzie tata? - dopytywała, będąc już kilka kroków od niego - Co z nim?
- Na razie nic niewiadomo - odpowiedział młody Cieplak - Cześć - zwrócił się do Marka.
- Cześć, cześć - przywitał się. Widząc Ulę opierającą się ręką o ścianę i uginające się pod nią nogi, dopadł do niej, chwytając ją w pasie i prowadząc do krzesełka obok Jasia - Usiądź tutaj, bo mi zaraz zemdlejesz - powiedział spokojnie, pomagając jej usiąść.
- Trochę mi się tylko w głowie zakręciło - powiedziała łapiąc się za skronie.
- Jasiu podejdziesz do automatu po wodę. Sobie też weź coś do picia i jedzenia, dobra? - poprosił Dobrzański wyjmując z kieszeni kilka monet. Cieplak skinął głową z wdzięcznością i poszedł do automatu. Marek ukucnął przy Uli - Hej, wszystko będzie dobrze. Nie martw się. Pójść po Piotra?
- Po Piotra?
- No bo wy..
- Proszę woda - przerwał Markowi Jasiek, podając Dobrzańskiemu butelkę wody, który ten bez zastanowienia odkręcił i podał Uli pomagając się jej napić. Nie wiedział do końca, dlaczego zareagowała zdziwieniem na wzmiankę o Piotrze. Przecież dzisiaj do niej dzwonił...
CZYTASZ
MI(NĘ)ŁO
Fanfiction"Jakby coś się działo, to dzwoń. Mogę się zjawić w każdej chwili" ~Marek Dobrzański