ROZDZIAŁ XVIII

69 8 0
                                    

Szłam pustym korytarzem, który normalnie byłby zatłoczony, gdyby nie to, że cała służba zajmowała się balem. Przechodząc obok pokoju brata zapukałam do drzwi, ale nikt mi nie otworzył. Spojrzałam na zegar nad schodami, do których zmierzałam i zobaczyłam, że już jest 17.45. Ruszyłam szybkim krokiem i zaczęłam po nich schodzić. Gdy znalazłam się na parterze, dopiero usłyszałam głosy ludzi. Goście zaczęli przychodzić. Ruszyłam korytarzem i nagle znalazłam się w holu. Zaproszeni dopiero wchodzili, a ja zauważyłam moją rodzinę, stojącą i witającą innych. Szybko podeszłam do brata, a gdy ten mnie zauważył, uśmiechnął się a ja szepnęłam:
- Nie spóźniłam się, prawda?
- Nie, ale mogłaś być wcześniej.
- Tata powinien się cieszyć, że w ogóle w tej sukni tutaj dotarłam. Masz pojęcie, jakie to jest ciężkie?
- Nie, ale mogę sobie wyobrazić.

Zaśmiałam się cicho i zaczęłam spoglądać na ludzi, uśmiechać się całkiem nieszczerze i witać gości. Zastanawiałam się, jakim cudem oni się tutaj wszyscy pomieszczą. Prawdą jest, że mamy sporą posiadłość no ale bez przesady. Aż tylu ludzi zostało zaproszonych na byle bal? Ewidentnie mój tata i pan Soot są dumni z powodzenia projektu i poparcia mieszkańców Londynu. Może połowa z tych ludzi to producenci nowych wynalazków, o których tyle mówiłam innym?

Dosłownie chwilę później zobaczyłam zmierzającego do nas pana Adrew'a i Willa. Spojrzałam na bruneta, który miał na sobie czarny garnitur. Uśmiechnął się a ja odwzajemniłam uśmiech. Przypomniała mi się moja wcześniejsza rozmowa z Alex'em. Czy naprawdę mam mu mówić, że całkiem możliwe, że się w nim zakochałam? W tym irytującym chłopaku, którego niedawno poznałam? I czy muszę to robić dzisiaj? Akurat dzisiaj? Gdy tylko pomyślałam, że może mnie zwyczajnie wyśmiać bolał mnie brzuch. Czemu to musi być takie skomplikowane?

Stanęli obok nas i razem witaliśmy gości. Po chwili usłyszałam szept:
- Znowu masz te wstążki we włosach.
- Nie przypominaj mi, okropnie mnie denerwują.
- Ale ładnie wyglądają.
- To jakiś plus. - powiedziałam, nie odwracając głowy w stronę chłopaka obok. Nie chciałam, żeby widział jak się rumienię.

Nagle w drzwiach pojawił się jedyny gość, który przyszedł sam. Spojrzałam na niego i szeroko się uśmiechnęłam. Alex miał na sobie granatowy garnitur i zwracał na siebie dużą uwagę innych. Po pierwsze, przyszedł całkiem sam. Po drugie, nawet nie był pełnoletni? Podszedł do nas, podał rękę mojemu ojcu i pokazał podpisane zaproszenie. Tata pomachał twierdząco głową i lekko się uśmiechnął. Chłopak skinął głową na powitanie mojej macosze, a ta tylko od niechcenia odkiwnęła mu głową. Teraz Alex podszedł do mnie a ja go przytuliłam. Gdy go puściłam, ten się zaśmiał i powiedział:
- Mówiłem, że przyjdę.

I ruszył do wielkiej, gościnnej jadali za resztą zaproszonych. Popatrzyłam na brata, a ten się uśmiechał. Też się cieszył, że tutaj jest. To od razu poprawiło nam humor.

Gdy wreszcie wszyscy zaproszeni przyszli, ruszyliśmy za nimi do jadalni i zaczęliśmy zajmować wyznaczone miejsca. Jeszcze niedawno układałam te kartki, więc dobrze wiedziałam, gdzie kto siedzi. Ojciec, jako gospodarz siedział na szczycie ogromnego stołu. Obok, z jeden strony siedziała jego żona, obok niej Tommy a potem ja. Specjalnie nie chciałam siedzieć obok tej kobiety i wolałam przyjąć na siebie zdziwione miny gości niż ją znosić. Zazwyczaj siedziało się od najstarszego do najmłodszego, ale mi szczerze nie przeszkadzał fakt, że zajmuję miejsce dalej od szczytu stołu. Obok mnie siedział Alex, uśmiechnięty od ucha do ucha. Może i nie przepadał za polityką, ale dobrze wiedziałam, że uwielbia takie przyjęcia. Przecież nie zaprosiłabym go, gdyby musiał się męczyć w obecności tylu ludzi. Po drugiej stronie stołu, najbliżej mojego taty siedział pan Andrew a obok niego Wilbur. Dalej już siedzieli pozostali goście, czekający z niecierpliwością na posiłek.

