3: 10 things i hate about you

8 0 1
                                    

Prawdę powiedziawszy, nie znoszę spędzania czasu z moimi dziadkami. Nie są wcale złymi ludźmi, nie biją mnie, nie patrzą nawet z dezaprobatą, kiedy wracam do domu długo po umówionej godzinie policyjnej. Są wspaniałymi ludźmi, w pełni oddanymi bezinteresownemu pomaganiu innym. Babcia, gdy tylko może, kupuje swoim młodszym uczniom smakołyki, a dziadek nigdy nie odmawia wymienienia się na gorszą zmianę, jeśli innemu pracownikowi ona akurat nie odpowiadała.

Oni są za mili.

Czuję się okropnie, w ogóle myśląc o nich cokolwiek negatywnego, zupełnie jakby to była jakaś zbrodnia, ale za każdym razem, kiedy słyszę, jak nie mogą komuś odmówić, to gotuje się we mnie krew. Czy nie mogą chociaż raz pomyśleć o sobie, zamiast o innych ludziach?

– Pomożesz mi zanieść zupę do schroniska? – pyta mnie babcia znad wielkiego garnka zupy kukurydzianej.

– Ledwo starcza nam dla siebie, a ty jeszcze rozdajesz innym.

Babcia macha drewnianą łyżką w grożącym geście.

– Ryder. – Ton jej głosu sprawia, że garbię się na kanapie. – Ci ludzie potrzebują tego znacznie bardziej niż my, przecież o tym wiesz.

– Tak, ale...

– Nie będziemy o tym dyskutować.

– Ale...

– Nie – ucina i zakłada pokrywkę na garnek.

Oczywiście, że nie. Zawsze, kiedy wyrażam jakikolwiek sprzeciw, odpowiedzią jest "nie".

Chwilę później idziemy gorącym chodnikiem, starając się znajdować schronienie w cieniu chylących się palm. Babcia maszeruje przede mną z wysoko uniesioną głową i energią szesnastolatki, która właśnie dowiedziała się, że za pomaganie bezdomnym w schronisku dostanie lepszą ocenę na koniec semestru. Próbuję utrzymać jej kroku, nie wylewając przy tym całej zawartości garnka. Dobrze, że jest już po Wielkanocy, bo przykułaby mnie do krzyża i wystawiła przed mieszkanie jako ozdobę, gdybym to zrobił.

Schronisko znajduje się dwie ulice dalej. To długi, szaro-biały budynek, przypominający nieco plany filmowe w Hollywood. Jedyną różnicą jest to, że tutaj tragedie są prawdziwe, a nie zmyślone pod publikę.

Na drzwiach schroniska wiszą dwie kartki – jedna z informacją, że nie są w stanie przyjąć więcej osób i listą innych schronisk, które pewnie też są przepełnione, a druga z wypisanymi rzeczami, jakie przyjmują w darowiźnie.

– Eddie, dzisiaj mamy kukurydzianą – mówi babcia do mężczyzny stojącego przy biurku obok wejścia. – Mam nadzieję, że starczy dla wszystkich.

– Lorraine, zawsze tak mówisz, a potem starcza każdemu na dokładkę – odpiera Eddie.

– Ryder, połóż garnek tam na stole. – Babcia wskazuje na długi stół w pomieszczeniu obok, widocznego przez szklane drzwi.

Eddie otwiera mi drzwi, a ja robię, co chciała babcia. Czy to oznacza, że mogę już sobie pójść? Miałem przynieść zupę i to zrobiłem, nie jestem jej już do niczego tutaj potrzebny.

Schroniska sprawiają, że czuję się okropnie niekomfortowo.

Jednym z powodów jest to, jak wielkie sfrustrowanie czuję, przez to, że nie jestem w stanie nikomu tam pomóc. Pewnie, przynosimy im od czasu do czasu jedzenie i pomagamy w okresowych zbiórkach, ale jeszcze nie widziałem, żeby to pomogło którejkolwiek z tych osób się stąd wydostać.

Wszędzie stoją puste domy, a te osoby nie mają się gdzie podziać.

Wiem też, że brakuje nam tylko jednego nieopłaconego rachunku, żeby tu wylądować. Chociaż wylądowanie w schronisku to i tak optymistyczna wizja, w rzeczywistości pewnie musielibyśmy szukać miejsca do spania w ciemnych alejkach, których unikają gliny.

Mrs. IntegrityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz