Otworzył segregator, wracając do dokumentów, którymi miał zająć się już wczoraj. Upił łyk gorącej kawy, którą chwilę temu przyniosła mu Ania. Nie sądził, że jeszcze kiedyś będzie pił kawę w tej firmie, że będzie pochylał się nad firmowymi sprawami na zlecenie Pani prezes.
- Życie potrafi zaskakiwać - westchnął, porównując obecne wyniki sprzedaży z tymi po pokazie FD Sportivo i FD Gusto. Te ostatnie spośród wszystkich były najlepsze - w końcu dziecko Cieplak - Dobrzański, jakże mogłoby być inaczej - uśmiechnął się pod nosem. Usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości i mając nadzieję, że to wiadomość od Uli, chwycił telefon. Od wczoraj oczekiwał jakiejkolwiek wiadomości od niej. Jej ojciec był w ciężkim stanie. Nie chciał jej zostawiać, ale nie mógł odmówić tym pięknym, chabrowym oczom, którymi na niego spoglądała, gdy prosiła go, żeby na czas jej jednodniowej, jak się zarzekała, nieobecności, przejął stery w firmie. Również od wczoraj męczyło go pytanie, dlaczego takim zdziwieniem zareagowała na pomysł po pójście po Piotra. Może po prostu zmęczenie i stres wywołany trafieniem Pana Józefa do szpitala, sprawiły, że nie myślała logicznie? Nie wiedział jak to sobie wytłumaczyć.
- Lunch o 12 w Książecej? :) - brzmiała wiadomość wysłana nie przez Ulę, a przez Paulinę. Nie odpisał. Po pierwsze nie miał ochoty, a po drugie... były ważniejsze sprawy. I ważniejsze osoby.
Nie mogąc dłużej czekać i martwiąc się tym, jak trzyma się Ula, wysłał krótkiego SMSa z pytaniem: Jak sytuacja?
Wrócił do pracy, myślami będąc gdzie indziej...
Gdy o 17 wciąż nie dostał żadnej odpowiedzi od Uli, zaczął zastanawiać się, czy wypada zadzwonić i dowiedzieć się co i jak. Może była potrzebna jej jakaś pomoc, a dobrze wiedział, że Ula sama o nią nie poprosi. Chociażby, dlatego, że Ula sama narzuciła stosunki jedynie służbowe. Rozum mówił, żeby dać jej spokój i nie wtrącać się w nie swoje sprawy, a serce... Serce podpowiadało, że powinien zadzwonić. Pomóc. Zaopiekować się nią. Przecież oprócz ojca nie miała nikogo. Oczywiście, że był Jasiek i była Beatka, jednak to Ula zastępowała im matkę. Ona robiła im śniadania do szkoły, dbała by lekcje były odrobione. Pamiętała o kupieniu prezentu na święta i urodziny. Była powierniczką ich największych tajemnic. Był kimś o wiele więcej. A przecież to 26 -letnia kobieta, która sama straciła matkę, a od 8 lat zastępowała ją swojemu młodszemu rodzeństwu. Nie zastanawiając się już dłużej, wybrał numer do Uli i licząc sygnały, miał nadzieję, że kobieta za moment odbierze.
- Marek? - usłyszał ochrypnięty głos kobiety.
- Tak to ja. Przepraszam, że zadzwoniłem, ale..
- To ja przepraszam, że nie odpisałam. Musiałam ogarnąć trochę rzeczy w domu. Zawieźć rzeczy do szpitala i... Po prostu zapomniałam - wyznała.
- No co ty Ulka - nie zdążył ugryźć się w język. Jednak mijały kolejne sekundy, a ona go nie zbeształa - Jak tata?
- Źle - usłyszał jak próbuje opanować płacz - Bardzo źle - dodała szeptem.
- Gdzie jesteś? - spytał, chowając do aktówki zestawienia, nad którymi miał w planach posiedzieć wieczorem w domu.
- Czekam na autobus do Rysiowa. Muszę zrobić dzieciakom kolację i uszykować jakieś dokumenty taty.
- Nie będziesz się wlokła autobusem, ja właśnie wychodzę z firmy to podjadę po ciebie i podwiozę cię do domu.
- Marek, nie mogę cię tak wykorzystywać.
- Ależ oczywiście, że możesz - powiedział uśmiechając się do siebie, gdy wciskał przycisk przywołujący windę - Czekasz na tym przystanku przy szpitalu?
