ROZDZIAŁ XXII

72 9 0
                                    

Minął już miesiąc od mojego przyjazdu do Londynu, czyli prawie półtora miesiąca od balu. W brew pozorom moje życie wcale nie wróciło do normalności. Nie byłam tą samą dziewczyną, która nie ma nic do roboty i jedynie przygląda się pracy ojca. Dzisiaj razem z nim pracowałam. Załatwiałam sprawy, jeździłam na spotkania i mówiłam w moim imieniu, nie tylko ojca. Mogłam się rozwijać, ludzie zaczynali mnie postrzegać inaczej, nie tylko jako bogatą, głupią dziewczynę. To było naprawdę niesamowite, czułam się częścią imperium biznesowego ojca, miałam do niego dostęp i razem je rozwijaliśmy. Nawet znalazł się dla mnie pusty pokój w domu, który zamieniliśmy w małe biuro dla mnie. Było całkiem prowizoryczne, ale to zawsze coś. Tata uczył mnie coraz to nowych rzeczy, a ja go słuchałam i całkiem szybko się uczyłam. To było to, na co tak długo czekałam. Moje własne życie (dalej pracowałam u taty, ale to zawsze coś, prawda?).

Jeżeli chodzi o Alex'a, to jak się już pewnie domyślacie nasi rodzice się pogodzili. No, może nie tak do końca, dalej nie do końca sobie ufali i nie łączyły ich żadne biznesy, ale wszystko zaczynało wracać do normy. Przychodzili do nas, rozmawiali i śmiali się w salonie. Oczywiście znieśli zakaz spotykania się, więc mój przyjaciel już nie musiał wchodzić do naszego domu tylnymi drzwiami. Aż dziwnie się patrzyło, kiedy tak po prostu wchodził głównym wejściem, bez żadnej awantury. Cieszyłam się, że tak jak brata mam go przy sobie. Że podczas tego postępu w moim życiu był przy mnie, często przychodził i pomagał, jeśli z czymś sobie nie radziłam. Chłopak jak na razie nie miał wielu planów na przyszłość i mimo tego, że wcale nie lubi polityki zawsze gdy potrzebowałam pomocy był przy mnie. Przynosił jedzenie, najczęściej moje ulubione pączki i siadał obok, odrywając mnie na chwilę od pracy. Czy mogłabym prosić o coś więcej?

No tak, oczywiście że nie wszystko było takie idealne. Nie mogło być. Brakowało mi jednej osoby, której od czasu balu nie widziałam. Will obiecał, że się zobaczymy, ale skąd mam wiedzieć kiedy? Za miesiąc, dwa, może rok? A może wcale? Może coś się stało i nigdy już go nie spotkam? Podczas dziennych obowiązków starałam się o nim nie myśleć, żeby skupić się na pracy, ale i tak wieczorem przed zaśnięciem pojawiał się w mojej głowie ten jego uśmiech. Czasami wyciągałam z szafki list, który napisał przed wyjazdem, żeby po prostu przypomnieć sobie, że on gdzieś tam jest. I że się spotkamy, że o mnie nie zapomniał.

Siedziałam w swoim "biurze", które było w wyjątkowym nieporządku. Przeglądałam jakieś papiery na temat naszych wydatków w ostatnim czasie, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Powiedziałam "proszę", nie podnosząc głowy. Po chwili usłyszałam głos:
- Jakie nudne papiery dzisiaj przeglądasz? - zapytał Alex.
- Rachunki.
- Czyli nuda.
- Ktoś to musi zrobić. - odpowiedziałam, cicho śmiejąc się pod nosem. - A ty robiłeś dzisiaj coś ciekawego?
- Niespecjalnie. Przyszedłem dotrzymać ci towarzystwa.
- Widziałeś Tommy'iego po drodze?
- Nie. Czemu pytasz?
- Byłam po prostu ciekawa, nie widziałam go dzisiaj. Pomożesz mi? - powiedziałam, pokazując mu stertę kartek, którą trzeba było uporządkować.
- A mam jakiś wybór?
- Nie, raczej nie. - uśmiechnęłam się a ten niechętnie podszedł do biurka i usiadł na krześle obok.

Zaczęłam mu opowiadać, jaki nienormalny sen dzisiaj miałam, a ten słuchał. Potem on zaczął coś mówić i tak minęło nam sporo czasu. Cieszyłam się, że mam go obok, naprawdę.

- Pójdę po coś do jedzenia.
- Ale musisz jeść na krześle, nie pozwolę, żebyś ubrudził mi tu wszystko.
Zaśmiał się i powiedział:
- Może przyniosę jeszcze truskawki, one napewno niczego nie ubrudzą.
- Nawet nie próbuj.

Po tych słowach wyszedł, a ja zostałam sama z moimi rachunkami. Westchnęłam i wzięłam się do pracy. Czemu akurat ja dostałam najnudniejsze zadanie na świecie?

POV: Alex

Ruszyłem w stronę kuchni, zastanawiając się, co zjeść. Znalazłem się w głównej części domu i stwierdziłem, że pójdę bocznym korytarzem, żeby było szybciej. Już mijałem główne schody, kiedy usłyszałem, że ktoś po nich zbiega. Zwróciłem wzrok w górę i zobaczyłem Tommy'iego, który biegł najszybciej jak mógł.
- Uważaj, nie chcesz spaść. - powiedziałem. Gdzie się tak spieszył?
- Chodź. - powiedział, gdy znalazł się przede mną, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Co się stało, że się tak szczerzysz?

Ale on nie odpowiedział, chwycił moją rękę i pociągnął mnie za sobą. Ja za nim ruszyłem, idąc najszybciej jak umiałem.
- Tak się składa, że jestem trochę głodny i... - zacząłem, ale chłopak mi przerwał, mówiąc:
- Po prostu chodź.
- No dobra. - odpowiedziałem bezradnie.

Prowadził mnie do wyjścia z domu, a może raczej biegł w jego stronę. Jednak przed samymi drzwiami skręcił i stanął przed oknem. Ja stanąłem obok i wyjrzałem na dwór.

- O to mi chodziło. - powiedział, pokazując na powóz na dworze. Gdy zobaczyłem, kto z niego wysiada, uśmiechnąłem się szeroko, pomachałem i dałem znać, żeby gość dał nam chwilę.
- Musimy po nią iść, teraz. - odpowiedziałem i biegiem ruszyliśmy w stronę biura Vi.

POV: Veila

Nagle przez drzwi wparował Alex, a za nim mój brat. Posłałam im pytające spojrzenie zza biurka, a przyjaciel powiedział:
- Chodź z łaski swojej na chwilę.
- Jestem zajęta, o co chodzi?
- Po prostu chodź.
- Serio mówię, jak tego nie skończę to ojciec się wścieknie i...
- Mamy wyciągnąć cię siłą? - zapytał Tommy z dziwnym uśmiechem na twarzy.

Zdziwiona i zniechęcona wstałam. Byłam zmęczona, a dalej tego nie skończyłam. Co się takiego stało?
- Mogę wiedzieć, o co chodzi?
- Nie, raczej nie. - powiedział Alex.
- Aha, jasne.
- Nie marudź chociaż raz. To ważne.
- Dla kogo niby?
- Dla ciebie.
- Dla mnie? Serio?
- Tak. Zdecydowanie tak.- przyjaciel się uśmiechnął i musiałam przyspieszyć kroku, by za nimi nadążyć. Gdzie tak pędzą? I co do jasnej cholery się stało?

Znaleźliśmy się w holu i tutaj oby dwoje się zatrzymali.
- Wyjdź. - powiedzieli chórem.
- Dlaczego mam...- zaczęłam, ale brat mi przerwał:
- Po prostu idź, serio.
- No dobra. - powiedziałam i zdziwiona ruszyłam w stronę drzwi. Czy mam się bać?

Wyszłam za drzwi i gdy spojrzałam przed siebie, totalnie mnie zamurowało. Zamrugałam dwa razy, żeby upewnić się, że się nie przewidziałam. Chłopak, który stał kilka metrów przede mną, trzymający kwiaty, zaśmiał się głośno. To ten śmiech. Jego śmiech. To naprawdę on i właśnie stoi przede mną. Chłopak, za którym tak tęskniłam. Uśmiechnęłam się szeroko i do niego podbiegłam. Zarzuciłam mu ręce na szyję i go przytuliłam. Ten oddał uścisk i gdy się od niego odsunęłam, wręczył mi kwiaty i powiedział:
- Dobrze cię widzieć, Veilejo.
Zaśmiałam się i odpowiedziałam:
- Ciebie też Williamie.

Chwila, czy ja go lubię? || DSMP ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz