V

37 5 3
                                    

Zamachnęłam się, ale zamiast wykonać perfekcyjne i zgrabne cięcie, upadłam na bark i przewaliłam się na plecy. Wykorzystałam ten moment na chwilę odpoczynku. Butch stanął nade mną i z ironicznym zażenowaniem spojrzał na moją zdeterminowaną minę. Wyciągnął ku mnie dłoń  i poderwał mnie z ziemi mocnym pociągnięciem.

– Ktoś mi kiedyś powiedział, że wojownik powinien być pokorny – skomentował mój zapał i ponownie pokazał mi jak manewrować ostrzem.

Minęło trochę czasu od tamtej nocy. Zaczęłam wtedy intensywnie pracować i ćwiczyć, łapiąc się tej okazji jak ostatniej nadziei na zachowanie godności. Siwooki pomimo swojej dziwnej natury był bardzo wyrozumiałym nauczycielem. Z tego, co zdołałam zauważyć, musiał być kiedyś na moim miejscu. Musiał być potykającym się o własne nogi jagniątkiem przygarniętym przez wilka, chociaż nie potrafiłam sobie tego wyobrazić.

Wciąż mieszkałam w niewielkiej jaskini przy przejściu na ziemie orków – jak to wytłumaczył mi Butch. Dużo mi opowiadał o tym miejscu nocami, które spędzaliśmy w moim azylku. Powiedział mi o Starym Obozie, Nowym Obozie, Obozie na Bagnach, wielu ludziach i ich historiach. Zawsze zbierało go na fantazjowanie, gdy leżeliśmy nadzy w jaskini przy tlącym się na zewnątrz ognisku. Tej nocy jednak siedział w kompletnej ciszy i ze ściągniętymi brwiami gapił się w zimne skały nad nami.

– Nie jestem gwałcicielem – odezwał się w końcu.

Jego wypowiedź wręcz mnie zaszokowała, ale nie miałam pojęcia co powinnam odrzec. Czy nim był? – w tamtej chwili nie byłam pewna. Był inny, niż ktoś, kto mnie kiedyś skrzywdził. Nie wziął mnie siłą, ale czy gdybym się opierała to byłby w stanie?

– Jak byłem jeszcze młody i głupi to żyliśmy w ubóstwie. Ojciec nie miał jak płacić, więc gdy przychodziła straż to dawał im siostrę... zrozumiałem dopiero po latach, jak tata już nie żył, dlaczego mama zabierała mnie na noc do komórki kiedy przychodzili po pieniądze. Zacząłem się wtedy uczyć oręża i jak kiedyś zobaczyłem strażnika to mi się wydał jakiś strasznie podobny do jednego z tamtych. W taki sposób tutaj trafiłem, już po tym magicznym syfie.

Nie musiał podawać swojego zarzutu. Zrozumiałam, że go zamordował. Milczałam – nie miałam zamiaru go pocieszać. W odpowiedzi tylko przysunęłam się bliżej i zarzuciłam nogę na jego owłosioną goleń.

Butch nie przychodził codziennie, miał swoje obowiązki w obozie. Ja jednak ćwiczyłam dzień w dzień, w zależności od możliwości psychofizycznych. Mówił mi, że dużo zależy od głowy. Starałam się więc również i o nią zadbać, nie przemęczać się i nie poddawać.

– Czterdzieści – wystękałam, nisko opuszczając się na ramionach – czterdzieści jeden – jęknęłam po podniesieniu się.

– Pięćdziesiąt dziewięć – wyszeptałam w przestrzeń, napinając mięśnie brzucha i podnosząc się do pozycji siedzącej. Ponownie położyłam się na ziemi. – Sześćdziesiąt – stęknęłam i z uśmiechem usiadłam.

– Aha! – wyrzuciłam z siebie, silnie uderzając wyimaginowanego przeciwnika w podbródek. Nie czekając rewanżu, lewą pięścią grzmotnęłam go w policzek z nadzieją, że ułamał mu się chociaż jeden niewidzialny ząb.

– No, no – zaświergotał siwooki u progu.

Uśmiechnęłam się lekko i strzepnęłam napięte ramiona i nogi. Zwyczajowo położył swoje rzeczy i rozpalił ognisko z suchych gałęzi. Miał tym razem ze sobą sporych rozmiarów nienapchany tobołek.

– Będziemy musieli cię stąd przenieść – oznajmił szturchając w ogniu, gdy ostrzyłam badylek jego kozikiem. Spojrzałam zaintrygowana. – Te gnidy ze Starego Obozu już mają problem, bo myślą, że przychodzę tutaj polować na ich zwierzynę. Głupcy... przecież ja nawet nie jestem myśliwym!... W każdym razie zrobiło się za gorąco, a ja nie szukam kłopotów. Lares pogruchotałby mi kości – na końcu wypowiedzi cicho się zaśmiał.

– Ale gdzie? – zauważyłam nieścisłość.

– Myślałem o tym – rzekł i usiadł na ziemi. – I chyba najlepszym wyjściem będzie, jeżeli zamieszkasz u myśliwego z naszego obozu, Aidana. Mieszka niedaleko Nowego, te gnidy nie będą miały o co robić problemu. Tylko musielibyśmy iść tej nocy. Czuję w trzewiach, że jak tylko wyjdę to pójdą sprawdzić powód moich wizyt.

– W porządku – nie sprzeciwiałam się. Może i jaskinia dawała mi złudne wrażenie bezpieczeństwa, ale nie podobało mi się tutejsze sąsiedztwo.

Siedział chwilę w ciszy i pociągnął łyk ryżówki. Podał mi butlę, a następnie sięgnął po tobół. Odpiął klamry skórzanej torby i wyjął z niej kolejno brzytwę, tunikę, cienki materiałowy pasek i wilcze futro. Sprawdził ostrość narzędzia i przysunął się do mnie.

– Musimy obciąć ci włosy. W długich lubią się zalęgać wszy, a poza tym... – gadał.

Odwróciłam się do niego plecami.

– Dobra – zgodziłam się.

Nie byłam głupia. Wiedziałam, że muszę wtopić się w tłum. Mężczyzna chwycił pasemko moich ciemnych włosów i wyciął je na wysokości ucha. Ciął tak dłuższy moment, a każde pasmo starannie odkładał na ziemi obok nas. Po wykonanej robocie poczułam się dziwnie, jakby coś zostało mi odebrane. Nie przejmowałam się tym jednak zbytecznie tym odczuciem, zresztą –  nawet nie mogłam. Butch wziął pełną garść moich włosów i bezceremonialnie wrzucił je do ogniska. Ogień pożarł je szybko i bezuczuciowo.

Miałam na sobie jedynie strój więźniarki z zarzuconym na barki niebieskim szalem. Siwooki przebrał mnie w wielką tunikę i przewiązał ją w biodrach pasem – ponoć miało to sprawić, że będę wyglądać bardziej męsko. Zarzucił mi na ramiona futro i zawiązał rzemieniem na linii obojczyków. Musiałam wyglądać głupio. Okryłam głowę niebieskim szalem.

– Chodźmy – rzekł mężczyzna po zebraniu swoich rzeczy i ugaszeniu ogniska.

Ruszyliśmy, tym razem wspólnie, na zachód.

[GOTHIC] NiewinniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz