Po sytuacji z Ventim jak nigdy nic wróciłam z Diluciem do Monstand. Przy tym rozmawiając o tym, że wypadałoby wymyślić wymówkę na śmierć Ventiego. Wpadliśmy na pomysł, żeby poprostu wmówić im, że to był żart ze strony mojej, Diluca i Ventiego.
Westchnęłam wychodząc ze sklepu. Kolejki tam to istna katorga. Spojrzałam na pomnik Barbatosa i dostrzegłam na jego dłoniach małą postać. Szybko doszłam do wniosku, że jest to Venti. Zaczęłam iść w stronę pomnika jak szybko tylko mogłam. Położyłam zakupy na pobliskiej ławcę i zaczęłam się wspinać na pomnik. Nie zajęło mi to dość dużo czasu, bo po jakiś 5 minutach byłam już u góry.
Chłopak odrazu się na mnie spojrzał i podniósł ręcę do góry.
-Nie zrzucaj mnie - W jego głosie było słychać letkie przestaszenie oraz rozbawienie.
-Pomyśle - Zaśmiałam się i usiadłam koło niego na dłoniach. - Nie zażegnaliśmy jeszcze toporu wojennego?
-Raczej nie.
-Więc zróbmy to teraz. - Powiedziałam poważnie i odwróciłam się w jego stronę wyciagając do niego dłoń gotową do obiecania sobie obietnicy. - Zostańmy przyjaciółmi. Ja nie będę truła ci o szanowaniu archonów, a ty nie będzięsz się zachowywał jak frajer.
-Okej - Już miał mi podawać mały palec, ale się zamyślił. - Nie miejmy już przed sobą żadnych sekretów, okej?
-Obiecuję - Uśmiechnęłam się do niego, a on odzajemnił uśmiech.
Złapaliśmy się za małe palce i pocałowaliśmy się kciukami. Chłopak po wypowiedzeniu rymowanki i zjedzeniu stu igieł, za złamanie obietnicy zaśmiał się.
-Jak się czujesz z tym, że przyjaźnisz się z o wielkim barbatosem?
-Nah, wolałabym z Moraxem. -Zaśmiałam się, a ten wydął policzki.
-To było nie miłe!
-Wybacz Venti.
CZYTASZ
Miasto wolności // Ventixoc
RandomSam już od szkoły średniej lubiała przyrządzać drinki bezalkoholowe, a gdy dorosła również z alkoholem. Teraz pracuje w winiarni Pana Diluca, gdzie zaczęła łączyć ją pewna relacja z jednym ze stałych klientów winiarni.