[01]

154 17 87
                                    

ENGELBERG 2022.

Powroty.

            Domen nienawidził powrotów, bo za każdym razem, gdy wracał do Pucharu Świata ciągnął za sobą pasmo nieszczęść. Tak jakby krążyło nad nim fatum. Sam Słoweniec zastanawiał się, kiedy to się zaczęło, ponieważ zawsze gdy szło mu dobrze – komuś z jego bliskich odwrotnie. Gdy wygrał konkurs w Ga-Pa, cała jego drużyna dostała pasmo dyskwalifikacji, gdy zwyciężył w Sapporo jego brata, Petera dopadła groźna kontuzja, a gdy stanął na podium Mistrzostw Świata, to ukochany piesek jego drugiego brata — zmarł. Domen obwiniał się za wszystko, rzucił skoki na pewien czasie, ale wszyscy namawiali go by wrócił. Zdarzyło mu się zaliczyć kilka powrotów. Nie krążyło już nad nim fatum do przynoszenia pecha innym, tylko fatum jego złych skoków. Flustrowało go to, bardzo chciał znów osiągać najwyższe wyniki – w końcu na skokach opierał całe swoje życie. Pewnego słonecznego marcowego dnia, posmakował śniegu na jego ukochanej skoczni. Upadek w Planicy wyglądał nieciekawie, miał żal do siebie, lecz ciągle próbował wrócić.

            Za to Daniel błyszczał. Każdy magazyn sportowy zimą, w każdy poniedziałek pisał o niesamowitym Norwegu. Ten prawie zawsze przeskakiwał skocznie i wygrywał wszystko, co się tylko da. Gdy Tande spoglądał w kamerę po każdym skoku, pokazywał radość na swojej twarzy, był najlepszy. Lecz jego tak wyśmienity sezon, trwał tylko przez pewien okres, po tym czasie, oczywiście nadal skakał wyśmienicie, ale nie tak dobrze jak kiedyś. Domen czasem się zastanawiał czy Norweg chociaż o nim pamięta, ale próbował udawać że tak naprawdę go to nie obchodzi. I chodź wyrzekał się wszystkich uczuć do Norwega, to oglądał każdy konkurs, w którym występował. Za każdym razem, miał nadzieje, że to specjalnie dla niego uśmiecha się wprost do kamery. Po chwili orientując się, że znów o nim myśli, szarpał się za włosy i próbował skupić na kibicowaniu braciom, którzy w porównaniu do niego, radzili sobie ze wszystkim zjawiskowo. Do tego Peterowi nawet, nie tak dawno temu, urodziło się drugie dziecko. Domen bardzo często odwiedzał dzieci brata i chyba nawet został ulubionym wujkiem. Cóż innego miał robić, gdy jego jedynym zajęciem było trenowanie w Słowenii. Oczywiście zdarzyło mu się odwiedzić jego dom rodzinny, ale tam zastawał tylko rodziców i Eme, nawet Nika radziła sobie ze wszystkim lepiej niż on. W pewnym momencie chciał wszystko rzucić, lecz powstrzymywała go przed tym jedna rzecz – bardziej ktoś.

       Na jesień przyszło olśnienie, dla Domena który kochał tę porę roku i padający za oknem deszcz, była to czas idealny. Wygrał kilka konkursów w Pucharze Kontynentalnym, co automatycznie spowodowało przerzucenie go do głównego składu. Stresował się przed zawodami, wiedział że jeśli nie wykorzysta szansy, to znów będzie musiał wszystko powtarzać od początku. A on miał dość trenowania w samotności, ogólnie miał dość bycia samemu. Na pozór, mogłoby się wydawać że nie przeszkadza mu taki stan rzeczy, ale chłopak bardzo cierpiał.

       — Ziemia do Domena, idziemy! Zbieraj się. — z umysłu Prevca wyrwał go głos Timiego — Zamknij szatnie, jak będziesz wychodził. — chłopak został sam i szybko założył buty, zamknął drewniany domek i pobiegł czym prędzej na trening, by znów nie dostać karnych kółek. Kilka razy już mu się zdarzyło, chociaż z rodziny Prevców to Cene był tym spóźnialskim.

      Gdy przybył na miejsce nie było jeszcze trenera, tylko jego drużyna stojąca w jednym miejscu i żywo dyskutująca. Domen lubił się im przyglądać. Lubił patrzeć, jak zmienia się mimika twarzy Cene, gdy ten rozmawiał z Anže, oraz jak Timi próbuje przekonać kogokolwiek czy mógłby dziś potrenować skoki tyłem.

      — Wszystko w porządku? — usłyszał znajomy głos. Był spokojny, co było wręcz nie do uwierzenia. Zazwyczaj Peter mówił do niego podniesionym tonem albo bardzo zdenerwowanym. Spojrzał w lewo i szybko zanalizował twarz brata, wydawał się skupiony chociaż jeszcze nie zaczęli treningu.

PARADOKS - Domen Prevc × Daniel Andre TandeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz