Lecę samolotem z moimi 2 rodzicami. Nagle pilot przychodzi i mówi że sie rozbijemy.
-AaaaA - krzyczę
-Oki to pa - mówi mój tata zanim razem z mamą skaczom razem ze spadochronem a pilot tez z nimi skacze.
i co ja mam teraz zrobic??????? coz nie pierwszy raz jestem w takiej sytuacji wiec wiem co mam robic. Patrzę na zegarek i jest dopiero 12 wiec nie spiesze się i biore swojom paralotnie.
Wyskakując z samolotu czuje chmury na twarzy. Nagle chmura mnie oślepia i ląduję na bezludniej wyspie.
-co tu robisz guwniarzu - słyszę, ale nikogo nie widzę
-halo??? gdzie moja paralotnia - pytam w przestrzeń bo nadal nwm kto do mn muwi
-rozwalila sie bo masz 99 kilo
-aha no tak A kim jesteś?
-wężem
-co?
-no umiesz rozmawiac z jadowitymi wężami przecież
-a no tak oki to ja ide rozbić obuz
-oki powodzenia
Nie wiem o co chodzilo temu wężowi bo nigdy nie gadałam z wężami albo innymi żmijami. No chyba że chodzi o moje koleżanki bo som fauszywe ale to chyba sie nie liczy.
Uznalałam że to nie ważne i poszłam po patyki na szałas. Weszłam do lasu. Był duży, ale ja mam w domu większy. No cusz.
Las okazał się dżunglą czy tam junglą i bylo gesto wiec ranilam sb twarz gałęziami bo mnie biły w buzie. Szukając patykuw znalazlam mojom paralotnie i uznalam ze jom wezme bedzie dobrym materialem na namiot. Więc jom wzięłam i patyki też i wrucilam na plaze.
Na plaży rozbiłam ognisko i spojrzałam na zegarek na mojej rece. Mam applewatcha, ale sie nie rozładowuje bo muj tata go wymyślił. I zobaczyłam że już 15;30??!?!?!?!?!
Przestraszyłam sie i poszłam łowić ryby żeby zdążyć przed 16.
29 minut pózniej już zjadłam rybe.
Nie wiem skąd, nagle poczułam pisk w uszach i szum w głowie. Złapałam sie za skronie a potem już nic nie widziałam.