Gdy po długiej uczcie wszyscy zjedli, zaczęli wychodzić z jadalni i kierować się na salę balową. Nie była jakaś ogromna, ale wystarczająca. Uwielbiałam siedzieć tutaj całkiem sama i czytać książkę. To była najstarsza sala w domu i czasem wydawało mi się, że wielki żyrandol na suficie jest tak stary, że kiedyś się urwie i na kogoś spanie. Oby to nie było dzisiaj.

Rozejrzałam się za jakąś znajomą twarzą i zobaczyłam Alex'a. Podeszłam do niego, przeciskając się pomiędzy ludźmi. Stał pod ścianą i obserwował innych. Kiedy mnie zauważył, powiedział:

- Wiesz, że mój tata chciałby się pogodzić z twoim?
- Naprawdę? - nie mogłam w to uwierzyć, serio chcieliby się pogodzić? - Przecież niedawno jeszcze twój ojciec zrobiłby wszystko, żeby nas pogrążyć.
- Sam nie wiem, co go naszło. Może zrozumiał swój błąd?
- Może.

Nastała chwila ciszy, którą przerwał Alex, mówiąc:
- Rozmawiałaś już z Wilburem?
Już myślałam, że nie zapyta. W głębi serca liczyłam, że o tym... zapomni?
- Nie musimy o nim rozmawiać.
- A powinniśmy. - odpowiedział z cichym śmiechem pod nosem.
- Nie, nie rozmawiałam z nim.
- A zamierzasz?
Westchnęłam i powiedziałam:
- Nie mam pojęcia. Nawet nie wiem jak mu to powiedzieć. To jest trudniejsze niż ci się wydaje.
- Wiem, że to trudne, ale jeżeli nie zrobisz tego dzisiaj, możesz już nie mieć na to szansy. Na to samo wychodzi.
- Czy ty nie miałeś mi pomagać?
- Staram się. Naprawdę, chociaż znam go krótko, wiem, że cię nie wyśmieje.

Spojrzałam na niego i zapytałam:
- Skąd wiesz, że akurat tego się boję?
- Bo cię znam.
- No tak. - odpowiedziałam ze śmiechem.

Długo jeszcze z nim rozmawiałam, a po jakimś czasie podszedł do nas ojciec i zwrócił się do mnie:
- Chodź proszę, goście chcą cię poznać.

Przewróciłam oczami i poszłam za ojcem, zostawiając przyjaciela samego. Znalazłam się wśród ludzi, którzy w tej chwili nie tańczyli i wypytywali o przebieg projektu. Tata przedstawił mnie i nie musiałam długo czekać, żeby pojawił się Will. Nie wyglądał na zadowolonego, że musi tutaj być. Ja też wolałam teraz robić coś innego, ale zaczęłam mówić i opowiadać. Gdy spojrzałam w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stałam, zobaczyłam że Alex rozmawia z moim bratem. Ucieszyłam się i wróciłam do odpowiadania na pytania. Gdy rozmowa zaczynała dobiegać końca i ludzie powoli rozchodzili się w swoją stronę lub szli tańczyć, podszedł do mnie Will i zapytał:
- Zatańczymy?

Wyciągnął rękę i czekał na moją odpowiedź. O boże, czułam jak bardzo czerwona jestem. Mimowolnie się uśmiechnęłam i podałam mu dłoń. Wyszliśmy na środek sali i zaczęliśmy tańczyć pomiędzy tłumami innych ludzi. Patrząc chłopakowi w oczy, powiedziałam:
- Widzisz, potrafię tańczyć.
Ten się zaśmiał a ja poczułam uścisk w żołądku. Mogłabym tego słuchać godzinami.
- Czekałem aż to powiesz.
- Jestem aż tak przewidywalna?
- Tak. - odpowiedział.

Czułam się jak wtedy, kiedy biegliśmy do domu w deszczu. Chciałam, żeby ta chwila trwała, żebym nie musiała nigdzie jechać. Żebym mogła tu z nim zostać, żeby słyszeć ten jego śmiech. Z jednej strony ten wyjazd był dla mnie wielką szansą, ale z drugiej strony nie mogłam się tym cieszyć, kiedy go tutaj zostawiałam. Kiedy mogłam go nigdy więcej nie zobaczyć.

Gdy piosenka się skończyła spotkałam się z wzrokiem przyjaciela, który się tylko uśmiechnął. Spojrzałam na ojca obok niego, który pokazał, że mam do niego podejść. Z niechęcią puściłam rękę chłopaka i powiedziała, ze muszę iść. Ten tylko skinął głową, a ja zaczęłam iść w stronę ojca. Błagałam w myślach, żebyśmy nie musieli jeszcze jechać. Proszę, jeszcze nie teraz.

Gdy znalazłam się obok niego, zapytał:
- Masz już przygotowane rzeczy na wyjazd?
- Prawie.
- Dobrze, proszę idź teraz je przygotuj i oddaj to służbie, muszą już zapakować wszystko do powozu. Jeżeli zdążysz, możesz tu jeszcze wrócić, ale nie zostało wiele czasu więc przyjdź proszę do salonu za czterdzieści minut, o północy.
- Dobrze. - powiedziałam i ruszyłam do swojego pokoju. Czyli to już, niedługo wyjazd.

Chwila, czy ja go lubię? || DSMP ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz