1: 500 days of summer

14 0 1
                                    

Naprawdę nie zamierzałem robić ze swojego zerwania widowiska na całą szkołę.

Zacznijmy od tego, że to nie miało być nawet zerwanie. Od kilku dni zastanawiałem się nad najlepszym sposobem na zaproszenie mojej dziewczyny, Kylie, na bal maturalny. Sęk w tym, że ona nie zaakceptowałaby byle czego, przez co musiałem wymyślić coś oryginalnego. Myślcie: fajerwerki układające się w kształt jej imienia, orkiestra grająca jej ulubioną piosenkę i biegające dookoła szczeniaczki.

Ale nie stać mnie na takie rzeczy, więc czekam na nią na parkingu pod niebezpiecznie chylącym się dębem, pod którym nikt nie miał odwagi pod nim parkować, z obawy przed możliwym zawaleniem się drzewa.

Razem ze mną na parkingu czeka spora grupka moich znajomych, którzy zgodzili się mi pomóc w organizacji tego dość skromnego, ale wiele znaczącego wydarzenia. Oprócz nich są też losowi uczniowie, którzy właśnie skończyli zajęcia i idą do swoich samochodów.

Nigdzie nie ma ani śladu Kylie.

Dwadzieścia minut temu wysłałem do niej wiadomość z prośbą, żeby tutaj przyszła. Po pięciu minutach odpisała, że przyjdzie za kolejne pięć.

Spóźnia się już dziesięć minut.

Po raz pięćdziesiąty odblokowuję telefon i sprawdzam, czy przypadkiem nie przegapiłem jakiejś wiadomości od niej z wyjaśnieniem, czemu jeszcze jej nie ma, ale – tak samo jak za poprzednimi czterdziestoma dziewięcioma razami – nie zobaczyłem nic, czego bym już wcześniej nie widział.

Wysyłam jej kolejną wiadomość.

RL: coś się stało? długo cię nie ma

Odpisuje niemal natychmiast. Ta dziewczyna zawsze ma telefon w ręce, jakby był jej nieodłączną częścią, a nie kawałkiem zbyt drogiego plastiku.

KP: Parking jest na drugim końcu szkoły

KP: nie możesz ty do mnie przyjść skoro coś chcesz?

RL: to ważne, musisz tutaj przyjść

Nie odpisuje, ale jestem pewien, że przewróciła oczami, kiedy to przeczytała.

Dlaczego ten jeden raz nie mogła pojawić się na czas? Nie wiem, czego ja się spodziewałem.

Rozglądam się po twarzach zgromadzonych wokół mnie przyjaciół. Jestem im wdzięczny, że wciąż ze mną czekają, zamiast jechać do domu, ale po wyrazach ich twarzy widzę, że ich cierpliwość zaczyna się kończyć.

Kyle kładzie mi dłoń na ramieniu. To wysoki na prawie dwa metry chłopak, który wygląda jak perkusista każdego punkowego zespołu.

– Ja nie wiem, co ty w niej widzisz – mówi na tyle cicho, żebym tylko ja to usłyszał. – Przecież ona jest nieznośna i wkurzająca, i ślini się, kiedy śpi.

– Kyle, ona jest nieznośna dla ciebie, bo jest twoją siostrą. Siostry mają być nieznośne dla braci, nie słyszałeś?

– Ale nie powinny być dla swoich chłopaków. Kiedy ostatnio umówiła się z tobą i przyszła na czas? Już nie wspomnę o tym, ile spóźniła się na twoje urodziny.

– Wybierała prezent.

– I przyszła bez niego? Ty naprawdę tego nie widzisz?

Chodziłem z Kylie już nieco ponad rok. Raz miała po mnie podjechać, ale nie było jej tak długo, że zdążyłem dotrzeć do jej domu powolnym autobusem, zatrzymującym się co pół minuty, a ona wciąż nie była gotowa. Po trzech pierwszych randkach nauczyłem się, żeby podawać jej godzinę spotkania co najmniej piętnaście minut wcześniejszą niż rzeczywista. Ta strategia w większości przypadków się sprawdzała. Dopóki raz nie pojawiła się na czas i była wściekła, że nie czekałem jeszcze na nią w umówionym miejscu.

Mrs. IntegrityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz