6: ryder is happy, ryder is happy

5 0 1
                                    

Wcale nie jestem stanowym mistrzem karate.

Tak naprawdę jest nim Archer Fay, czyli wcielenie czystego zła. Jedyne, co trzeba o nim wiedzieć to to, że nie powstrzyma się przed niczym, żeby udowodnić, że jest lepszy. Nawet jeśli nie jest i musi kogoś kontuzjować, żeby mieć z nim szansę.

Poznałem go podczas mojej pierwszej lekcji. Obaj mieliśmy wtedy siedem lat, a jedyna wiedza, jaką wtedy posiadałem o tym sporcie pochodziła z oglądania Karate Kid przynajmniej raz w miesiącu. On trenował już od kilku lat i wcale nie wstydził się chwalić tym, jak dużo lepszy był. Miesiąc później przeniósł się do innego dojo, dzięki czemu przez kilka lat miałem od niego spokój. To jest, dopóki nie pokonał mnie w zawodach, kiedy mieliśmy po dziesięć lat.

Przynajmniej raz w roku ze sobą walczyliśmy. Za każdym razem ze mną wygrywał.

Jestem pewien, że sensei Hida powiesił jego zdjęcie w dojo tylko po to, żeby podnosiło mi ciśnienie za każdym razem, kiedy na nie spojrzę.

– Kiedyś wezmę to zdjęcie, wrzucę je do ognia i będę patrzeć, jak płonie.

Hida grozi mi palcem.

– Pozwolę ci je zdjąć, kiedy go pokonasz.

– Nienawidzę was obu.

– Myślałeś kiedyś o podjęciu pozytywniejszej postawy? – pyta Hida bez krzty sarkazmu. – Odpowiednia postawa jest jedną z najistotniejszych elementów, potrzebnych do osiągnięcia sukcesu.

Poprawiam swój brązowy pas i patrzę na szklane drzwi, za którymi ustawiają się już dzieciaki gotowe się uczyć. Są już przebrane i rozciągają się pod uwagą Kyle'a, który o karate wie mniej niż one. Dobrze, że jego jedynym zadaniem jest pilnowanie, żeby żaden z nich przypadkiem sobie czegoś nie złamał.

– W tym roku go pokonam – mówię zdecydowanie. – Mówię ci, tym razem musi mi się udać.

– Jeśli nie będziesz się obijać i więcej potrenujesz, to jest to z pewnością możliwe.

– Czy ty celowo próbujesz pociąć mi skrzydła swoimi słowami?

Hida podchodzi do drzwi i otwiera je, tym samym pokazując dzieciom, że mogą wejść do środka. To dwie dziesięcioosobowe grupy. Jedna z nich to dzieci między 4 a 7 rokiem życia, za których trening odpowiedzialny jest Hida, a druga to starsze dzieci, które trenuję ja.

– Ryder, zależy mi na tym, żebyś osiągnął szczyt swoich możliwości. Wierzę, że, jak wreszcie uda ci się dogrzebać do tego, co skrywasz wewnątrz, będziesz w stanie go pokonać.

– Pokonam go. Dostanę się do zawodów stanowych i pokonam go przed wszystkimi.

– Jeśli tak się stanie, to liczę na to, że nie poddasz się po pokonaniu go i wygrasz także krajowe, ale nie zapominaj, że obaj możecie się do nich dostać.

Zgarnięcie od niego tytułu mistrza stanu to dla mnie wystarczająca nagroda. Nigdy nawet nie rozważałem, że mógłbym zaliczyć się do zawodów krajowych, a co dopiero je wygrać. Tam trafiają tylko najlepsi z najlepszych.

– Poradzę sobie – zapewniam Hidę.

W jego spojrzeniu widzę, że mi wierzy. Ten czterdziestodwuletni Japończyk ma na koncie więcej wygranych niż wszyscy instruktorzy karate w Kalifornii razem wzięci. Jeśli on wierzy, że w tym roku uda mi się co najmniej zakwalifikować się do zawodów stanowych i je wygrać, to może rzeczywiście mam szansę.

Kyle wchodzi do środka z uniesionymi do góry kciukami, a za nim wbiegają dzieci. Kyle prowadzi te mniejsze do Hidy, a starsze same zbierają się wokół mnie.

Mrs. IntegrityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz