POV: Veila
Nastał czas ostatniej kolacji przed balem,
prawdopodobnie ostatniej spędzonej z naszymi gośćmi. Głównym tematem rozmowy podczas posiłku było oczywiście jutrzejsza kolacja i przyjęcie. Tata planował ustawienie wszystkiego, był tym pochłonięty. Widziałam, ile pracy wkłada w to, żeby wszystko wyszło po jego myśli. Gdy tak siedziałam i jadłam, starałam się unikać spojrzenia chłopaka, który siedział naprzeciwko mnie. To było trudniejsze niż myślałam. Bałam się, że zrobię coś głupiego, więc chyba lepiej było po prostu omijać go wzrokiem.W pewnym momencie tata wspomniał o naszym wyjeździe. No tak, zapomniałabym. W końcu od razu po przyjęciu wyjeżdżamy. Spojrzałam na Willa, czekając na jego reakcję. Ten tylko posłał mi pytające spojrzenie, ale nawet nie zaczął jakiejkolwiek rozmowy na ten temat. Jedynym prawdziwym powodem, dla którego nie chciałam wyjeżdżać był właśnie on. Wiedziałam, że Tommy sobie beze mnie poradzi, Alex znajdzie jakieś zajęcie, ale jego mogę drugi raz nie zobaczyć. A co jak wyjadą pod naszą nieobecność? Jeżeli wrócę do domu, a jego już nie będzie? Będzie mi go brakowało i to bardziej, niż się spodziewałam. Czy to wszystko tak ma się skończyć?
Gdy wszyscy zjedli, ja i mój brat zaczęliśmy realizować nasz plan. A mianowicie, wiadome było, że to służba przygotuje cały wystrój domu na bal, ale ja i Tommy uwielbialiśmy pomagać, wieszać ozdoby i ustawiać karteczki z imionami przy stole. Przynajmniej się nie nudziliśmy.
- Tato. - podeszliśmy razem do ojca. - Czy możemy jakoś pomóc w przygotowaniach?
- Szczerze to...Popatrzyliśmy na niego błagalnym wzrokiem, a ten westchnął i powiedział:
- Dekoracja jadalni dla gości, w której odbędzie się kolacja nie została jeszcze nikomu przydzielona. Możecie się tym zająć, ale ludzie zaczną się schodzić przed osiemnastą, a musicie się jeszcze przygotować więc... jeżeli wyrobicie się przed 16.30, to się zgodzę.
- Jasne. - odpowiedzieliśmy.
- Zgłoście się do mnie o szesnastej, powiem wam co i jak. - dodał.Pokiwaliśmy głową i szczęśliwi zaczęliśmy iść w stronę wyjścia. Ja miałam jeszcze iść do salonu, by porozmawiać z ojcem na temat wyjazdu, dlatego pożegnałam się z Tommy'm, który poszedł do siebie. Już miałam zacząć iść, żeby po prostu poczekać tam na tatę, kiedy coś mnie powstrzymało. A raczej ktoś.
- Poczekasz chwilkę?Niechętnie odwróciłam się na dźwięk głosu Willa. Tyle wyszło z mojego unikania go.
- Tak? - powiedziałam, starając się nie uśmiechać. Dziewczyno, uspokój się, on tylko się odezwał.
- Wyjeżdżasz gdzieś?
- A no tak, nie mówiłam ci. Tata zabiera mnie na spotkania polityczne, żebym mogła... jak to powiedzieć...zabłysnąć?
- To fajnie... Kiedy wyjeżdżasz?
- Jutro po balu.
- Jasne.Kiedy już myślałam, że odejdzie ze skwaszoną miną, na jego twarz pojawił się uśmiech i zapytał:
- Po co chcecie zajmować się przygotowaniem kolacji i balu?
Zaśmiałam się i odpowiedziałam:
- Wiesz co to znaczy "dobra zabawa"?
- Ozdabianie jadalni jest dobrą zabawą?
- Kiedy robisz to z bratem to całkiem fajne. I przynajmniej nie masz wyrzutów sumienia, że wszystko za ciebie robią.
- Ale od tego właśnie jest służba.
- Czasem można im trochę pomóc, nie uważasz?Chłopak się zaśmiał a ja ucichłam. Momentalnie zrobiło mi się przykro na myśl, że prawdopodobnie gdy wyjadę, nie usłyszę go nigdy więcej. I jak tutaj myśleć pozytywnie?
- Do zobaczenia jutro. - powiedział.
- Do zobaczenia. - odpowiedziałam, odwracając się i idąc w stronę salonu.------------------------
Następnego dnia, tak jak ustaliliśmy, razem z Tommy'm o szesnastej stawiliśmy się u ojca. Ten poprosił swojego asystenta, żeby zaprowadził nas do jadalni i powiedział, co mamy zrobić. Mieliśmy tylko pół godziny, więc musieliśmy się pospieszyć. Zaczęliśmy ozdabiać krzesła sztucznymi kwiatami, rozkładaliśmy kartki z nazwiskami i układaliśmy ozdoby na stole. Trochę nam to zajęło, ale to nie było bardzo czasochłonne zajęcie. Dalej czułam chęć do jakiejkolwiek pomocy, ale dobrze wiedziałam, że muszę iść się szykować.
- Wiesz, o której wyjeżdżasz? - zapytał chłopiec.
- Jak się skończy bal, to już nie zależy ode mnie.
- Powiedziałaś o tym Wilburowi?Na dźwięk tego imienia odwróciłam wzrok do chłopaka i odpowiedziałam powoli:
- Tak? Czemu pytasz?
- Wyglądał na zdziwionego i trochę smutnego, gdy tata zaczął o tym mowić. Byłem ciekawy.
- Okej. - trochę smutnego? Czy Will był smutny z powodu tego wszystkiego, tak samo jak ja?Rozmowa miała się kończyć, a my mieliśmy iść do własnych pokoi, ale zatrzymałam brata, mówiąc:
- Tommy, czy ty go lubisz?
- Chyba nie jest aż taki zły, jak mi się wydawało.
- To... dobrze. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - odpowiedział.Gdy wychodziliśmy z pomieszczenia spotkaliśmy asystenta taty, który sprawdził, jak wszystko przygotowaliśmy, a gdy skończył, powiedział:
- Wasz ojciec kazał przekazać, że macie być punktualnie o godzinie 17.45 w holu na dole. Kazał zwrócić na to uwagę pannie Veili. - popatrzył na mnie a ja się uśmiechnęłam.
- Oczywiście. - odpowiedziałam i razem z bratem ruszyliśmy w stronę schodów.Gdy znalałam się w swoim pokoju, na łóżku leżała sukienka, zawinięta w jakiś materiał. Obok była karteczka z napisem "O 17.15 przyjdzie służba". Pismo mojej macochy. Spodziewałam się, że ktoś przyjdzie, żeby uczesać mi włosy i zrobić makijaż. Nie przepadałam za tym, ale chyba nie miałam zbyt dużego wyboru. Mam tylko nadzieję, że macocha nie wymyśliła sobie, że mam wyglądać jak świąteczna bombka.
Odwinęłam sukienkę z materiału i gdy ją zobaczyłam, musiałam przyznać, że chociaż nie lubię tej kobiety ma ona dobry gust. Suknia była koloru fioletowego, ale takiego bardzo jasnego. Miała naszyte perły i wiele wzorów. Często nosiłam coś z perłami, chyba macocha je lubiła. Ja muszę przyznać, że też mi się podobały. Sukienka była naprawdę piękna. Gdy ją podniosłam, zobaczyłam, że pod nią leżały białe pantofelki, albo baletki? Nigdy nie wiem jak je odróżnić, ale wiem jedno, są niewygodne. No cóż, muszę wytrzymać.
Siedziałam na łóżku, już przebrana. Podobało mi się to, jak wyglądam. Naprawdę nie cieszy mnie fakt, że muszę pogratulować macosze wyboru. Spojrzałam na zegar. Zaraz będzie 17.15. Postanowiłam posprzątać trochę, wyszłam z pokoju i pobiegłam do kuchni, niepostrzeżenie zabrałam z jednej z tac trzy filiżanki i dzbanek z jakimś sokiem. Zawsze wszyscy mi powtarzają, ze nie powinnam być taka gościnna wobec służby, ale dla mnie nie ma nic złego w podaniu picia, kiedy przyjdą by przygotować mnie na bal. To zwykła uprzejmość.
Gdy wróciłam, nie musiałam czekać długo, żeby pojawiły się dwie kobiety. Widziałam, że były zaskoczone tym, że cokolwiek do nich mówię i na dodatek podaję im coś do picia. Lubiłam rozmawiać z ludźmi i to nie było dla mnie nic nowego. Po jakimś czasie już swobodniej ze mną rozmawiały. To chyba dobrze?
Kiedy znowu byłam sama w pokoju, podeszłam do lustra, żeby się przejrzeć. Miałam rozpuszczone włosy, a po bokach pasemka, zaplecione w warkoczyki i spięte razem z tyłu głowy. Oczywiście nie obyło się bez idiotycznych wstążek we włosach, ale obiecałam sobie, że ich nie wyrwę. Miałam zrobiony lekki makijaż, co mnie cieszyło. Uśmiechnęłam się do siebie, po czym odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi.
CZYTASZ
Chwila, czy ja go lubię? || DSMP ||
FanfictionZ pozoru pełni podziwu, szanujący się politycy Wielkiej Brytanii w XIX wieku, a z drugiej strony kłócący się o byle co rodzice? Konflikt dwóch rodzin w tamtych czasach mógł rozbić przyjaźń na dobre, choć czasami działało to zupełnie na odwrót. Czy k...