- Tak - westchnęła.
- Nie ruszaj się stamtąd, zaraz będę.
***
Nie rozmawiali zbyt dużo przez całą drogę do Rysiowa. Ula ze wzrokiem utkwionym gdzieś za oknem, nie była zbyt skora do rozmowy. Na pytania Marka odpowiadała zdawkowo: tak, nie, nie wiem, możliwe, jakby próbowała zaoszczędzić pozostałą energię i zebrać siły przed powrotem do domu, do swojego rodzeństwa.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił, gdy podjechał pod dom Cieplaków. Odwróciła wzrok od szyby i przyjrzała się Markowi, jakby dopiero to, że się odezwał przypomniały jej o jego obecności.
- Dziękuję - uśmiechnęła się krzywo, odpinając pas bezpieczeństwa - Może wejdziesz na kolację?
- Nie, no co ty. Nie chcę przeszkadzać. Poza tym musisz odpocząć.
- Proszę, opowiesz mi co w firmie. Muszę się trochę oderwać myślami od...
- A dostanę herbatę z sokiem malinowym? - spytał ochoczo.
- Zobaczę co da się zrobić - posłała mu smutny, aczkolwiek ciepły uśmiech i wysiadła z samochodu.
***
- Przepraszam, że tak długo - powiedziała stawiając przed nimi dwa kubki z parującym naparem - Beti nie mogła zasnąć.
- Nie masz za co przepraszać. Pewnie czuje, że wszyscy są zdenerwowani.
- To na pewno. Poza tym fakt, że taty nie ma w domu, a zawsze był potęguje u niej poczucie niepokoju.
- Na szczęście ma ciebie - posłał jej pocieszający uśmiech.
- A ja mam szczęście, że mam takiego oddanego dyrektora PR-u, który przeze mnie robi wszystko oprócz zajmowania się reklamą firmy - zaśmiała się cicho.
- Nie prawda! Dzisiaj porównywałem zyski z FD Sportivo, FD Gusto. Przed pokazami i po pokazach. Jeszcze zostało mi kilka zestawień do przejrzenia i najdalej za trzy dni będę gotowy przedstawić tobie pełen plan promocji na czas dopóki nie powstanie nowa kolekcja. Wtedy oczywiście zmienimy taktykę, ale aktualnie przydadzą nam się targi w Paryżu, które odbędą się za jakiś miesiąc i na które już udało mi się zdobyć miejsce - powiedział dumnie, biorąc do ręki biały kubek z Kubusiem Puchatkiem.
- Nie ma mnie jeden dzień, a ty już tyle zrobiłeś - oparła głowę na zgiętej ręce i spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem - Naprawdę dziękuję, Marek.
- Naprawdę nie masz za co.
- Mam. Za wczoraj, za dzisiaj.
- Żaden kłopot.
- A jednak... Przecież zacząłeś układać sobie życie w Londynie, a ta moja niespodziewana propozycja, musiała nieźle zamieszać w twoim życiu.
- Bo ja wiem... - odpowiedział wymijająco - A Piotr nie ma nic przeciwko, że przyjęłaś mnie z powrotem do firmy?
- Piotr? - spytała zaskoczona tak jak poprzedniego dnia.
- No... Piotr.. Piotr Sosnowski.. - odpowiedział niepewnie - Bo wy jesteście razem i tak myślałem, że..
- Nie jesteśmy razem - odparła pewnie - Tak naprawdę nigdy nie byliśmy.
- Przepraszam - odpowiedział, w duchu dziękując, że plotki zasłyszane przez Sebastiana okazały się prawdą - Nie powinienem był pytać. To nie moja sprawa. Po prostu jak wczoraj zadzwonił, to myślałem, że... No nieważne - zaśmiał się nerwowo.
- To tylko telefon służbowy - powiedziała, spoglądając na niego znad kubka - Nie musisz przepraszać, bo to nie jest żadna tajemnica. A ty... - przerwała, a on miał wrażenie, że jej oczy pokryły się warstwą łez - Ty nie jesteś obcym. Przecież kiedyś przez pewien czas... - nie dokończyła - nie za mało tego soku?
- Nie, jest idealnie - powiedział wpatrzony w nią jak w obrazek.
CZYTASZ
MI(NĘ)ŁO
Fanfiction"Jakby coś się działo, to dzwoń. Mogę się zjawić w każdej chwili" ~Marek Dobrzański