Rano wszyscy wcześnie wstali, zapowiadał się pracowity dzień. Z niechęcią podniosłam się z łóżka i przebrałam już w mniej odświętną sukienkę. Gdy już się ogarnęłam wyszłam z pokoju. Słyszałam i widziałam zamieszanie panujące w domu. To wszystko przez przyjazd ważnych gości, oczywiste było to, że tata będzie chciał pokazać swój dom z jak najlepszej strony. Dlatego dzisiejsze śniadanie miało być wyjątkowo odświętne. Gdy przemierzałam korytarz zahaczyłam o pokój Tommy'iego, ale jego już tam nie było. Czy naprawdę dla nich ósma rano jest późną godziną i dawno wszyscy jedzą? Rozumiem, że dzisiaj czeka nas sporo roboty, ale przecież można się przy tym dobrze wyspać. Pewnie gdy wejdę do jadalni zostanę nazwana leniem albo śpiochem.
Zgodnie z moimi podejrzeniami wszyscy siedzieli już przy stole: tata, macocha, Tommy, pan Andrew i Wilbur. Wokół nich biegali służący, którzy dopiero przynosili jedzenie. Czyli nie spóźniłam się aż tak bardzo. Przywitałam się i usiadłam przy stole. Ojciec oszczędził sobie zbędnych komentarzy i nie zaczął tematu mojej punktualności. Ucieszyło mnie to, może ten dzień nie będzie taki zły?
Gdy śniadanie się skończyło razem z tatą i naszymi gośćmi poszłam do salonu i tam pan Soot zaczął mówić:
- Veilejo, myślę że wiesz, z jakiego powodu potrzebujemy twojej pomocy. Posiadasz coś bardzo ważnego dla polityków - zaufanie ludzi. Chciałbym, żebyś dzisiaj po prostu przechadzała się po Londynie i przedstawiła mieszkańcom mojego syna. Potrzebujemy dobrego zdania na jego temat. Wierzę, że mi w tym pomożesz, bo kto inny? Oczywiście miasto jest bardzo obszerne, nie uda wam się tego zrobić w jeden dzień. Myślę, że w następnym tygodniu będziemy mogli zacząć opowiadać o nowych zastosowaniach technologii, o tym wszystkim, co wcale nie jest złe i może ułatwić im życie. A więc pytam, pomożesz nam ulubienico Londynu?To prawda. Byłam ulubienicą Londynu i nadawałam się do tego zadania. Dlatego odpowiedziałam:
- Tak, z chęcią pomogę.
Mężczyzna się do mnie uśmiechnął i powiedział:
- W takim razie do dzieła.Po tych słowach pożegnałam się i wyszłam. Za mną ruszył William a kiedy znaleźliśmy się za drzwiami odwróciłam się do niego.
- O której mamy zamiar wyjść?
- 11? - była 10.30, więc to nie był zły pomysł, ale nie mogłam się zgodzić:
- 11.30, o tej godzinie Londyn jest najbardziej zatłoczony.
- Jasne, Veilejo.
- Veilo. Przecież....Ale brunet nie dał mi do kończyć i ruszył w drugą stronę, uśmiechając się. Super, czyli na dodatek jest wredny. Może jest jak mój ojciec i będzie mnie nazywał moim pełnym imieniem aż na niego nie nawrzeszczę? Jeżeli nie odpuści to chyba nie będę miała innego wyjścia.
Ruszyłam do swojego pokoju. Gdy znalazłam się przed drzwiami weszłam do środka. Podeszłam do okna i moją uwagę przykuł ruch w ogrodzie. Wytężyłam wzrok i moim oczom ukazał się Alex. Otworzyłam okno i jedyne co powiedział zza drzewa to:
- Godzina.
Od razu zrozumiałam i szybko odpowiedziałam, wiedząc, że jeżeli ktoś go zauważy będziemy mieli przechlapane:
- 11.30.
Zamknęłam okno i zobaczyłam go przemieszczającego się w stronę muru, przez który zawsze przechodzimy. Ucieszyłam się, że będzie w mieście, to doda mi trochę otuchy.Równo o godzinie 11.30 spotkałam się z Wilburem przed głównym wejściem do domu. Miałam na sobie zwyczajną sukienkę, nic szczególnego, a włosy związane w kucyk. Chłopak był ubrany w bardziej odświętnie, a gdy go zobaczyłam parsknęłam śmiechem:
- Zdajesz sobie sprawę, że nie spotkamy królowej, prawda?
Ten się uśmiechnął i powiedział spokojnie:
- Schludny wygląd to nie grzech.
Przewróciłam oczami i ruszyłam na ulicę. Chłopak ruszył za mną, nic nie mówiąc. Po chwili ciszy odezwałam się:
- Moim zdaniem, chociaż pewnie cię ono nie interesuje, powinniśmy iść do samego centrum miasta. Będę tam tłumy i po prostu trzeba z kimś porozmawiać, co nie będzie problemem.
- Ludzie aż tak lubią z tobą rozmawiać?
- Lubią plotki, mnie przy okazji. Wystarczy, że dzisiaj porozmawiamy z kilkoma osobami.
- No dobrze. Dlaczego myślisz, że twoje zdanie mnie nie interesuje?
- Nie wiem, wyglądasz na takiego, który nie liczy się ze zdaniem innych. I na dodatek jesteś wredny.
- Wredny?
- W pewnym sensie.Już miał coś powiedzieć, kiedy nagle wyszliśmy z cichego osiedla arystokratów i znaleźliśmy się w hałaśliwej części Londynu.
- Tylko się nie zgub. - powiedziałam i ruszyłam pomiędzy ludźmi. Jeszcze tego by brakowało, żebym zgubiła ważnego syna ważnego polityka.Gdy po pewnym czasie znaleźliśmy się w najbardziej zatłoczonej części Londynu, przystanęłam i zaczęłam się rozglądać, w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy sprzedawczyni lub rolnika. Zamiast tego zauważyłam chłopaka, siedzącego w kawiarnii, trzymającego gazetę. Chciało mi się śmiać, kiedy zobaczyłam Alex'a. Chłopak posłał mi uśmiech i wrócił do czytania.
- I co teraz?
Głos Wilbura zmusił mnie do odwrócenia głowy. No tak, on też tutaj jest.
- Daj mi chwilę.
Powróciłam do obserwowania tłumu i wypatrzyłam znajomą sprzedawczynię. Ruszyłam do niej, a kiedy ta mnie zobaczyła, podbiegła i mnie uściskała. Zaczęła pytać, co u mnie i jak się czuję. Ja odpowiedziałam grzecznie i powoli zaczęłam temat Wiliama i jego ojca.
- Witamy w naszym mieście. - powiedziała do niego i się uśmiechnęła.
On odwzajemnił uśmiech, ale widziałam, że czeka na mnie. Ja pożegnałam się i odeszliśmy.I tak właśnie mijały kolejne godziny. Chodziliśmy od osoby do osoby i rozmawialiśmy z ludźmi. Mi przychodziło to łatwo, wszyscy mnie tutaj znali, ale widziałam, że chłopak był trochę zmieszany. Dlatego nie mówił zbyt wiele, witał się i żegnał. Teraz już widzę, dlaczego jestem tak potrzebna. Za każdym razem, gdy podchodziłam do kogoś innego, w oddali widziałam Alexa. Siadał na ławkach, oglądał zegarki, rozmawiał z jakimś sprzedawcą, kupował jedzenie czy po prostu chodził w tą i z powrotem, byle by być blisko nas. Gdy już miałam zacząć szukać kolejnej osoby, zobaczyłam go siedzącego na ławce z gazetą i drożdżówką. Udawałam, że omijam go wzrokiem, kiedy William się odezwał:
- Czy naprawdę myślisz, że nie widzę tego chłopaka, który od dobrych kilku godzin za nami chodzi?
O nie. Powoli odwróciłam się w jego stronę z udawanym zdziwieniem na twarzy. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chłopak kontynuował:
- Proszę cię, mogę być wredny ale nie jestem głupi, chociaż nie mam pojęcia dlaczego jestem tym wrednym.
- To nikt ważny.
- Ach tak? Ten sam nie ważny chłopak obserwował nas za ścianą waszego domu razem z twoim młodszym bratem?Chyba nie doceniłam jego spostrzegawczości. Nie miałam pojęcia, że zobaczy Alex'a. Nie wiedziałam, czy mogę mu powiedzieć. Długie milczenie przerwał chłopak, mówiąc ze śmiechem:
- Zakładam, że ten ktoś nie może się z wami zadawać, skoro się ukrywa. Mam rację?Miałam ochotę na niego nawrzeszczeć, że to nie jego sprawa i właśnie dlatego mam podstawy do twierdzenia, że jest wredny, ale jednak się pohamowałam. Poradzę sobie.
- Quackity. - odpowiedziałam i nie patrząc na niego ruszyłam przed siebie.
CZYTASZ
Chwila, czy ja go lubię? || DSMP ||
Fiksi PenggemarZ pozoru pełni podziwu, szanujący się politycy Wielkiej Brytanii w XIX wieku, a z drugiej strony kłócący się o byle co rodzice? Konflikt dwóch rodzin w tamtych czasach mógł rozbić przyjaźń na dobre, choć czasami działało to zupełnie na odwrót. Czy k...