Rankiem obudziły mnie promienie słońca wpadające do pokoju. Był to kolejny słoneczny dzień. Oby był równie udany jak pogoda za oknem. W końcu doczekałam się upragnionego piątku. Wystarczy przeżyć kilka godzin w szkole i weekend.
Rozbudziłam się na tyle by wstać z łóżka i od razu skierowałam swoje kroki do łazienki. Po załatwieniu swoich potrzeb zatrzymałam się przed lustrem. Rude włosy sięgały już prawie do pasa. W niedalekiej przyszłości będę musiała odwiedzić fryzjera i je skrócić odrobinę. Może przy okazji zmienię kolor? Rozczesałam włosy i związałam je w luźnego kucyka. Wyciągnęłam jeszcze małe pasemka po obu stronach i wyszłam z toalety. Wchodząc do kuchni przywitałam się z mamą, która już się szykowała do wyjścia do pracy.
-Cieszysz się, że już weekend? - zapytała uśmiechając się.
-Jasne, że tak. W końcu odpocznę od matematyki - zaśmiałam się. Wyciągnęłam z szafki kubek i wsadziłam do niego woreczek herbaty malinowej - wiesz może o której dzisiaj wrócisz? - zapytałam się. Nastawiłam w czajniku wodę na herbatę i usiadłam przy stole.
-Jeszcze nie - odpowiedziała - mamy teraz trochę zamieszania z dokumentami i nie dość, że trzeba je posegregować to jeszcze wypełnić i sprawdzić - westchnęła.
W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową. Zerknęłam przy okazji na wiszący na ścianie zegar. Była dopiero 6:42 więc miałam naprawdę dużo czasu do wyjścia. Po kilku minutach woda była już zagotowana i zalałam sobie herbatę. Pożegnałam się z mamą, która musiała już wychodzić i z kubkiem w ręce wróciłam do swojego pokoju. Odstawiłam parujący napój na biurko i sięgnęłam po telefon. Włączyła jakąś pierwszą lepszą playliste i dałam na największą głośność. W rytmie muzyki otworzyłam szafę i wyciągnęłam czysty mundurek. Dzisiaj wyjątkowo założyłam też czarne podkolanówki. Przeważnie wybieram białe, ale niestety się wybrudziły od wczorajszego biegu.
Po wszystkich czynnościach spakowałam torbę i ze słuchawkami w uszach wyszłam z domu. W połowię drogi zobaczyłam idącego przede mną siatkarza. Bez namysłu wyłączyłam muzykę, schowałam słuchawki do kieszeni i podeszłam do chłopaka.
-Cześć Ushijima! - przywitałam się. Kapitan chyba nie spodziewał się, że ktoś zakłóci mu spokojną podróż do szkoły bo lekko się wzdrygnął.
-Itami, witaj - odpowiedział patrząc na mnie i ruszył dalej. Widać dzisiaj jest jeszcze mniej rozmowny niż zazwyczaj.
-Jak tam u ciebie? W końcu piątek! - powiedziałam uśmiechając się - nie mogę się doczekać aż te lekcje się skończą i będę mogła w spokoju odpocząć. Chyba przez cały weekend nie wyjdę z łóżka - dodałam.
-Wszystko dobrze. Przez weekend będę się uczył. Niedługo mamy próbne egzaminy - odpowiedział.
Rzeczywiście, od rozpoczęcia roku minęło już trochę czasu i egzaminy końcowe zbliżają się niemiłosiernie szybko. Moja klasa zapewne niedługo też będzie miała próbne. A to oznacza więcej nauki i mniej czasu na odpoczynek. Przeklęta trzecia klasa. Dlaczego nie mogłam zostać jeszcze rok w drugiej. Czas leci definitywnie za szybko.
-Wakatoshi-kun! - usłyszałam za sobą czyjeś wołanie. Nie musiałam się obracać, żeby wiedzieć kto to. Tylko jedna osoba tak mówi do Ushijimy.
-Cześć potworze - pomachałam mu zatrzymując się przy tym.
-O! Nawet cię nie zauważyłem Itami - zaśmiał się podchodząc do nas - mogę się przyłączyć do was w drodze do szkoły? - zapytał patrząc na mnie w ten charakterystyczny dla niego sposób.
-Jak już się przyczepiłeś to możesz zostać - zaśmiałam się i ruszyłam w dalszą drogę.
Widziałam lekkie zdziwienie na twarzy kapitana. Pewnie nie spodziewał się, że bez żadnego słowa sprzeciwu pozwolę czerwono-włosemu się do nas przyłączyć. Przez resztę drogi nie odzywałam się tylko słuchałam gadania blokującego. Po dotarciu do szkoły od razu skierowałam się do swojej klasy. W środku nie było zbyt wielu uczniów. Usiadłam w swojej ławce pod oknem i wyjrzałam przez nie. Na boisku drużyna piłkarska kończyła właśnie swój poranny trening.
CZYTASZ
Monster | Tendou Satori |
FanficPierwsze co o nim pomyślałam to "potwór". A ja przecież nienawidzę ich, a wręcz nimi gardzę. Są straszne i obrzydliwe. Świadomość, że jeden z nich ponownie pojawił się na mojej drodze irytowała mnie niemiłosiernie. Nie mogłam już znieść, że to stwor...