4: hometown cha-cha-cha

9 0 1
                                    


Czy to zabrzmi źle, jeśli powiem, że musiałem zapytać Kyle'a o adres, bo nie wiedziałem, gdzie mam przyjść po swoje rzeczy?

To nie tak, że nie pamiętam adresu. Przez spóźnialstwo Kylie szybko nauczyłem się drogi do tego domu. Chodzi o to, że przez rozwód ich rodziców i ponowne małżeństwo ojca, są trzy różne domy, w których mogą czekać na mnie moje ubrania, chociaż fakt, że będzie w nim Jo, aktualna żona ich ojca, eliminuje jedną z opcji.

Wątpię, żeby ich rodzice byli w na tyle przyjaznych stosunkach, żeby Jo czekała na mnie w domu kobiety, która została z jej powodu rozwódką. Zostało więc mieszkanie ich ojca, w którym zwykle zostają, bo jest stamtąd najbliżej szkoły, albo to należące do Jo. Nie próbuję nawet zrozumieć, dlaczego po prostu nie wprowadziła się do domu męża i zaoszczędziła, tylko by mnie to zdenerwowało.

Okazuje się, że Jo mieszka w jednej z tych dzielnic, na których każdy patrzy na ciebie, jakbyś planował okraść ich ze wszystkich kosztowności. Co prawda, w mojej dzielnicy tak patrzono na deweloperów i właścicieli budynków, co kilka miesięcy podnoszących czynsz.

Też kiedyś mieszkałem w jednej z takich dzielnic, w domu w stylu hiszpańskim z małymi oknami i wzorzystymi płytkami. Zdzierałem sobie kolana, wywalając się na trawniku wyłożonym sztuczną trawą, a w upalne wieczory siedziałem na czerwonym dachu i oglądałem przelatujące w oddali samoloty, wyobrażając sobie, że są spadającymi gwiazdami, mogącymi spełnić moje życzenia.

Nie trzeba geniusza, żeby zauważyć, że nie podziałało.

Młody mężczyzna, wiozący dziecko w wózku, przygląda mi się podejrzliwie, na co odpowiadam mu wściekłym spojrzeniem. Nie zdziwię się, jeśli zaraz podjadą do mnie gliny i spróbują zatrzymać za podejrzane zachowanie. Nie zdarzyłoby się to po raz pierwszy.

Miejsce, w którym mieszka Jo, okazuje się być znacznie mniejsze, niż się spodziewałem. W porównaniu z rozbudowanymi domami z wielkimi ogródkami w sąsiedztwie, jej dom jest zaledwie niewielką klitką z jednym, na wpół zasuszonym krzewem. Nie znaczy to jednak, że dom jest mały. Wygląda na wystarczająco duży, żeby dało się zmieścić w nim trzy sypialnie i przynajmniej dwie łazienki. Dokładnie tyle, ile potrzebowaliby Palmerowie, gdyby akurat zatrzymali się w tym miejscu.

Dzwonię dzwonkiem do drzwi i czekam.

I czekam.

I czekam.

Drzwi wciąż się nie otwierają.

RL: Jesteś pewien, że dałeś mi dobry adres? Nikt nie otwiera.

Już zaczynam myśleć, że nikogo nie ma w domu i będę musiał jakoś zdobyć pieniądze na nowe karategi, kiedy słyszę ze środka dźwięk metalu uderzającego o płytki i głośną wiązankę przekleństw.

Odczekuję kilka sekund i ponownie naciskam na przycisk dzwonka.

– Otwarte! – krzyczy kobiecy głos ze środka. – Wejdź do środka, mam zajęte ręce!

– Wchodzę! – odkrzykuję.

Czy widziała mnie przez okno? Czy wiedziała, że to właśnie ja czekam pod drzwiami, czy może pozwoliła mi wejść, licząc na to, że to ja jestem osobą, o której uprzedził ją Kyle, a nie jakimś mordercą lub podglądaczem, szukającym łatwej ofiary.

Od razu znajduję się w przestronnym salonie z aneksem kuchennym. To jedno pomieszczenie jest większe niż całe moje mieszkanie, chociaż to wcale nie jest takie trudne. Rozglądam się, jakby moje ubrania miały leżeć gdzieś w kącie, podeptane przez Kylie. Ale nie, nigdzie nie widzę porozrzucanych ubrań. Jest za to kilka książek z obrazkami i wystarczająco puf, żeby cała drużyna koszykówki mogła zawitać na obiad. Wszystko w tym domu jest kolorowe i pełne życia. Jasne ściany pokryte są rysunkami, wyglądającymi na dziecięce, a każdy mebel był w nieco innym odcieniu, ale jakimś dziwnym sposobem do siebie pasowały.

Mrs. IntegrityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz