IX

88 3 1
                                    

Nadia

Od wizyty Leona minęło trochę czasu. Po tym incydencie skupiłam się na tym, by ogarnąć trochę ubrań i pieniędzy dla Yori, żeby miała choć trochę lepszy start. Zmieniłyśmy mieszkanie i miałam nadzieję, że to pomoże częściowo pozbyć się problemu, jakim był Leon. Ivan oczywiście też, ale zamierzałam rozwiązać ten kłopot już niedługo i to po kryjomu.

Yori zrobiła się strasznie cicha, nadal obawiała się o swoje życie i o to, że wróci do poprzedniej pracy. Za każdym razem musiałam ją uspokajać, że to się nie powtórzy. Nie kłóciła się, nie krzyczała. Postanowiła mi zaufać i wiedziałam, że muszę dopilnować danego jej słowa.

- Znasz Ivana? - pokazałam jej zdjęcie, ale pokiwała głową - długa historia. Chcę się z nim rozprawić.
- A co z Leonem?

Miała taki smutny wzrok, że aż zaczęłam żałować podjętej decyzji o zamieszkaniu razem. Miałam zamiar ją chronić, a sama byłam w tarapatach i w dodatku nie czułam się już bezpiecznie w tym mieście. Muszę ją odesłać do rodziców i to jak najszybciej. Poprosiłam ją o ich numer, pod który od razu zadzwoniłam, ale nikt nie odbierał. Wysłałam też wiadomość, ale nie ma żadnej gwarancji, że uzyskam odpowiedź. Mówiła że mieli ją gdzieś, więc istnieje opcja, że nie chcą jej znać. Mogli też zmienić numery ze względu na obawy czy telefony od różnych osób składających kondolencje, a zawsze jeszcze istnieje wiele innych powodów, o których mogę nie pomyśleć.

Westchnęłam głośno i oświadczyłam, że jadę rozprawić się z Ivanem. Jednego dupka będzie mniej, a ja też dzięki temu stanę się trochę spokojniejsza. Obawiam się jednak, że Leon ma kogoś jeszcze w zanadrzu, wtedy dopiero rozpocznie się wojna, a wolałabym tego uniknąć.

***

Kiedy tak jeździłam po mieście w poszukiwaniu Ivana, pomyślalam sobie, że tak na dobrą sprawę nie ma to większego sensu. Nie zastałam go w mieszkaniu, więc musiał gdzieś pojechać, a nie znałam jego lokalizacji, więc przeszukiwanie tylu miejsc zajmie mi sporo czasu. Byłam jednak uparta i chciałam zrobić wszystko co w mojej mocy, by do niego dotrzeć. Pojeździłam jeszcze pół godziny, ale nigdzie nie było śladu mówiącego o tym, że może tu przebywać.

Jakiś kwadrans od domu zobaczyłam w rogu ulicy mężczyznę niosącego dziewczynę. Zaparkowałam czym prędzej pojazd i poszłam zobaczyć co się tam dzieje. Podeszłam na tyle blisko, że byłam w stanie ujrzeć to, co mnie interesuje, ale nadal pozostawałam w ukryciu.

Wyjęłam broń i dziękowałam sobie w duchu, że ją wzięłam i jeszcze nikt do tej pory mnie z nią nie przyłapał. Myślę że gdybym trafiła na policję ze względu na posiadanie broni, a zwłaszcza morderstwo, nie uszłoby mi to na sucho. Ale również dzięki mojej przeszłości nauczyłam się ukrywać i działać tak, by powodować jak najmniejsze szkody. Dlatego uważam, że w każdej sytuacji warto szukać plusów, bo prawie zawsze jakieś się znajdzie.

Obejrzałam się dookoła i nie stwierdziłam niczyjej obecności, więc ruszyłam przed siebie. Nie mogę dokładnie przyjrzeć się facetowi stojącemu nieopodal, ale jestem przekonana, że to Ivan, dlatego celując w jego głowę, krzyknęłam.

Speszył się, ale nadal trzymał tę dziewczynę na rękach. Była nieprzytomna, więc na szczęście nie zobaczy tego, co za chwilę się stanie.

- Puść ją!

Z każdą sekundą traciłam nadzieję, że mnie posłucha, ale jednak zrobił to, o co go poprosiłam. Czułam się pewna w strzelaniu, więc na bank bym w nią nie trafiła, ale tak dla pewności chciałam, by była względnie bezpieczna.

- Zakochałaś się?
- Skąd taki pomysł?
- Śledzisz mnie.

Sięgnął ręką zza pasek spodni i wyciągnął broń, ale już było za późno, oddałam strzał. Podbiegłam do leżącej na ulicy dziewczyny i ponownie strzeliłam, tym razem z bliższej odległości prosto w serce, by mieć pewność, że go wyeliminowałam.

Leon

Byłem naładowany agresją i złością, Nadia wraz z Yori uciekły z mieszkania szybciej niż sądziłem. Nie mam nawet pojęcia czy wyniosły się gdzieś bliżej, czy wyjechały z miasta, a może i nawet z kraju. Nie miałem innego wyjścia, niż napisać SMSa, chociaż nie miałem też pewności, że nie zmieniła swojego numeru. Cała sytuacja zaczęła mi się wymykać spod kontroli. Uderzyłem pięścią w ścianę, drugi raz i trzeci, aż kostki nie zaczęły mnie boleć. Ból promieniował teraz na całą rękę, ale adrenalina robiła swoje, nie czułem tego aż tak bardzo.

Ja: Przede mną nie uciekniesz, wszędzie cię znajdę.

Po wysłaniu wiadomości przeczytałem ją po raz kolejny i najchętniej bym ją usunął, ale to nie był messenger. SMS poszedł i musiałem mieć nadzieję, że to coś da. Jeszcze tliła się we mnie iskierka nadziei, której nie zamierzałem puszczać. Musiałem wznowić kontakt z dawnymi kolegami, bez nich będzie mi ciężej cokolwiek zrobić.

Przeznaczona, by być zniewolona CZĘŚĆ 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz