"Strefa przyjaźni" ver. I

4.3K 143 18
                                    


Wszystko zaczęło się tuż po wojnie, na tym ósmym, wyjątkowym roku w Hogwarcie. To był właśnie ten dziwny rok, w którym kazano wszystkim, najstarszym, powracającym do szkoły uczniom zamieszkać razem w osobnych dormitoriach, połączonych jednym pokojem wspólnym i chodzić w większości na te same zajęcia.

Hermiona była z początku bardzo sceptycznie nastawiona do tego pomysłu. No bo jak to mogło się udać, skoro ich wszystkich tak wiele dzieliło? Jednak nawet się nie obejrzała, gdy ten rok minął, a ona pozostała otoczona paczką zgranych i lojalnych wobec siebie ludzi, którzy teraz nagle stali się nieodłącznym elementem jej życia. Zyskała grono nowych, oddanych przyjaciół i była z tego powodu niezwykle szczęśliwa.

Wciąż nie była pewna, czy to powojenna trauma, czy po prostu wspólny natłok takich samych zadań, zbliżył ich tak mocno do siebie, ale prawdą było to, że szybko zaadaptowali się do nowej rzeczywistości i nauczyli, jak w niej współistnieć i nawzajem na sobie polegać.

W chwili ukończenia szkoły, ona i Ron nadal byli razem, tak samo, jak Pansy Parkinson nadal była dziewczyną Draco Malfoya, a Astoria Greengrass, tworzyła piękną parę z Theodorem Nottem.
Neville był sam, podobnie jak Blaise i Flint, a Ginny nadal umawiała się z Harrym, który choć nie wrócił z nimi do szkoły, zawsze pozostawał w ich pobliżu. Do ich paczki należała również Lavender, która choć umawiała się z wieloma chłopakami, to z nikim nie stworzyła związku na dłużej. Zupełnie inaczej było z Luną, która przez cały czas, w ogóle nie była zainteresowana zalotami ani randkami, co trochę smuciło ich grupę, bowiem wszyscy usilnie zabiegali o to, by każdy z ich paczki był po prostu szczęśliwy.

Koleżeństwo Rona i Dracona było dla wszystkich sporym zaskoczeniem. Szybko jednak stało się to czymś zupełnie naturalnym. W końcu ta dwójka dzieliła wiele wspólnych pasji – byli wielkimi fanami Quidditcha, znali się na zasadach życia w rodzinach czystej krwi, lubili szachy, słodycze i ognistą whisky. Początkowo zaraz po wojnie ich relacje były niezręczne, jednak w końcu przeprosili się wzajemnie za lata nienawiści i postanowili spróbować zbudować od zera nową relację. Udało im się to nad wyraz dobrze, choć mimo wszystko nadal żartobliwie wyzywali się od czasu do czasu od szpiczastych fretek i rudych łasic.

Prawie naturalne stało się dla Hermiony przebywanie w towarzystwie Pansy Parkinson, która o dziwo już nie była taką zarozumiałą krową. Była za to wesoła, uczynna i zawsze chętna do psot. Często wyciągała Hermionę na wspólne zakupy i naprawdę pomogła jej się pozbierać, gdy gryfonkę dopadała rozpacz z powodu sprawy jej rodziców, którzy pomimo wielu jej starań nie byli w stanie odzyskać swojej pamięci.

Po szkole Hermiona zamieszkała w swoim dawnym, rodzinnym domu, wraz z Lavender, Ginny i Luną. Pansy niechętnie wprowadziła się z powrotem do rodowej rezydencji, a Malfoy osiedlił się we własnym, luksusowym apartamencie w centrum. Theodore i Astoria kupili wspólny dom i szybko ogłosili swoje zaręczyny. Natomiast Neville wprowadził się do Harry'ego i Rona na Grimmauld Place.

Wszyscy poszli na dalsze staże lub studia, lub też zaczęli pracę w ministerstwie. Mimo to, nadal pozostawali zgraną paczką, spotykającą się na drinka, czy na wspólne imprezowanie, przynajmniej raz na dwa tygodnie.

Kolejnym zaskoczeniem dla wszystkich, były naprawdę dobre relacje Hermiony i Draco. Już na początku ósmego roku, okazało się, że wybrali te same przedmioty na poziomie rozszerzonym, bo o dziwo, obydwoje planowali zdawać po szkole na magomedycynę. Oczywistym było, że wzajemna pomoc była bardzo przydatna, więc uczyli się i często dyskutowali ze sobą, przesiadując wspólnie przez wiele godzin w bibliotece.

Wkrótce zaczęli rozmawiać ze sobą o wszystkim – także o rzeczach nie związanych z ich edukacją i dzięki temu poznali się naprawdę dobrze. Nieomal naturalnie polubili się i zaczęli wzajemnie szanować. I choć nikt by się tego nie spodziewał – ostatecznie zostali prawdziwymi przyjaciółmi.

Była jednak jedna rzecz, która wkrótce zaczęła przeszkadzać Hermionie w tym wszystkim.


Był to fakt, że szybko dotarło do niej, że Draco Malfoy posiadał wszystkie cechy faceta, o którym od zawsze marzyła. Nie chodziło tylko o to, że był przystojny i bogaty – choć naprawdę był. Nie, jej umysł najbardziej mącił fakt, że był on również szarmancki, opiekuńczy, piekielnie bystry, spontaniczny, błyskotliwy, wierny i lojalny. Mogła na nim polegać i zawsze, gdy tego potrzebowała - znajdowała w nim oparcie. Rzadko narzekał – co też było zaskoczeniem, bo gdzieś nagle zniknął ten rozpieszczony paniczyk, jakiego znała ze wcześniejszych lat szkoły.

Hermiona z przerażeniem łapała się na tym, że coraz częściej zauważała w nim rzeczy, których zupełnie nie powinna. Na przykład to, jak jego oczy błyszczały, gdy był czymś rozbawiony, albo to, jak w zamyśleniu nad jakimś ciekawym zagadnieniem, o którym właśnie czytał, drapał się końcówką pióra po nosie, lub też to, że zawsze oblizywał górną wargę, po napiciu się swojej ulubionej czarnej, niesłodzonej kawy. Musiała zaciskać dłonie w pięści, by powstrzymać ochotę na odgarnięcie jego blond grzywki, gdy ta zawadiacko opadała mu na czoło albo zacząć unikać wspólnych treningów chłopaków z ich paczki, bowiem widok Draco bez koszulki, wywoływał w niej różne gorące sny o zupełnie nieodpowiedniej treści.

Musiała jednak uczciwie przyznać, że uwielbiała też jego gust – do muzyki, dobrego wina, porywającej literatury... Dzielili wspólnie wiele pasji, a przebywanie z nim nigdy nie było dla niej nudne. Często zdarzało się tak, że siedząc wieczorami z Ronem na kanapie, żałowała podskórnie, że to nie był Draco, bo chciałaby móc mu akurat pokazać fascynujący fragment książki, którą właśnie przeczytała, albo zapytać go o coś, na co przed chwilą wpadła.


W końcu dotarło do niej, że mimowolnie zaczęła też czasem bywać zazdrosna o Pansy. O to, że gdy szli gdzieś razem, to ona łapała jego dłoń i o to, że to jej Draco pomagał założyć płaszcz, tak jak na uczelni zawsze w ten sposób Hermionie. Zaczęła unikać rozmów z Parkinson na temat jej związku z blondynem, czując się zbyt przygnębioną tym, że dawna ślizgonka zaczynała coraz częściej coś wspominać o ich bliskich planach zaręczynowych.

Naprawdę z całych sił starała się nie myśleć o dniu, gdy Draco stanie przed ołtarzem z inną kobietą, a ona będzie siedzieć gdzieś wśród ich gości z fałszywym uśmiechem przyklejonym do ust – albo, co jeszcze gorsze – będzie stać tam razem z nimi, jako ich druhna. Naprawdę życzyła Draco wszystkiego, co najlepsze, bo po tym przez co przeszedł w czasie wojny, naprawdę na to zasługiwał, ale i tak wciąż nie mogła wyrzucić z głowy tych nieodpowiednich myśli na jego temat i coraz mocniej zaczynało ją to przerażać.

Nie mogła też już dłużej oszukiwać siebie w sprawie Rona. Ich związek donikąd nie zmierzał. Czuła, że się przy nim dusi. To nie miało żadnego sensu. Bała się jednak reakcji ich przyjaciół na ewentualne zerwanie. A co, jeśli staną wtedy po stronie Weasleya? Harry wciąż pozostawał jego najlepszym przyjacielem, ale jednak Draco i Blaise też wciąż byli z nim blisko. A co ona by zrobiła, gdyby wybrali jego zamiast niej? Nie wyobrażała sobie w swoim życiu większej katastrofy i bardzo niechętnie dochodziła do wniosku, że ta wizja przerażała ją bardziej, niż zakończenie swojego dwuletniego, nieudanego związku...

- Mówiłem ci już, jak mnie irytuje, gdy tarmosisz swoją dolną wargę zębami? – zapytał ją Draco, gdy pewnego wieczoru w trakcie ich wspólnej nauki w przyszpitalnej bibliotece, Hermiona na nowo pogrążała się w myślach, na temat strachu przed utratą ich przyjaźni.

- Co? – otrząsnęła się, unosząc głowę i patrząc na niego.

Było już dość późno, a oni prawie skończyli robić notatki na kolejne zajęcia.

- To, że gdy to robisz, to zawsze wtedy odnoszę wrażenie, że rozgryzasz jakiś problem, a nie chcesz się nim ze mną podzielić – Malfoy uśmiechnął się do niej przyjaźnie.

Wywróciła oczami i westchnęła.

- Za chwilę zamkną bibliotekę, a tu jeszcze tyle do zrobienia! Egzaminy same się za nas nie zdają – wymyśliła na poczekaniu.

- Rozmawiałaś już z Ronem o jego przeprowadzce? – zagadnął mimochodem, opierając się wygodnie o krzesło i patrząc na nią uważnie.

Godryku... Jego oczy były jak płynna stal. A czasem jak srebrzysty lód. Innym razem jak głębia błękitnego nieba. Musiała się szybko przywołać do porządku, by przypomnieć sobie jego pytanie.

- Rozmawiałam? Nie. Kłóciłam się? Tak.

- Dlaczego tak naprawdę nie chcesz, żeby się do ciebie wprowadził? – Spytał cicho.

Hermiona skrzywiła się pod nosem.

- Nie powinnam z tobą o tym rozmawiać. Jesteś też jego przyjacielem i nie chce cię obarczać naszymi problemami, ani stawiać pomiędzy nami.

- Przestań! Wiesz, że zawsze możesz mi wszystko powiedzieć – nalegał. – Nigdy nie powtórzyłbym Ronowi ani słowa, o czym rozmawialiśmy.

- Prawda jest taka, że fatalnie nam się ostatnio układa. Nic tylko ze sobą walczymy – wyznała z goryczą. – Przeprowadzka na pewno tego nie naprawi.

- Choć sam się sobie do dziś dziwię, to jakimś cudem naprawdę polubiłem Weasleya. Przy bliższym poznaniu okazuje się naprawdę spoko facetem. Lecz mimo, że znamy się dobrze, muszę przyznać, że wciąż tego nie rozumiem... Co tak właściwie was łączy? Nie obraź się, ale obydwoje jesteście naprawdę diametralnie różni. Znam was i wielokrotnie widywałem was razem, ale nadal nie potrafię powiedzieć, co tak naprawdę jest podstawą waszego związku – Draco zamknął książkę, którą się przedtem zajmował i ponownie spojrzał jej prosto w oczy.

Hermiona otwarła usta, by odpowiedzieć, że była to miłość, ale natychmiast je zamknęła. Nie mogła kłamać, gdy tak na nią patrzył. Zaraz by to wyłapał. Zresztą, wcale nie chciała go w ten sposób okłamywać.

- Wiesz... Ja... Ostatnio... Czasami... Dochodzę do wniosku, że powinnam to jednak jak najszybciej zakończyć. Tylko chyba naprawdę nie wiem jak mam to zrobić. Tak długo czekaliśmy na to, by być razem, a Ron przecież nawet specjalnie dla mnie wrócił na ósmy rok do szkoły. No i przez cały czas był przy mnie w tych najgorszych chwilach. Jak mam mu teraz złamać serce i tak po prostu odejść? – wytłumaczyła szczerze, oddychając przy tym ciężko.

- Wiem, o czym mówisz. Po prostu bycie w dłuższym związku, wywołuje też takie przywiązanie, prawda? Też się tak czułem przez długi czas – przyznał Draco, sięgając po swoją różdżkę.

- Czułeś? – Hermiona mimowolnie poczuła gęsią skórkę na karku.

- Dowiesz się o tym jako pierwsza. Ja i Pansy zerwaliśmy przedwczoraj, a dziś rano zabrała z mojego mieszkania wszystkie swoje rzeczy, jakie trzymała tam, gdy odwiedzała mnie w weekendy. Mieliśmy zamiar ogłosić wam to wszystkim razem na piątkowym drinku – Malfoy uśmiechnął się, ale raczej ponuro.

- Co?! Czy ty żartujesz? Ale dlaczego? Jak? – Napięła się dosłownie niczym struna. – Byłam pewna, że ty i Panss, zostaniecie ze sobą na zawsze. Ostatnio ona nawet coś wspominała o waszych planach na przyjęcie zaręczynowe... – Hermiona starała się ze wszystkich sił zignorować napływ nagłego gorąca, które rozlało się pod całą jej skórą.

Po raz pierwszy od kiedy się do niego zbliżyła, Draco był wolny... Jego serce nie było już zajęte. O Godryku!

- Pansy na poważnie zauroczyła się w innym mężczyźnie, choć chyba wciąż nie chce się do tego przyznać nawet przed samą sobą – powiedział cierpko, po czym wyczarował butelkę ognistej i dwie szklaneczki.

- Chcesz pić w bibliotece? Pani Doung nas za to zabije... – Wyszeptała konspiracyjnie.

- Nie przyjdzie tu. Widziałem, jak wychodziła dziś z tym starym ordynatorem od eliksirów. Chyba mają gorącą randkę - zadrwił.

- Draco, tak strasznie mi przykro! Czy mogę coś dla ciebie zrobić? – spytała łapiąc jego dłoń i ściskając ją mocno.

Blondyn posłał jej słaby uśmiech, splatając ich palce razem.

- Najgorsze jest to, że mnie wcale nie jest przykro. Prawdę mówiąc, to poczułem ulgę. Nie chciałem jej zawieźć, ale to i tak nie miałoby dłużej sensu. Oboje zgodnie uznaliśmy, że tak naprawdę, od bardzo dawna nic już do siebie nie czuliśmy i byliśmy razem chyba tylko z przywiązania i dlatego, że tego po nas oczekiwano.

- Nie miałam pojęcia, że Pansy mogłaby chociażby dostrzec istnienie kogoś innego! Od zawsze była taka w ciebie zapatrzona. No i nawet słowem mi nie wspomniała, że coś złego się pomiędzy wami dzieje... – Hermiona ostrożnie zabrała swoje palce z dłoni Malfoya, czując, jak jego dotyk dosłownie pali jej skórę. By odwrócić jakoś uwagę, sięgnęła po jedną ze szklaneczek z whisky.

- Pansy chyba trochę się wstydzi tego uczucia. Myślę, że na razie musi to sama ze sobą przepracować.

- Skąd wiesz? Powiedziała ci to? – Hermiona była tym zaintrygowana.

- Domyśliłem się. Znam ją bardzo dobrze. Ona mnie zresztą też... Wiedziała o tym, że nigdy nie byłem w niej tak na poważnie zakochany, jak na to naprawdę zasługiwała – przyznał niechętnie.

Hermiona starała się ukryć swoje zmieszanie. Nie przypuszczała, że to co łączyło Panss i Draco nie było prawdziwą miłością. Szczerze mówiąc, czasem nawet im zazdrościła, że mają coś więcej niż ona i Ron...

- Byliście naprawdę świetną parą. Przykro mi, że przytrafiło się wam coś podobnego. I najgorsze jest to, że najpewniej z powodu waszego zerwania, będę musiała teraz wyrzucić Lav z domu – Hermiona uśmiechnęła się przekornie. – Inaczej będę musiała ciągle słuchać jej planów na jak najszybsze podbicie twojego serca – westchnęła z udawaną rozpaczą.

Wszyscy, nie wyłączając samego Malfoya, dobrze wiedzieli, że jej współlokatorka od lat potajemnie wzdychała do niego. Hermiona nigdy nie mówiła tego głośno, ale niepomiernie ją to wkurzało... Była zazdrosna o wszystkie dziewczyny, które zdawały się za nim szaleć i nic nie mogła na to poradzić.

Draco roześmiał się szczerze.

- Salazarze! Nie strasz mnie, proszę! Lubię Lav, ale na pewno nie w ten sposób. Wychodzi na to, że muszę jak najszybciej znaleźć sobie kogoś nowego. Może jeśli wkrótce zerwiesz z Ronem, to zostaniesz moją dziewczyną i wtedy mnie uratujesz? – Żartował nadal z uroczym uśmiechem.

- Nie widzę problemu – Hermiona starała się brzmieć swobodnie, choć jej serce biło głucho. – Nie wiem tylko czy Ron cię nie będzie próbował za to zabić. To z pewnością mogłoby jakoś zaszkodzić waszej przyjaźni. Szkoda, że nie postanowiłeś zakolegować się bliżej z kimś innym, jak na przykład z Nevillem – odpowiedziała, również udając rozbawienie, a w duchu żałując, że to były tylko żarty. – Wtedy nie mielibyśmy takich problemów.

Mimo wszystko trochę ją zabolało, że Draco nie traktował wizji ich razem na poważnie. Ale czego innego mogła się po nim spodziewać? Nigdy nie widział w niej kobiety. Zawsze była tylko dobrą kumpelą i wiernym kompanem w odrabianiu wspólnych zadań domowych.

- Gdybym zakolegował się z Longbottomem, to właśnie teraz najpewniej kończyłaby się nasza przyjaźń – Draco westchnął ciężko, nim napił się whisky.

- Poważnie...? Czy masz na myśli...? – Hermiona szczerze musiała przyznać, że ostatnio zauważyła, wyraźny wzrost zainteresowania Pansy tematem zielarstwa i pielęgnacji roślin, ale myślała, że jest jej to potrzebne z powodu jej studiów nad produkcją magicznych kosmetyków.

Od pewnego czasu Neville chętnie pomagał Parkinson w nauce i udzielał jej wielu pomocnych wskazówek. Z tego, co Hermiona się orientowała, oni ostatnio równie często uczyli się razem, tak jak ona i Draco.

- Tak. Myślę jednak, że Pansy boi się mu do tego przyznać. Przed laty była dla niego naprawdę okropna i chyba teraz obawia się, że on nie będzie nią zainteresowany w taki sposób... Że nie ma u niego szans na nic więcej, niż tylko na jego przyjaźń – Malfoy wyglądał na skwaszonego.

- Nie sądzę, by Nev wciąż to rozpamiętywał. Spójrz na siebie i Rona. Minęły dwa lata i jesteście prawie nowym złotym trio, jeśli włączyć w to jeszcze Flinta, gdy razem idziecie na Quidditcha – uśmiechnęła się do niego pogodnie.

- Ta przyjaźń też raczej nie przetrwa – Draco długim łykiem skończył swojego drinka.

- Niby dlaczego? – spytała zdziwiona.

- A jak myślisz? Zapewne również przez dziewczynę – uniósł lekko kąciki ust.

- Jaką dziewczynę? – zdziwiła się jeszcze bardziej.

Westchnął i potarł skroń. Wyglądał w tej chwili na dziwnie sfrustrowanego.

- Naprawdę nie zauważyłaś, jak Flint na ciebie patrzy, gdy się wszyscy razem spotykamy? – spytał z odrobiną goryczy.

- Niby jak? Normalnie. Jak na każda inną dziewczynę w naszej grupie... - Hermiona poczuła, jak gorące rumieńce zaczynają wypływać jej na twarz.

- Granger, Granger. Wyściub czasem nos sponad książki, a może zobaczysz, że nie tylko dla Weasleya jesteś całym światem – Draco dolał sobie whisky i znów szybko się jej napił.

- Mam nadzieję, że się mylisz... Bardzo lubię Marcusa, ale nigdy nie patrzyłam na niego w taki sposób! – Zaperzyła się, wyraźnie zawstydzona.

- A w jaki patrzysz teraz na Weasleya? – Spytał poważnym tonem. – Wiesz, że on wciąż cię bezgranicznie kocha, prawda?

Hermiona ukryła twarz w dłoniach i warknęła.

- Nic nie poradzę na to, że ja już tego do niego nie czuję. Wiem, że to okropne, ale chyba nie mogę tak dłużej... Naprawdę duszę się w tym związku. I gardzę sobą za to, że go okłamuję – przyznała gorzko.

Draco milczał przez dłuższą chwilę, ale Hermiona miała przeczucie, że wciąż uważnie się jej przyglądał.

- Naprawdę nie chcę ci niczego radzić, ani namawiać byś zrobiła coś wbrew sobie, ale chyba powinnaś się poważnie zastanowić nad zakończeniem tego. Ronowi na początku będzie trudno, ale w końcu się po tym pozbiera... - Draco zaczął wiercić się niespokojnie na swoim krześle.

Hermiona nerwowo przełknęła ślinę. To jasne, że nie chciał, by zraniła jego przyjaciela. Czy ją odrzuci, gdy to już się stanie? Czy będzie wtedy wolał stanąć po stronie Rona? Godryku! To byłoby dla niej naprawdę okropne!

- On chyba planuje zaangażować się bardziej, a ja już wiem, że nie chcę spędzić reszty życia na ciągłych kłótniach z nim o nasze priorytety. Już narzeka na moje praktyki w szpitalu, a co się stanie, gdy zacznę tam pracować na etacie? Masz rację dziwiąc się temu co nas łączy, bo od początku łączyła nas chyba tylko potrzeba ochrony Harry'ego. Gdy już teraz tego nie mamy, pozostało już chyba tylko przywiązanie i rutyna...- Hermiona szybko otarła napływające jej do oczu łzy.

- Ty naprawdę mówisz poważnie? Naprawdę byłabyś skłonna z nim zerwać? – Malfoy wciąż nie odrywał od niej swojego wzroku.

- Tak. Wiem, że rozbije tym naszą paczkę, ale... tak. Zrobię to... Ja... On chyba nawet myślał o zaręczynach, bo ostatnio zniknął jeden z moich starych pierścionków i boje się...

- Masz rację. – Draco wydawał się naprawdę mocno spięty. - Nie powinienem ci tego mówić, ale skoro masz takie wątpliwości, to chyba muszę. Weasley prosił mnie i Pottera o pomoc w wyborze odpowiedniego pierścionka zaręczynowego – Draco szybko znów sięgnął po butelkę.

- O cholera! – Hermiona ponownie ukryła twarz w dłoniach.

Poczuła jego dłoń na swoim nadgarstku, po czym odciągnął jej rękę od oczu i splótł ich palce razem w pocieszającym geście.

- Chciał ci się oświadczyć w walentynki, zaraz po przyjęciu w domu moich rodziców. Spytał o pozwolenie na skorzystanie z ogrodu. Przysłał mi też już nawet rozkład terminarzy jego i Pottera, byśmy mogli jakoś zgrać wspólne wyjście na zakupy. To twoja decyzja, ale myślę, że lepiej będzie, jeśli powiesz mu wcześniej... Nim on naprawdę kupi dla ciebie jakiś brylant. Wiem, że nie chcesz go zranić, ale jeśli nie planujesz się zgodzić za niego wyjść, to powinnaś to skończyć nim cię o to zapyta – tłumaczył jej łagodnie.

- Masz rację. Muszę to zrobić – Hermiona podniosła szklankę i wypiła resztę swojej whisky, wciąż mocno ściskając jego rękę.

- Kiepski początek roku dla związku... - Zaśmiał się cierpko blondyn.

- Jak widać... Walentynki też będą raczej ponure, no chyba, że może chociaż znów się pośmiejemy, jeśli Lavender ponownie kupi ci bokserki w różowe serduszka – zażartowała.

- Błagam, tylko nie to! Od razu zaznaczam, że od teraz uczymy się tylko u mnie. Nie będę znów się narażał na jej zaloty, skoro nie muszę – Draco puścił jej rękę i zaczął zbierać swoje książki i pergaminy.

- A kto ci powiedział, że mam zamiar nadal się z tobą uczyć? Myślisz, że nie mam jeszcze dość ciągnięcia cię za sobą? – Żartowała.

- Nie dasz sobie rady beze mnie, Granger. Jestem ci niezbędny do twojego sukcesu edukacyjnego – Draco uśmiechnął się do niej przekornie.

Wywróciła oczami i roześmiała się. Cieszyła się, że ich przyjaźń miała szansę przetrwać dalej, pomimo jej zerwania z Ronem. To było dla niej budujące.

- Dostałem dziś sowę od mojej mamy. Prosiła, bym ci przypomniał, że w sobotę zabiera cię na zakupy. Zresztą, na pewno sama do ciebie wkrótce napisze.

- Och! Podziękuj jej bardzo, ale nie mogę się zgodzić, by znów kupiła mi kolejną sukienkę. Wybiorę coś z tego, co już mam.

- Nie podoba ci się, że chce ci doradzić? – Zdziwił się Draco.

- Och nie! Twoja mama ma cudowny gust. Po prostu, ona zawsze wybiera taką sukienkę, na którą mój budżet nie może sobie pozwolić, a potem robi tą swoją słodko-proszącą minę tak długo, aż się zgadzam by to ona ją dla mnie kupiła.

- Granger, nie psuj jej radości. Wiesz, że uwielbia cię rozpieszczać – zaśmiał się. – Jesteś dla niej jak córka, której się nigdy nie doczekała.

Draco nigdy tego nie powiedział, ale Hermiona podskórnie podejrzewała, że Pansy nie znosiła tego, że Narcyza zawsze wolała na zakupach jej towarzystwo, niż dziewczyny swojego syna.

- Twój tata ciągle mówi mi to samo, ale mam wrażenie, że to go nieustannie bawi – wspomniała z uśmiechem.

Hermiona do dziś nie wiedziała, jak to się stało, ale po procesach, które odbyły się zaraz po wojnie, gdy ona z pomocą Kingsleya i Harry'ego wybroniła rodzinę Malfoyów przed więzieniem, rodzice Dracona stali się dla niej naprawdę bardzo mili. Ciągle zapraszali ją do swego domu, zawsze powtarzając jak bardzo są jej wdzięczni za wszystko, co dla nich zrobiła. Teraz byli dla niej nawet taką namiastką rodziny, jako że swojej wciąż nie udało jej się odzyskać.

- Jak myślisz? Jak twoi rodzice przyjmą twoje zerwanie z Pansy? – Zapytała, pakując powoli swoje książki.

- Zapewne z ulgą. Nie znosili jej ojca i nie byli wcale zbyt chętni do połącznia naszych rodzin. Matka nawet sugerowała nasze zerwanie kilka razy, mówiąc mi coś o marnowaniu sobie życia z kobietą, której tak naprawdę nie kocham – przyznał szczerze.

- Tak właśnie sądziłam, widząc jak ojciec Pansy zachowywał się na waszym ostatnim przyjęciu świątecznym. Miałam wrażenie, że twój tata ledwo się powstrzymywał przed tym, by go nie wyrzucić za próg – Hermiona zarzuciła torbę na ramię.

- Bo tak było. Obleśny buc. O mało sam mu nie przyłożyłem za to, jak cię próbował obłapiać w czasie tańca – Draco z niesmakiem pokręcił głową, gdy powoli skierowali się razem do wyjścia.

- Na pewno nie chcesz mnie odprowadzić do domu? Lav ma dziś wieczorną sesję magic areobicku w salonie. Zapewne będzie na co popatrzeć – zażartowała, gdy wyszli przed bibliotekę.

- Nie, ale ty zawsze możesz odprowadzić mnie. Mam jeszcze pół butelki ognistej w torbie – Draco mrugnął do niej porozumiewawczo.

- Dzięki, ale jeśli wypije jeszcze trochę, to zacznę płakać i się nad sobą użalać – uśmiechnęła się blado.

- Jakby to było coś, czego jeszcze nie widziałem w twoim wykonaniu – Draco wymownie wywrócił oczami.

Hermiona karcąco trzepnęła go w ramię. Takie gesty były pomiędzy nimi zupełnie normalne, ale i tak, za każdym razem, gdy go dotykała, jej ciało zalewało się przyjemną falą ciepła.

- Mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży...- powiedziała, patrząc mu w oczy.

- Też mam taką nadzieję – Draco posłał jej słaby uśmiech.

- W takim razie, do jutra? – Hermiona puściła jego ramię i zrobiła krok w tył.

- Jak zawsze – zapewnił.

- Dobrej nocy! - Pomachała mu na pożegnanie, cofając się jeszcze trochę, tak by móc się bez przeszkód teleportować.

Nie widział już tego, jak Draco stał w tym samym miejscu przez kilka kolejnych minut, ani tego jak delikatny uśmiech zadowolenia wypłynął na jego przystojną twarz.




💕💕💕



Zbierała się do tego przez kilkanaście dni. W ostatni weekend nie poszła z nimi do pubu, wciąż szykując się w myślach do tego, by w niedzielny wieczór wreszcie wszystko zakończyć. Ron jednak przez cały dzień miał koszmarnego kaca, więc przesunęła ich rozmowę na poniedziałek. Niestety Molly Weasley się wtedy rozchorowała i Ron musiał wrócić do domu, by pomóc rodzinie.

Czas ją gonił. Do walentynek zostały już tylko dwa tygodnie. Wreszcie jednak musiało się stać to, co było nieuniknione. W kolejny piątek, na tydzień przed walentynkami, Hermiona usiadła w swoim salonie i przełykając łzy, wyznała Ronowi, że to definitywny koniec ich związku.

Nie spodziewała się jednak, że po usłyszeniu tego, co miała mu do powiedzenia, to Ron jako pierwszy rzewnie się rozpłacze. Pękało jej serce, widząc go w takim stanie. Nie mogła jednak postąpić inaczej. Kochała go, ale była pewna, że to nie on był mężczyzną jej życia. Nie miał w sobie nic z tego, co ceniła w potencjalnym partnerze. Nie był ambitny, zaradny ani pełen pasji. W ogóle nie stawiał sobie nowych celów. Nie próbował poznawać świata, na poziomie wykraczającym poza jego wąski i wygodny horyzont.

Tak naprawdę, nigdy też nie dał jej poczuć, że jest dla niego najważniejsza, albo że to co robiła w swoim życiu jakoś go interesowało. Miała wrażenie, że od początku brał ją i jej uczucia za pewnik. Naprawdę nie mogła dłużej udawać, że to wypali. I oszukiwać siebie, że w głębi swoich myśli nie przyrównywała go każdego jednego dnia do Dracona... Nie wspominając już o tym, jak blado Ron wypadał przy tych porównaniach.

- Czy jest ktoś inny? – Zapytał ją cicho, ocierając łzy.

- Nie Ron, nie ma nikogo. Po prostu nasze życia rozeszły się w dwie różne strony. Nie pasujemy już do siebie...

- Nie kłam! Zrywasz ze mną, bo Malfoy ci wszystko powiedział prawda? Ten gad mnie zdradził! – Wykrzyczał, nagle zrywając się na równe nogi.

- Co? – Hermiona popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

Ron znalazł się przy niej i mocno złapał ją za rękę.

- To było tylko raz Hermiona, przysięgam! Upiliśmy się w klubie i to się tak po prostu stało! Żadne z nas nie wie, dlaczego do tego w ogóle doszło!

- Ron o czym ty do diabła mówisz? – Hermiona wyrwała gwałtownie rękę z jego uścisku.

- Mogłem się domyślić, że Malfoy nie dochowa tajemnicy! Może udawać naszego przyjaciela, ale to tak naprawdę ciebie najbardziej lubi. Musisz jednak zrozumieć, że to nic nie znaczyło, po prostu nas poniosło! Byliśmy naprawdę kompletnie pijani...

- Ron! Draco nic mi nie powiedział, ale widzę, że chyba ty powinieneś! – Wściekła się nie na żarty.

- Hermiona... To nic! To był tylko jeden raz! Zapomnijmy o tym! To był tylko błąd! Znasz mnie! Wiesz, że nie jestem kimś, kto lubi zaliczać trójkąty... Przekonałem się o tym, aż za bardzo! Błagam cię, daj mi jeszcze jedną szansę!

- Dość! Czy ty naprawdę chcesz mi powiedzieć, że w ubiegły weekend uprawiałeś seks w trójkącie?

Ron opuścił głowę, wyraźnie zrozpaczony.

- Wybacz mi... Przepraszam! Tak bardzo cię przepraszam! – Ron upadł przed nią na kolana.

- Z kim? – Zapytała zimno, czując jak wszystko w niej drży z narastającej wściekłości.

- Z Lav – wyszeptał.

Hermiona zacisnęła powieki. To dlatego odnosiła wrażenie, że jej współlokatorka unikała jej przez cały zeszły tydzień. Teraz wszystko było jasne. Wstrętna dziwka!

- I z kim jeszcze? – Pytała dalej. Musiała to wiedzieć.

- Marcus – Ron powiedział to tak cicho, że praktycznie musiała wyczytać to z ruchu jego warg.

- Wynoś się Ron! – Wrzasnęła. – Wynoś się albo cię przeklnę! Nie chce cię kurwa dłużej oglądać! – Hermiona krzyczała, czując jak dosłownie roznosi ją złość.

Troje z jej przyjaciół wbiło jej nóż prosto w plecy. I nie miało znaczenia, że i tak chciała zostawić Rona – jeśli chcieli spędzić we troję noc pełną hedonizmu i perwersji, Ron powinien wcześniej zakończyć ich związek, a Flint i Lavender nie dopuścić do tego, by ją z nimi zdradził.

- Przykro mi, naprawdę. Ani ja, ani oni nie wiemy, co nas opętało z tym całym seksem. To było niczym jakaś klątwa – szeptał, zrozpaczony.

- Powiedziałam wynoś się! – Krzyczała. – Nie pokazuj mi się nigdy więcej na oczy albo pożałujesz! – Poprzysięgła.

Ron wiedział, że nie żartowała, dlatego szybko podniósł się z kolan i pośpiesznie wypadł z jej domu, widząc, że w takiej furii i tak ją do niczego nie przekona.

Hermiona poczuła natychmiastową ochotę, by coś rozszarpać. Albo kogoś.

Przywołała swoją lekką kurtkę i buty i niczym błyskawica pognała do swojego ogrodu. Niewiele zastanawiając się nad tym co robi, teleportowała się prosto pod tylne drzwi kamienicy Malfoya. Już ona mu pokaże! Czy tyle oznaczała dla niego ich przyjaźń i lojalność? Ten drań o wszystkim wiedział i przez cały tydzień nic jej nie powiedział! A widywali się przecież codziennie! On też był zdrajcą i musiał jej za to zapłacić!




💕💕💕



Załomotała w jego drzwi z całej siły. Wiedziała, że nie powinna zachowywać niczym opętana, ale bardzo chciała, by wiedział jak strasznie zawiódł jej zaufanie. Musiała mu to wygarnąć.

- Chwileczkę... - Krzyknął.

- Otwieraj! Musimy natychmiast pogadać! – wrzeszczała.

Słyszała, jak przeklina idąc ciężko przez przedpokój . Otworzył jej drzwi i spojrzał na nią z góry – co nie było trudne, bo był od niej prawie o pół metra wyższy.

- Jeśli chciałaś mi się wpakować pod prysznic, to masz jakieś dziesięć minut spóźnienia, kochanie – rzucił z wrednym uśmieszkiem, a Hermiona od razu zauważyła, że miał na sobie tylko przewieszony przez biodra, biały ręcznik.

Oddech uwiązł jej w gardle i poczuła, jak gwałtowne rumieńce wypływają jej na twarz. Z całych sił usiłowała przywołać teraz swoją wściekłość na niego. Dlatego z premedytacją wbiła paznokcie, w jego mokrą klatę i szybko odepchnęła go z drogi, by móc wejść do jego mieszkania.

Draco syknął cicho, ale jej nie powstrzymał, czekając aż wejdzie, by zamknąć za nią drzwi.

- Gdybym wiedziała, że pod nim stoisz, rzuciłabym klątwę powodzi i cię tam utopiła! – warknęła, idąc prosto do kuchni.

Malfoy rozstał się z Pansy ponad trzy tygodnie temu, ale mimo to jego mieszkanie było nieskazitelne. Musiała chyba wreszcie uwierzyć w to, że sam tu sprzątał – jak wiele razy usiłował jej wmówić. Hermiona poczuła nagłą ciekawość. Ciekawe jak Draco planował spędzić dzisiejszy wieczór? Skoro brał prysznic o takiej porze, to pewnie gdzieś się wybierał. Czyżby miał dziś randkę? W końcu był teraz wolny...

Coś ścisnęło ją w piersi i musiała głębiej odetchnąć, by odpędzić od siebie to uczucie.

- Powiesz mi, co ci zrobiłem Granger, że znów wróciłem na listę twoich wrogów? – zapytał przechodząc na drugą stronę kuchennej wyspy i otwierając lodówkę.

Hermiona starała się nie gapić na jego doskonale wyrzeźbione mięsnie. Pieprzony Quidditch! To dzięki niemu i regularnym treningom, blondyn był wciąż w tak doskonałej formie.

- Możesz się ubrać, zanim pogadamy? – warknęła na niego.

Draco spokojnie wyjął z lodówki białe, cudownie zmrożone wino i sięgnął do szafki po dwie lampki. Spojrzał na nią przez ramię i uśmiechnął się złośliwie.

- Czyżby coś cię rozpraszało, Granger?

- Po prostu wolę cię zabić w ubraniu! Mniej tłumaczenia dla aurorów – fuknęła na niego, czując jak jej twarz dosłownie płonie.

- Zaczynasz mnie przerażać – Malfoy znów zachichotał. – Idę się ubrać, a ty w tym czasie nalej nam wina. Wiesz, gdzie jest korkociąg? Albo nie, lepiej otwórz je za pomocą zaklęcia, bo jeszcze przy okazji znajdziesz jakiś nóż i wtedy na pewno będzie po mnie! – Śmiał się, ruszając w stronę korytarza, który prowadził do jego sypialni. Jedynego pomieszczenia w jego mieszkaniu, w którym Hermiona nigdy jeszcze nie była.

- Wolę cię udusić własnoręcznie! Większa satysfakcja! – zawołała za nim i zabrała się za rozlewanie wina.

- Widzę, że pamiętasz, że lubię ostre zabawy! – odkrzyknął.

Hermiona nie zdążyła wymyślić właściwej riposty, gdy nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi.

- Ktoś puka! – poinformowała go kolejny okrzykiem.

- To otwórz! Zaraz przyjdę!

Hermiona z ciężkim westchnieniem, podeszła do drzwi i otworzyła. Tuż za nimi stała śliczna, długonoga blondynka o kręconych włosach i małym, zadziornym nosku. Wystrojona w krótką, fioletową sukienkę, wyglądała idealnie jak na gorącą randkę.

Hermiona przełknęła gorycz napływająca jej do ust. Na co ona liczyła? Taki facet, nie mógł długo być sam... Powinna była to przewidzieć.

- Dzień dobry – przywitała się, patrzą na to, że kobieta trzyma w dłoniach butelkę drogiego wina.

Blondynka zmierzyła ją oceniającym spojrzeniem i skrzywiła się z wyraźnym niesmakiem.

- Czy zastałam może Dracona? – spytała wyniośle.

- Ubiera się – odpowiedziała Hermiona, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że to mogło zabrzmieć nieco dwuznacznie.

- Kto przyszedł? – Draco wreszcie wyszedł z sypialni ubrany w czarne spodnie z dresu i biały podkoszulek i od razu podszedł do drzwi.

- Witaj mój Smoku! – kobieta uśmiechnęła się promiennie na jego widok, a jej oczy zabłyszczały czystym pożądaniem.

- Paloma? To prawdziwa niespodzianka. Nie spodziewałem się, że mnie odwiedzisz – Draco wyraźnie zmusił się do uśmiechu. - Wejdź proszę... – Grzecznie zaprosił kobietę do środka, ale Hermiona zauważyła po wyrazie jego oczu, że wydawał się być zirytowany niezapowiedzianą wizytą.

Czyli, że Draco wcale nie był umówiony z tą kobietą? Była zła na siebie, że jej z tego powodu naprawdę ulżyło.

- Pomyślałam, że wpadnę i być może wyciągnę cię na kolację. Dawno nie mieliśmy okazji pogadać, a skoro ty i Pansy się rozstaliście, to pomyślałam, że pewnie masz teraz dużo wolnego czasu... - Zaczęła mówić, idąc w głąb mieszkania.

- Zrób to dla mnie, a dam ci wszystko, przysięgam! – wyszeptał z napięciem do ucha Hermiony, po czym objął ją mocno w talii.

Rzuciła mu zaskoczone spojrzenie. Co takiego niby miała dla niego zrobić?

Draco przyciągnął ją mocno do siebie, a zapach jego żelu pod prysznic, dosłownie przeszył jej zmysły.
Weszli razem do kuchni, a Draco poprowadził ją na drugą stronę kuchennej wyspy, pozostawiając piękną blondynkę naprzeciwko, by mogła zając jedno z wysokich, przystawionych do blatu krzeseł.

- Przykro mi Palomo, ale niestety jesteśmy dziś zajęci. Poznajcie się proszę - to moja nowa dziewczyna, Hermiona Granger, a to skarbie jest Paloma Crosswell, moja dawna znajoma z USA – wyjaśnił, puszczając wreszcie Hermionę i wyjmując jeszcze jeden kieliszek do wina.

Hermiona ledwo stłumiła w sobie nagłą chęć nadepnięcia mu na stopę. A więc chciał jej tylko użyć, żeby odstraszyć od siebie napaloną na niego amerykankę? Ciekawe dlaczego? Ta dziewczyna była przecież naprawdę imponująca...

Po krótkim przemyśleniu sprawy, Granger postanowiła jednak, że w imię ich przyjaźni mogła się trochę poświęcić, zanim potnie Dracona na kawałki, za to, że ukrył przed nią zdradę Rona.

- Bardzo mi miło! – Hermiona uśmiechnęła się do blondynki z przymusem i sięgnęła przez blat, by móc uścisnąć jej zimną dłoń.

- Już masz nową dziewczynę? Naprawdę zostawiłeś Parkinson dla innej? – Paloma spojrzała na Hermionę, niczym na małego, wstrętnego robaka.

- Tak się jakoś przypadkiem złożyło... – Draco uśmiechnął się dwuznacznie.

- To takie do ciebie niepodobne! Zawsze byłeś taki honorowy! - Crosswell patrzyła na niego nieco podejrzliwie, jakby chcąc się upewnić, czy przypadkiem jej teraz nie ściemnia.

- To się stało dość nagle. Po prostu dopadła nas miłość. Sama rozumiesz, że nie było kompletnie żadnego sensu z tym walczyć – próbował jej wytłumaczyć Draco, ale przerwało mu kolejne pukanie do drzwi.

Hermiona poczuła się kompletnie rozbita tym wszystkim. Bliskość Draco zawsze wywoływała w niej emocje, ale wspólne udawania...? Tego mogło być dla niej za wiele. Postanowiła szybko napić się wina, by spróbować nieco się rozluźnić, nim dalej pociągną tę żałosną maskaradę.

- Przepraszam, że cię nachodzę, ale niechcący zapomniałam zabrać od ciebie jednej książki. Chyba powinna być w twoim gabinecie. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam...? – Pansy wciąż do niego mówiła, wchodząc do kuchni.

Nagle zatrzymała się w pół kroku i zamarła, patrząc z czystą nienawiścią prosto na amerykankę.

- Co ty tu robisz, Crosswell? – spytała nie kryjąc swojej absolutnej irytacji.

- Witaj Parkinson! – Paloma uśmiechnęła się do niej złośliwie - Tak się właśnie składa, że akurat poznaję nową dziewczynę twojego byłego faceta – Blondynka wskazała oskarżycielsko palcem na Hermionę, jakby chcąc wskazać Pansy winną rozpadu jej związku.

Hermiona zrobiła wielkie oczy i delikatnie pokręciła głową, mając nadzieję, że Pansy zrozumie, że to wcale nie była prawda. Za nic nie chciałaby w ten sposób zranić uczuć przyjaciółki.
No to pięknie Malfoy ją wkopał! Idiota! Będzie musiała możliwie, jak najszybciej wytłumaczyć to nieporozumienie.

Pansy przyglądała jej się przez kilka sekund w dziwnym napięciu, po czym nagle uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.

- To naprawdę wspaniale. Musisz mi uwierzyć, że naprawdę się cieszę, że ty i Draco jesteście razem szczęśliwi – Pansy mówiąc to, patrzyła jej prosto w oczy. – Musisz wiedzieć Crosswell, że Hermiona jest dla Draco idealna. Od zawsze wiedziałam, że są dla siebie po prostu stworzeni – Pansy szybko podeszła do Granger i krótko cmoknęła ją w policzek. – I obiecuję ci Hermiono, że zrobię wszystko by nasza przyjaźń na tym nie ucierpiała. – Naprawdę życzę wam wszystkiego najlepszego - Pansy objęła Hermionę ramieniem i uściskała ją, ku głębokiej konsternacji gapiącej się na nie amerykanki.

- Bardzo się cieszymy, że nas wspierasz! – Draco wrócił do boku Granger, znów przyciągając ją blisko siebie. – To wiele dla nas znaczy, prawda kochanie?

- Oczywiście - ledwo wydusiła z siebie Hermiona.

- I lepiej tego nie spieprz Smoku! – ostrzegła Pansy. – To może być twoja jedyna szansa na szczęście. Myślę jednak, że doskonale o tym wiesz! – Pansy posłała mu nieco złośliwy uśmieszek.

- Możesz być o to spokojna. Nie zaprzepaszczę takiej szansy – Draco odwzajemnił uśmiech swojej dziewczyny, a Hermiona miała wrażenie, że ta dwójka porozumiewa się ze sobą bez zbędnych słów. Od razu było widać, jak dobrze się znali i ile tak naprawdę dla siebie znaczyli, pozostając przyjaciółmi pomimo rozstania.

- Opowiedz nam Palomo, co cię sprowadza do Wielkiej Brytanii? – spytał Dracon, puszczając wreszcie Hermionę, by móc podać amerykance wino.

- Pójdę po moją książkę i znikam – wtrąciła Pansy, idąc w stronę korytarza, prowadzącego do gabinetu.

- Pójdę z tobą! – zadeklarowała szybko Hermiona, szczęśliwa, że może choć na chwilę uciec z kuchni.

Pansy nie zamierzała protestować, więc wkrótce razem znalazły się w eleganckim gabinecie blondyna.

- Naprawdę nie wiem czemu Draco kazał mi ją okłamać – wyjaśniła od razu Hermiona.

- Okłamać? – Parkinson spojrzała na nią przez ramię. – Czyli wy tak naprawdę nie jesteście razem?

- Oczywiście, że nie! Gdy ona tu przyszła, Draco od razu poprosił mnie cicho, bym tylko udawała...

Pansy westchnęła ciężko i z dezaprobatą pokręciła głową.

- To wy obydwoje udajecie i to już zapewne od dawna – Pansy skupiła swój wzrok na półkach, poszukując zaginionej książki.

Hermiona przez chwilę nie mogła uwierzyć, że Pansy naprawdę miała na myśli, to co powiedziała. Czy ona poważnie myślała o tym, że Draco i Hermiona są teraz razem? To było niemożliwe! A może jednak jej niezdrowe zauroczenie swoim przyjacielem, na pewnym etapie stało się zauważalne dla Parkinson? Jeśli tak było, to dlaczego nic nie powiedziała? No i pytanie kto jeszcze mógł również zwrócić na to uwagę?

A co, jeśli Pansy naprawdę myślała, że Draco ją zostawił z powodu Hermiony? O Godryku! Tylko nie to! Musiała to jakoś szybko wyjaśnić.

- Panss... - zaczęła podchodząc do byłej ślizgonki, która wciąż przeglądała książki.

- Granger przestań! Mówiłam w kuchni zupełnie poważnie, że dobrze wam życzę! Rozstaliśmy się z Draco, by móc osobno szukać swojego szczęścia. Wasza dwójka od przeszło dwóch lat, krąży wokół czegoś, co dla wszystkich powinno być oczywiste. Jesteście dla siebie stworzeni, każdy kto was zna, doskonale to widzi – Pansy spojrzała na nią z krzywym uśmieszkiem. – Wiedziałam o tym od dawna. Zrozumiałam to, jeszcze w szkole. Przepraszam, że łudziłam się, że może wam to minie i dlatego tak długo nie chciałam z niego zrezygnować. Teraz już wiem, że to były puste życzenia.

- Ale to naprawdę nie tak! Dopiero co zerwałam z Ronem i przyszłam tu tylko po to, by nawrzeszczeć na Dracona, za to, że go krył w pewnych kwestiach...- Tłumaczyła jej chaotycznie Hermiona, płonąc z zawstydzenia, ale i różnych innych emocji.

Czy Pansy naprawdę mówiła poważnie?

Parkinson nagle odchyliła głowę i zaczęła się głośno śmiać.

- O Salazarze! Moglibyście mieć zajebisty seks, po takiej ostrej kłótni, gdyby ta amerykańska dziwka, wam nie przeszkodziła, prawda? W sumie ja też nie jestem bez winy...

- Pansy! - syknęła ostrzegawczo Hermiona.

Parkinson skończyła się wreszcie śmiać i spojrzała na nią uważnie, po czym powoli do niej podeszła.

- Nie możesz być, aż taka ślepa, Hermiono... - wyszeptała, stając tuż przed nią i patrząc jej w oczy.

- Nie rozumiem, co masz namyśli – Hermiona przełknęła nerwowo, ale nie odwróciła pierwsza wzroku.

- Jesteś naprawdę bardzo mądra, wręcz genialna, ale nie wiem dlaczego, czasem po prostu nie zauważasz oczywistych rzeczy.

- Rozwiniesz to? – poprosiła była gryfonka.

- Chętnie. Można było z łatwością zauważyć, że dla Weasleya od zawsze byłaś tylko trofeum. Nagrodą za jego przyjaźń z Potterem i niedogodności z nią związane – Pansy zaśmiała się lekko. – Chciał cię, bo byłaś dopełnieniem jego sukcesu. Zgarnął sławę i najlepszą dziewczynę. Na tym jego ambicje się skończyły.

- Nie sądzę...

- Taka jest prawda, Hermiono. Wszyscy o tym wiedzą. Nawet ty sama, choć zapewne nie lubisz myśleć o tym w ten sposób, to jednak też o tym wiesz.

- Pansy, ja naprawdę nie wiem... - Hermiona poczuła, że zaczyna popadać w desperację.

- Nie! To ty lepiej posłuchaj mnie. Po wojnie stałaś się symbolem. Pięknym obliczem zwycięstwa nad siłami ciemności. To właśnie ty byłaś tym kobiecym, najciekawszym pierwiastkiem tego wszystkiego. Dlatego nie zdziwiłam się, gdy Ress, Zabini, Flint czy Nott zapragnęli, by choć raz zagościć cię w swoich łóżkach.

- Na Merlina, Pansy! Nie wygaduj podobnych bzdur! – zaperzyła się Hermiona.

- Nie wiem jakim cudem tego nie zauważyłaś, ale tak właśnie było. Wszyscy oni cię pożądali. Każdy z nich cię chciał. I ty mogłaś mieć każdego, na kogo byś ledwo wskazała.

- Przestań!

- Jak już mówiłam... Dla Weasleya byłaś triumfem i nagrodą. Dla Flinta byłabyś jego spełnieniem fantazji, bo zawsze lubił to, co na piękne i umieszczone na świeczniku. Dla Notta, zapewne byłabyś windą w górę. Pewnie liczył, że dzięki znajomością z tobą, trafiłyby na same wyżyny, co zaspokoiłoby jego wygórowane ambicje. To pewnie dlatego trwa przez cały czas przy boku Astorii, choć od lat strzela potajemnie rozmarzonymi oczami za Lovegood, niczym zakochany szczeniaczek.

- Dlaczego właśnie teraz mówisz mi to wszystko...? – Spytała jękliwie Hermiona.

- Chcesz wiedzieć? – w oczach brunetki nagle błysnęły łzy.

- Oczywiście, że tak!

- Bo przez ostatnie lata, byłaś moim demonem, Granger! Podejrzewam, że przez krótki czas, nawet mój bogin mógłby mieć twoje oblicze. Walczyłam z tobą od lat, choć wcale o tym nie wiedziałaś, ale dopiero niedawno zrozumiałam, że od początku byłam w tym wszystkim przegrana.

- Przegrana? – Hermiona niczego z tego nie zrozumiała.

Pansy uśmiechnęła się do niej smutno.

- Znasz Draco. To nie jest z jego strony wyrachowanie. On nie potrzebuje nagrody, triumfu czy dźwigni dla swoich chorych ambicji. On potrzebuje tylko, byś go zauważyła. Zauważ go wreszcie Granger, nim kiedyś spłonie od tłumienia swoich uczuć do ciebie, niczym feniks. Męczy się tak od wielu lat, zbierając ochłapy twojego zainteresowania i przez ten cały czas cierpi w ciszy. I musisz wiedzieć, że to nie wojna i twój sukces zrodziły w nim te uczucia. Myślę, że one były tam już wcześniej.



- Wygadujesz jakie niestworzone bzdury – powiedziała twardo Hermiona, czując jak mocno bije jej serce.

Była po prostu pewna tego, że Draco nigdy nie widział w niej nikogo więcej, poza dobrą przyjaciółką. Nigdy nie dawał jej przecież żadnych sygnałów, że jest nią zainteresowany na jakiejkolwiek innej płaszczyźnie. Czasem się przekomarzał, mówiąc, że byłby dla niej najlepszym życiowym wyborem, ale to było takie puste gadanie, podszyte drwiącymi przechwałkami...

- Nie powiem niczego więcej, poza jednym. Wygoń tą amerykańską zdzirę i wreszcie porozmawiaj szczerze z Draconem. Obydwoje najwyraźniej tego potrzebujecie – Pansy mrugnęła do niej, odnajdując wreszcie zaginioną książkę, po czym zabierając ją ze sobą, od razu wyszła z gabinetu, zostawiając ją samą.



Hermiona odetchnęła głęboko. Była prawie pewna, że Pansy musiała coś sobie uroić. To prawda, że Blaise raz oficjalnie zapytał ją, czy z Ronem to na poważnie i grzecznie wycofał się, gdy potwierdziła, że tak. Prawdą było również to, że czasem łapała Marcusa na tym, że wgapiał się jej w dekolt i kilka razy próbował ją wyciągnąć, na jakąś niezobowiązującą kolację, a pijany Theo Nott - jeszcze w Hogwarcie - powiedział jej, że czasem ma ochotę na to, by przelecieć ją przy pierwszej, lepszej ścianie. Jednak, gdy tylko wytrzeźwiał, przeprosił ją gorąco, za swoje niedopuszczalne zachowanie i obydwoje szybko zapomnieli o całej sprawie.

Hermiona nigdy nie żywiła nawet cienia nadziei na to, by Draco mógł mieć do niej jakiejś skrywane uczucia. Była pewna, że jej zauroczenie jest całkowicie jednostronne. On zawsze był po prostu idealnym dżentelmenem. Otwierał jej drzwi, odsuwał krzesła, kupował kawę i z chęcią pożyczał swoje książki. Zapraszał ją do domu na święta i wakacje, wiedząc, że sama nie ma bliskiej rodziny, z którą mogłaby spędzić ten czas. Ale w ten sam sposób zapraszał też wszystkich innych z ich paczki, więc nie była dla przy tym dla niego żadnym wyjątkiem.

Byli tylko przyjaciółmi – i bała się, że jeśli kiedykolwiek zaryzykowałaby przed nim odkrycie się ze swoimi uczuciami, a on zupełnie by tego nie odwzajemnił, to wtedy mogłaby przez to utracić też bezpowrotnie jego przyjaźń, a tego za nic nie chciała.

Analizowała tę sytuację dalej... To prawda, że na uczelni Draco szybko reagował, gdy koledzy z ich roku próbowali jakoś z nią flirtować – zawsze jednak była pewna, że to wszystko działo się z powodu jego lojalności wobec Rona.

Miłym akcentem było to, że na ostatnią wigilię, Draco podarował jej przesłodkiego, rudego kociaka – Helberta, na cześć profesora Helberta Spleena – sławnego uzdrowiciela. Hermiona jednak wiedziała, że zrobił to, bo to jemu najczęściej wypłakiwała się na ramieniu, gdy przed kilkoma miesiącami nagle zmarł jej ukochany Krzywołap. To pokazało, jak Malfoy dbał o jej uczucia i jak dobrze wiedział, czego jej było potrzeba... Ron był kwaśny przez całe święta, bo kolczyki od niego, zginęły w ferworze jej zachwytów nad nowym pupilem.

Na walentynki w zeszłym roku, Draco podarował jej ulubioną babeczkę z piekarni na Pokątnej, w ten dzień sprzedawaną w kształcie serca. Też wzięła to, za nic nieznaczący, przyjacielski gest. Ona dała mu śmieszną kartkę, na której podobny do niego blondyn, uciekał przed tłumem napalonych uzdrowicielek z ich roku...

W sumie ona też zawsze bardzo szybko ucinała wszelkie próby podrywu, jakie czarownice z magomedycyny podejmowały względem jego osoby. Tyle, że zawsze tłumaczyła to sobie jej lojalnością wobec Pansy... Prawda była jednak taka, że była o niego zazdrosna i nie mogła się dłużej oszukiwać. Zadurzyła się w swoim najlepszym przyjacielu już dawno temu i to z dnia na dzień się pogłębiało.

Teraz teoretycznie obydwoje byli wolni... Pierwszy raz, od kiedy zaczęli się przyjaźnić. Jednak czy naprawdę mogłaby zaryzykować i w razie niepowodzenia ostatecznie go stracić? Nie wiedziałaby, jak sobie z tym poradzić. Draco był bardzo ważną częścią jej życia.

Do jej uszu dobiegł jego głośny śmiech. Zapewne ta amerykańska lalunia powiedziała coś, co go szczere rozbawiło. Hermiona potrząsnęła głową. Nie. Nie mogła robić sobie złudnych nadziei , ani ryzykować utratą jego przyjaźni. Koniec z pustymi mrzonkami.

Wróciła do kuchni z wymuszonym uśmiechem przyklejonym na usta, chcąc go przeprosić i szybko wyjść. O występku Rona mogli pogadać innym razem. W poniedziałek mieli spotkać się na wykładach, więc może to tam gdzieś go dopadnie i na niego nawrzeszczy...

- Szukałaś jeszcze czegoś w gabinecie, skarbie? – zapytał Draco i uśmiechnął się do niej promiennie.

- Sprzątałam twoje biurko – skłamała z bezczelnym uśmieszkiem, doskonale wiedząc, że Draco naprawdę nie znosił, gdy ktoś dotykał czegokolwiek na jego zawsze uporządkowanym biurku.

- Jak zwykle, dbasz o wszystko – Malfoy o dziwo nie przestawał się uśmiechać. – Właśnie mówiłem Palomie, jak mi przykro, że jemy dziś kolację z moimi rodzicami i za nic nie możemy tego przełożyć.

Po ostatnich zakupach z Narcyzą, Hermiona wiedziała, że jego rodziców w ten weekend nie było w mieście. Mieli wrócić dopiero na krótko przed balem walentynkowym, wydawanym w ich rezydencji.

- Niestety tak się niefortunnie złożyło. Możemy się spotkać innym razem – Hermiona znów wysiliła się na wygięcie kącika ust.

- Dość szybko planujesz przedstawić swoją nową dziewczynę rodzicom – Paloma, wyglądała wyraźnie kwaśno, gdy podnosiła się z krzesła.

- Rodzice od dawna znają Hermionę. Od dawna marzyli o tym, bym się z nią związał – Draco wyciągnął do niej dłoń, a ona ujęła ją, rzucając mu ukradkiem karcące spojrzenie.

To prawda, że miała dobre relacje z jego rodzicami, ale to już z pewnością była przesada.

Draco łatwo wciągnął ją w swoje ramiona, odwracając ją plecami do siebie i przyciągając do swojego torsu, gdyż wciąż siedział na barowym krześle.

Hermiona ledwo zdusiła jęk, który chciał wyrwać jej się z gardła. Przytulali się już przecież wiele razy, ale zwykle tylko tak przyjacielsko – krótki uścisk i poklepanie po plecach. Teraz to jednak było inne. Wyraźnie... Intymne.

- Widzę, że to coś naprawdę poważne – Paloma zmierzyła ich niechętnym spojrzeniem, zaciskając usta w wąską kreskę.

- Jak najbardziej! – zapewnił Draco, opierając podbródek na ramieniu Hermiony. – Możesz być jednak pewna, że w odpowiednim czasie, znajdzie się dla ciebie miejsce na naszej liście gości weselnych, gdy postanowimy, że czas się pobrać – Hermiona tego nie widziała, ale mogła dosłownie wyczuć, jak Malfoy się teraz szczerzył.

Cała ta sytuacja, zaczynała coraz mocniej ją irytować. Nie chciała takiego udawania. Nie z nim... To było zbyt bolesne, gdy uświadomiła sobie, że może tego nigdy nie doświadczyć naprawdę.

- Pójdę już. Miłej kolacyjki z rodzinką – wyburczała panna Crosswell, po czym zaczęła zbierać się do wyjścia.

- Dziękujemy bardzo! Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś na siebie wpadniemy – Draco wstał, by odprowadzić gościa, a Hermiona usiadła na jego miejscu i sięgnęła po swoje prawie nietknięte wino. To był naprawdę pokręcony wieczór!

Draco wrócił do kuchni, wciąż szeroko się uśmiechając, jakby naprawdę dobrze się bawił całą tą intrygą z udawaniem.

- To było żenujące – burknęła Hermiona. – Zwłaszcza przed Pansy.

- Przeproszę ją jutro – Draco nonszalancko wzruszył ramionami i sięgnął po butelkę, by uzupełnić swój kieliszek.

- Naprawdę potrzebowałeś, bym udawała twoją dziewczynę, by pozbyć się tej amerykańskiej harpii? Nie było innego sposobu – dopytywała.

- Naprawdę to udawanie stanowiło dla ciebie taki problem? – Draco spojrzał na nią z ukosa.

- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie! – zdenerwowała się. – I przestań odwracać mnie od tego, po co tu przyszłam!

- No właśnie... Krzyczałaś coś o ochocie na zamordowanie mnie – przypomniał, uśmiechając się do niej przekornie.

Merlinie! Zawsze coś dziko trzepotało się w jej żołądku, gdy Draco patrzył na nią w ten sposób. Musiała jednak się opanować. Nie czas na to teraz.

- Zamorduje cię! – syknęła przez zęby. – Słowo!

- Mówiłem ci kiedyś, że gdy się złościsz, twoje oczy zmieniają kolor, na bardziej głęboki odcień miedzi? – zapytał cicho, wcale już nie wyglądając na tak skłonnego do żartów.

- Co? – zapytała głupio.

- Twoje policzki nabiegają wtedy krwią i sprawiają, że wyglądasz na taką rozpaloną... - Draco pochylił się lekko nad blatem, a Hermiona przełknęła nerwowo. On nigdy nie mówił do niej w ten sposób.

- Znów próbujesz zmienić temat... - Wyjąkała.

- Wcale nie – blondyn odepchnął się od marmurowej powierzchni kuchennej wyspy i powoli ruszył w jej stronę.

Hermiona poczuła, jakby coś wbiło ją w miejsce. Stała tam tak, uważnie obserwują każdy jego ruch, każdy krok, który zbliżał go do niej.

- Twoje loki zawsze są dzikie – Draco mówił cicho, nieomal zmysłowo. – Jednak, gdy się wściekasz, nabierają własnego życia, sprawiając że wyglądasz niczym nieujarzmiona lwica...

Ciepło zaczęło powoli gromadzić się w dole jej brzucha, wraz z napięciem, które opanowało całe ciało. To było intrygujące... I nie mogła się wprost doczekać co stanie się dalej.

Draco stanął tuż przed nią i powoli uniósł rękę, łapiąc za kosmyk jej włosów, który wymknął się z jej kucyka. Nie mogła oderwać od niego swojego spojrzenia. Merlinie, był taki cudowny...

- Lubię cię widzieć taką – wyszeptał, pochylając się nad nią lekko. – To najbliższe temu, co mogę sobie wyobrazić, gdy fantazjuje o tobie w...

Hermiona jednak nie dowiedziała się tego, bowiem blondynowi przerwało nagłe i donośne pukanie do drzwi.

- Kurwa! – zaklął szpetnie, ze złością odwracając się w stronę korytarza prowadzącego do wyjścia i idąc tam szybko, jednocześnie zaciskając pięści.

Hermiona sapnęła krótko. O wielka Morgano! Co tu się wyprawiało? Czy Pansy jednak mogła mieć rację? Czy Draco naprawdę mógłby...?

- Mówię ci, że jestem zajęty! – usłyszała wściekły krzyk.

- To nie potrwa długo! – rozemocjonowany Theodore Nott wpadł do kuchni blondyna, ekspresyjnie wymachując rękami.

- Mów czego chcesz Nott i zjeżdżaj! – warczał Draco, wbijając mordercze spojrzenie w plecy przyjaciela.

- O! Hermiona tu jest! – Theo uśmiechnął się przyjaźnie na jej widok. – Cześć kochanie! Miło cię widzieć! To nawet dobrze się składa – paplał, podchodząc by ucałować ją w policzek.

- Mówiłem, że jesteśmy zajęci! – Malfoy wyglądał na kompletnie wyprowadzonego z równowagi. – Mów o co ci chodzi i spływaj!

- Wy i ta wasza nauka – Theodore wymownie wywrócił oczami. – A ja tu mam prawdziwy problem!

- Opowiedz wreszcie – poprosiła Hermiona, rzucając Draco krótkie spojrzenie. Chciała mu przekazać, że nie zamierzała uciekać, nim poważnie nie porozmawiają.

Theo wziął głęboki oddech i zaczął swój monolog. Pansy miała rację, mówiąc jej dziś, że od lat Nott po cichu wzdychał do Luny, jednak wiedział, że nie ma u niej szans, dlatego trwał w związku z Astorią. Jednak tak się złożyło, że Theodore wpadł ostatnio do redakcji gazety ojca Luny, by zamieścić artykuł i spotkał tam przypadkiem blondynkę, która jakimś cudem pozwoliła mu się zaprosić na kawę. Gdy po wszystkim odprowadzał ją do domu, nie mógł się powstrzymać i pocałował Lunę.

Lovegood odepchnęła go od siebie, ale wcale nie dlatego, że pocałunek jej się nie podobał, ale dlatego, że nie chciała zranić uczuć Astorii. Powiedziała Theo, że od dawna była nim zainteresowana, ale nie jest osobą, która rozbija związki, dlatego lepiej by trzymał się od niej z daleka...

Theo nie wiedział co ma teraz zrobić. Luna bardzo mu się podobała, ale przecież był zaręczony z panną Greengrass, a jej matka była już na etapie wybierania dla nich ślubnej zastawy stołowej, no i jego rodzina też by wolała...

Draco dłużej tego nie wytrzymał. Podszedł do przyjaciela, złapał go za klapy marynarki i praktycznie uniósł w powietrzu, idąc w stronę drzwi.

- Będziesz największym idiotą na świecie, jeśli zostaniesz mężem kobiety, której nie kochasz! Uwierz mi, wiem co mówię! A teraz wypierdalaj... Zerwij z Astorią i idź do Lovegood zaprosić ją na odpowiednią randkę!

- Jakaś zagroda z magicznymi stworzeniami, będzie na to odpowiednia! – krzyknęła za nim Hermiona, gdy Draco otwierał drzwi i obcesowo wyrzucał za nie swojego kumpla.

- Dzięki Herm! – odkrzyknął Nott. – I naprawdę się cieszę, że najwyraźniej jesteście teraz... - Draco gwałtownie zatrzasnął za przyjacielem drzwi, uciszając jego słowa.

Hermiona nie mogła powstrzymać parsknięcia śmiechem. Jeśli Draco naprawdę lubił, gdy ona się wściekała, co miała powiedzieć teraz? Merlinie! Wyglądał tak gorąco...

- Na czym skończyliśmy? – zapytał, znów podchodząc powoli do niej, nieomal kocim ruchem.

Hermiona westchnęła cicho. Cokolwiek miało się dziś stać, nie miała zamiaru się temu opierać... Tak długo cicho o tym marzyła.

- A tak... - Draco znów stanął przed nią i powoli uniósł dłoń, delikatnie dotykając jej policzka. – Mówiłem o tym, jaka jesteś piękna, gdy się złościsz...

- Draco... - wyszeptała, drżąc lekko i czując jak się nad nią pochyla. Już miała zamknąć oczy, by oczekiwać nim jego usta, zetkną się z jej, gdy nagle ktoś desperacko wcisnął dzwonek przy drzwiach.

Malfoy warknął, a jego oddech owinął jej wargi. Hermiona nie mogła się nie roześmiać... To było jak fatum.

Harry miał tyle szczęścia, że był świetnie wyszkolonym aurorem, bo Draco otworzył drzwi z klątwą na ustach, chcąc powalić tego, kto znów śmiał im przerwać.

Hermiona jednak postanowiła wysłuchać rozterek przyjaciela... Okazało się, że Harry właśnie zerwał wczoraj z Ginny. A w zasadzie to ona z nim zerwała, gdy odkryła, że od przeszło dwóch tygodni chadzał na swoje przerwy na lunche do biura Astorii Greengrass, która pracowała w departamencie sprawiedliwości. Harry zarzekał się, że były to całkowicie niewinne spotkania, ale jednak... Nie potrafił ukryć tego, że Astoria naprawdę wpadła mu w oko i chciał od Dracona porady, co miał teraz zrobić.

Blondyn nie odważył się wyrzucić go siłą ze swojego apartamentu, jak zrobił to z Nottem, wiedząc jaką siłą dysponował Potter. Polecił mu jednak jak najszybciej pobiec do domu, który Asti dzieliła z Theo, sądząc, że już wkrótce będzie ona potrzebowała pocieszenia i zapewne Potter będzie mógł się doskonale sprawdzić w tej roli.

Na szczęście Harry dał się przekonać i po chwili znów zostali sami... Tym razem jednak Draco nie zdołał nawet do niej wrócić, gdy coś, co brzmiało jak wściekły hipogryf, praktycznie wpadło na jego drzwi.

Hermiona przeczuwając nieszczęście, odciągnęła blondyna i sama poszła otworzyć. Blaise, choć wyraźnie zalany, na jej widok potknął się i wyrżnął głową o framugę drzwi.

Gdy już udało im się go wciągnąć do środka, uleczyć jego zranienie i napoić go eliksirem trzeźwości, cicho i nerwowo wyjaśnił im, że tej nocy spotkał Ginny Weasley w klubie dla graczy Quidditcha. Od słowa do słowa, od drinka do drinka i wylądowali razem w zaułku za pubem. I Blaise nie wiedział, co ma teraz z tym dalej począć.

Draco dosłownie rwał włosy z głowy.

- Czy was wszystkich pojebało? Zmówiliście się? Zaplanowaliście to przeciwko mnie? – krzyczał.

Hermiona nie kryjąc rozbawienia, odprowadziła Zabiniego do drzwi, tłumacząc mu, że Ginny na pewno nie będzie go teraz unikała, bo wcale nie zdradziła z nim Harry'ego. Poleciła mu pójść do swojego własnego domy, gdzie Gin wciąż mieszkała i z nią pogadać.

- Czy aby na pewno nie trzeba go zabrać do szpitala? Wygląda jakby trochę mu odbiło – stwierdził niepewnie Blaise, patrząc na Draco, który siedział przy kuchennej wyspie, z twarzą ukrytą w dłoniach i mamrocząc coś do siebie.

- Zajmę się nim – obiecała z uśmiechem Hermiona, zamykając za przyjacielem drzwi.

Tym razem to ona podeszła do blondyna, kładąc mu dłonie na ramionach i pocierając je delikatnie, niczym w namiastce masażu.

- Nie tak to sobie wyobrażałem – wyszeptał, odwracając się do niej, łapiąc ją w talii i przyciągając ją do siebie.

- Co? – spytała cicho, patrząc na niego z góry i rozkoszując się tym, jak blisko siebie teraz byli.

- Wieczór, w którym wreszcie powiem ci co czuję...

- Czy to będzie dziś? – droczyła się trochę.

- Czy zerwałaś z nim? – zapytał, patrząc jej głęboko w oczy.

- Tak – odpowiedziała pewnie.

- Ostatecznie? – Draco nie odrywał od niej gorącego spojrzenia jego pięknych oczu.

- Bez wątpienia tak – Hermiona pochyliła się, marząc już tylko o tym, by złączyć ich usta w tym pierwszym, wyjątkowym pocałunku.

Tym razem obydwoje zamknęli oczy. Hermiona wplotła palce w jego włosy, a Draco wsunął delikatnie dłonie pod jej cienką koszulkę, kolistymi ruchami masując jej skórę. To była właśnie ta chwila. Ten idealny moment...

Dryń! Puk! Puk! Puk!

Zgodny jęk wypełnił całą kuchnię.

- Przysięgam, że jutro się wyprowadzam i nigdy więcej nikomu nie podam mojego adresu! – poprzysiągł samemu sobie.

Hermiona parsknęła śmiechem. Widać będą musieli na to jeszcze trochę poczekać. To ponownie ona podeszła, by otworzyć. Zjeżyła się jednak i zmrużyła gniewnie oczy, gdy zauważyła, kto stoi po drugiej stornie drzwi.

- Co ty tu robisz? – zapytali się nieomal jednocześnie.

- Powinienem był wiedzieć, że w pierwszej chwili polecisz do niego! – pienił się Ron.

- Skoro powinieneś wiedzieć, to po co się tu pokazujesz? Czy nie powiedziałam ci, że przeklnę cię, jeśli jeszcze raz pokażesz mi się na oczy? – zapytała ze wściekłością.

- Musiałem się dowiedzieć, dlaczego mnie zdradził i powiedział ci o tym naszym wyskoku!

- Draco niczego mi nie powiedział! Przyszłam tu, by na niego nawrzeszczeć, za to, że to przede mną ukrywał!

- Ukrywał? Naprawdę? – Ron z niedowierzaniem zajrzał w głąb apartamentu, gdzie spokojnie stał Draco.

- Naprawdę – odpowiedział Malfoy, podchodząc do nich powoli. – Jednak nie dlatego, że jestem wobec ciebie lojalny Weasley – przyznał. – To co zrobiłeś w zeszły weekend było naprawdę obrzydliwe i szczerze przyznam, że nigdy nie spodziewałem się, że upadniesz tak nisko!

- Ja... Ale jednak jej nie powiedziałeś! – zawołał Ron.

- Wiedziałem, że Hermiona i tak cię rzuci. Po prostu nie chciałem być tym, który was rozdzieli, by nie wzbudzić podejrzeń, że tylko na to czekałem.

- Serio? I też nic nie powiedziałeś o tym, że ona chce mnie zostawić? Malfoy...

- Dość tego! Wynoś się stąd Ron! – zażądała Hermiona.

- Nie masz prawa mnie wyrzucać! To też mieszkanie mojego przyjacie...

Ronald nie zdążył dokończyć, gdy niewidzialna siła wypchnęła go za drzwi, a zaraz później drzwi się zatrzasnęły.

Hermiona usłyszała trzask kilku zamków oraz zauważyła poświatę zaklęcia wyciszającego. Draco wreszcie zadbał o to, by już nikt więcej im nie przeszkodził...

Patrzyła na to, jak blondyn odrzuca na bok swoją różdżkę i praktycznie biegiem, rusza w jej stronę. Sekundę później stała przyciśnięta do drzwi. Ostatnim co usłyszała było:

- Pieprzyć to!

A zaraz później jego usta były na jej, powodując, że całe jej ciało drgnęło, jakby przecięła je iskra elektryczna. Tak wiele razy to sobie wyobrażała, ale wyobrażenia ni jak miały się do rzeczywistości. To było niesamowite...

Wplotła palce w jego włosy, mocno przytrzymując jego głowę, a Draco wsunął swój gładki, gorący język do jej ust, pogłębiając ich pocałunek, powodując kompletny chaos w jej myślach. Nie wiedziała co będzie dalej, wiedziała tylko, że nie chce tego przerywać.

- Hermiono... - wydyszał odrywając się od niej.

- Tak? – zapytała patrząc na to jak cudownie zarumieniony i potargany był po ich pierwszym pocałunku.

- Chciałbym zapytać cię o to właściwie... Czy skoro obydwoje jesteśmy teraz wolni, zgodzisz się pójść ze mną na randkę?

- Na randkę? – Hermiona nie ukryła swojego zaskoczenia. – Masz na myśli coś, jak wspólne wyjście na kolację?

Draco uśmiechnął się do niej przebiegle.

- Pamiętasz? Raz opowiedziałaś mi o swojej idealnej randce... Muzeum, kolacja, a później spacer brzegiem Tamizy...

Hermiona zachichotała i z niedowierzaniem pokręciła głową. On naprawdę to zapamiętał? Był taki wspaniały...

- Bardzo chętnie pójdę z tobą na randkę Draconie – wyszeptała, nim pochyliła się by znów móc go pocałować.

Jego usta smakowały białym winem i obietnicą rozkoszy.

- To kiedy? – zapytał z uśmiechem, gdy oderwał się od niej, by mogli zaczerpnąć oddech.

- Kiedy zechcesz – zapewniła.

- W takim razie jutro! – odpowiedział od razu.

Hermiona znów się roześmiała.

- Widzę, że nie chcesz tracić czasu? – droczyła się z nim.

- Absolutnie. Uważam, że i tak zmarnowaliśmy go już zbyt wiele – Draco potarł jej nos swoim nim cmoknął ją krótko, wyraźnie szczęśliwy, że się zgodziła.

- No właśnie... - Hermiona lekko odchyliła głowę, patrząc mu w oczy. – Nie obawiasz się tego trochę? A co jeśli nam nie wyjdzie i... utracimy przez to naszą przyjaźń?

- Nie ma takiej opcji – Draco złapał jej podbródek w dwa palce, pilnując by nie oderwała od niego spojrzenia. – Czy nie słyszałaś tego powiedzenia o tym, że to przyjaźń jest podstawą każdej miłości?

- Myślisz, że z nami tak będzie? – zapytała z nadzieją.

- Myślę, że już jest – odpowiedział, nim znów porwał ją do namiętnego, pełnego pasji i wreszcie prawdziwych uczuć pocałunku.



💕💕💕




Lucjusz Malfoy uśmiechał się pod nosem – nie z pogardą ani z fałszem czy złośliwością, no i wcale nie z wyższością. Nie. O dziwo, on dziś uśmiechał się z dumą i zadowoleniem.

- Mogę wiedzieć, dlaczego masz minę, jakbyś właśnie zarobił milion galeonów? – zapytała Narcyza, łapiąc go pod ramię i patrząc nieco podejrzliwie na jego twarz.

- Myślę, że nie sposób tego wycenić – Lucjusz delikatnym ruchem głowy wskazał jej na tańczącą na środku sali parę.

Jego syn wraz ze swoją nową dziewczyną, byli ciasno w siebie wtuleni, bujając się lekko w rytm muzyki, patrząc sobie w oczy, jak gdyby cały świat dookoła nich przestał nagle istnieć.

Narcyza rozpłynęła się w ciepłym uśmiechu. To było dopiero parę dni, ale nie mogła ukrywać radości z tego, że Draco i Hermiona wreszcie odnaleźli drogę do siebie. Tak bardzo na to liczyła...

- Pięknie razem wyglądają, prawda? – zapytała męża.

- Idealnie – potwierdził.

- Cieszę się, że wreszcie przenieśli się od przyjaźni do bycia parą – Narcyza wzdychała tęsknie, oczyma wyobraźni widząc już kilkoro malutkich aniołków o uroczo kręconych, blond włoskach.

- Przenieśli się, lub ktoś pomógł im to zrobić– burknął pod nosem Malfoy senior.

- Co masz na myśli? – Narcyza uważnie spojrzała na męża.

- Ależ nic kochanie! – zapewnił szybko. – Lepiej chodźmy również zatańczyć.

Gdy jednak znalazł się już z żoną na parkiecie, myślach dodał cicho:


Trochę eliksiru szalonego pożądania w drinkach Flinta, Weasleya i tej głupiutkiej dziewczyny, która była z nimi tego dnia w pubie, doskonale załatwiło sprawę. Draco mógł chcieć czekać na odpowiedni moment, by zdobyć powoli i rozważnie serce swojej ukochanej. Lucjusz jednak wolał, by takie sprawy zawsze załatwiać jak na prawdziwego Malfoya przystało. Sprytnie.
Przecież to nic złego, by pokazać dwójce zakochanych w sobie ludzi, że utknięcie w strefie przyjaźni, to zdecydowanie nie to, czego im potrzeba do pełnego szczęścia.

DRAMIONE - MINIATURKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz