-02-

202 4 4
                                    


Każdy z nas myśli, że zna znaczenie słowa "ból", że wie z czym ono się wiąże. Ale czy chociaż ktoś wiedziałby jak je zdefiniować ? - Wątpiłam w to tak samo, jak we "wszystko będzie dobrze".

Kiedyś każdy dzień był inny. Nie brakowało mi niczego. Mogłam się bawić, żyć całą sobą i nie przejmować się wszystkim dookoła. Bo miałam tę jedną osobę, przy której nigdy nie czułam się źle i która zawsze wiedziała, czego mi trzeba. A gdy jej zabrakło? Świat stracił barwy... A dni nie miały już znaczenia.

Zostaliśmy sami. Odwróciliśmy się od życia, choć tak naprawdę, to już nie żyliśmy. Próbowaliśmy to naprawić, lecz jak mogliśmy to zrobić ciągle leżąc? Jak mieliśmy wstać, gdy codziennie od nowa upadaliśmy? Kolejne łzy spływały po policzkach. Chcieliśmy coś zmienić, chociaż nie wiedzieliśmy jak. Próbowaliśmy łapać chwile, ale przez ręce przeciekały nam tylko wspomnienia, które nigdy nie wrócą, nie wywołają uśmiechu na naszych twarzach. Wyciągaliśmy ramiona przed siebie, lecz wpadały w nie kolejne rozczarowania. Czuliśmy, że umieramy, choć tak naprawdę śmierć była daleko - umieraliśmy, lecz jeszcze oddychaliśmy. Leżeliśmy pokonani, czekając na spokój, który nie chciał nastąpić. Będąc już w mroku, odwracaliśmy się od świata, patrząc w ciemność za naszymi plecami, starając się, choć nie chcąc, zapomnieć. Zapomnieć i żyć tak jak kiedyś.

Pogubiłam się. Czułam się samotna, chociaż otaczało mnie wielu ludzi. Tyle osób, a każda z nich starała się pomóc. Lecz ja tego nie potrzebowałam. Musiałam sobie poradzić, sama przezwyciężyć strach i ból, chociaż wiedziałam, że nie będzie to takie łatwe. Wilgotną od łez dłonią wciąż ocierałam mokre policzki. Nie wiedziałam, ile jeszcze mogę płakać. Wtedy wydawało mi się, że ten szloch nigdy się nie skończy.

Codziennie udawałam, że jest już trochę lepiej, a tak naprawdę zatracałam się w sobie. Nie potrafiłam, tak jak wcześniej, cieszyć się z życia. Wszystko zostało stłuczone, a ja nie miałam pojęcia jak to posklejać. Poddałam się, ale koniec nie nadchodził. Pozostało tylko pytanie "co mam robić dalej"?

Codziennie chodziłam tą samą drogą. Wydeptałam sobie nawet ścieżkę. Ścieżkę, której nie potrafiłam opuścić, nawet wtedy, gdy bardzo tego chciałam. Na niej wszystko wydawało się inne. Lepsze, bardziej przyjazne, chociaż były to tylko pozory. Dookoła zawsze było cicho, nic nie przerywało myślenia, rozżalania się nad sobą. Jak każdego dnia, nieustannie wyobrażałam sobie, że ona jest przy mnie. Czułam jej obecność, lecz gdy tylko odwracałam głowę, patrząc na świat obecnym wzrokiem, Clary nigdzie nie było. Chodziłam tak między nagrobkami, myśląc o tych, którzy byli tam pochowani, o osobach, które jeszcze chciały żyć, a wszystko zostało im już odebrane. Ilu ludzi przychodziło tutaj, aby w ciszy opłakiwać bliskich, czując smutek po ich stracie? Zawsze wydawało mi się, że cmentarz nie jest miejscem, do którego będę przynależeć, które będę tak często odwiedzać. Jak wielu rzeczy nie jesteśmy świadomi, nie doświadczając wcześniej głębokiego cierpienia...

Usiadłam przed białym marmurowym grobem. Położyłam na nim dwie czerwone róże, a łzy zaczęły płynąć po twarzy. Chciałam z nią jeszcze porozmawiać... Było tyle nie wypowiedziach słów, tyle pytań, na które nigdy nie dostanę odpowiedzi. Bo mi ją zabrano. Odebrano jasność, która oświetlała życie i naprowadzała na poprawne drogi, choć na każdym skrzyżowaniu gubiłam się od nowa. Odebrano osobę, która kształciła się, robiła plany na przyszłość. Osobę, która potrafiła cieszyć się ze smutku, bo zawsze wiedziała, że po nim przyjdą lepsze dni. Zabrano Clarę, która wypełniała całe moje istnienie, bez której trudne stawało się nawet oddychanie. A normalne funkcjonowanie? nie było już możliwe.

Moje łzy powoli przestawały skapywać na ziemię, a ja dopiero wtedy zaczęłam rozglądać się dookoła. Słońce chyliło się już ku horyzontowi. Nie miałam pojęcia, że minęło tyle czasu od mojego przybycia tutaj. Żegnając się jeszcze z Clarą, wstałam i ruszyłam w drogę powrotną po miejscu, gdzie prędzej czy później, trafi każdy z nas. Po cmentarzu, na którym od wieków rodziło się największe cierpienie i siła, by po raz ostatni rozstać się z osobami, które miały jeszcze żyć, które na zawsze były bliskie i pozostawały w pamięci.

- Hej, wszystko w porządku? - z zamyślenia wyrwał mnie jakiś głos. Głos chłopaka, który stojąc przede mną, trzymał mnie za ramiona i patrzył w oczy pełne wielkiego bólu i łez. - Pomóc ci w czymś?

Nie wiem dlaczego, ale po usłyszeniu tych słów, zaczęłam bardziej płakać. Od czasu śmierci Clary nikt mnie o to nie zapytał. Wszyscy starali się pocieszać, nieść wsparcie, lecz żadna osoba nie odważyła się na długą, poważną rozmowę o moich uczuciach i wypadku. Nawet Olivia White - moja własna matka powiedziała, że później do tego wrócimy i zakazała rozmawiać ze mną na ten temat bratu, który starał się pomóc zrozumieć.

Spojrzałam na chłopaka stojącego na mojej drodze. Nie zdołałam mu się dokładnie przyjrzeć, bo ściemniło się już i nie wszystkie zarysy jego umięśnionego ciała i twarzy były widoczne. Wiem jednak, ze miał białe słuchawki, które trzymał w ręce. Mój towarzysz czuł, że mu się przyglądam, lecz nie skomentował tego. Czekał na moją odpowiedź, która prze długi czas nie nadchodziła i nie miała takiego zamiaru. Jednak łzy dalej płynęły po policzkach.

- To co? Odpowiesz mi w końcu? - nieznajomy spojrzał na mnie z troską w oczach. - Bo widzę, że chyba nie jest dobrze...

Ocknęłam się. Wyrywając się z uścisku chłopaka, rzuciłam mu szybkie " nie, nic nie jest w porządku" i zaczęłam biec przed siebie. Chciałam jak najszybciej opuścić miejsce, gdzie płakałam nad osobą, której tak bardzo mi brakuje, bez której musiałam nauczyć się żyć. Czułam, że powinnam wrócić do domu.

●●●

Rzuciła mi tylko " nie, nic nie jest w porządku" i pobiegła przed siebie. Próbowała jeszcze zasłonić twarz włosami, by nie było widać łez, ale ślady po nich i tak zostały widoczne. Zrobiło mi się szkoda tej dziewczyny. Co prawda nawet nie znałem jej imienia, lecz dalej widziałem cierpienie wypisane w jej oczach. Jakim sposobem taka młoda osoba musiała znosić tak przejmujący ból? Nie mogłem sobie tego wyobrazić. Nie wiem ile czasu tak stałem, lecz pewnie długo. Zaciekawiła mnie ta laska. To chyba pierwsza osoba,która w ciągu tych czterech miesięcy mnie nie rozpoznała. Miłe doświadczenie. Mogłem normalnie (chociaż spróbować) z nią porozmawiać. Zrobiło się już kompletnie ciemno, a tylko dalekie latarnie za bramą cmentarza, rzucały delikatne światło. Wiedziałem, że muszę wracać do domu, ale chciałem się jeszcze przespacerować. Zacząłem iść przed siebie, tą sama trasą, co nieznajoma, kiedy ją spotkałem. Założyłem słuchawki i słysząc "Shout at the Moon", rozmyślałem o dotychczasowym życiu.

Moją uwagę przykuł biały nagrobek wybijający się na tle ciemnego nieba. Na nim położone były dwie piękne róże. To stąd musiała wracać ta dziewczyna! Pośpiesznie przeczytałem napisy na marmurze:

Clarissa Scots

12.06.1997 - 29.10.2014

Wspaniała córka, siostra, przyjaciółka

Na zawsze w naszej pamięci...

Clara... Jakie ładne imię. Tak, to tutaj pewnie była nieznajoma. Dzisiaj mija dokładnie dwudziesty czwarty tydzień, czyli sześć miesięcy od jej śmierci. Scots miała tylko siedemnaście lat. Rok młodsza ode mnie...

Powoli wracałem do nowego domu. Rodzice kupili go od jakiegoś małżeństwa, które się przeprowadziło, chociaż wybudowany był niecałe dwa lata temu. Mieścił się w naprawdę ładnej, spokojnej dzielnicy, co bardzo mi się podobało. Ta cisza pewnie i tak teraz będzie przerwana i to z mojego powodu. Ale na razie się tym nie martwiłem. Otworzyłem tylko drzwi na werandzie i cicho wbiegłem do swojego pokoju. Padnięty rzuciłem się na łóżko i od razu zasnąłem.

●●●

Wtedy nie dawałam już rady. Czułam się wykończona, wszystkiego było za dużo. Minęły prawie dwa tygodnie od wyjścia ze szpitala, a równo sześć miesięcy od śmierci Clary. Nie potrafiłam sobie poradzić. Leżałam, czekając, aż sen weźmie mnie w swoje objęcia, lecz usłyszałam wibrację telefonu, więc sięgnęłam po niego. Dostałam wiadomość:

" I co słoneczko? Pół roku minęło, a ty? Dalej się gubisz... I jeszcze ten chłopak, który był na cmentarzu..."

Numer zastrzeżony. Nie wiedziałam czy odpisać, czy nie. Trochę się przestraszyłam, bo tylko dwie osoby mówiły na mnie kiedyś "słoneczko", ale one na pewno tego nie wysłały. A na cmentarzu przecież nie było nikogo... Chyba...

———

Taki nawet długi rozdział, od którego wszystko się zaczyna.

Mam nadzieję, że wam się spodobał, i że docenicie moją pracę, zostawiając coś po sobie :)

To nie tak miało wyglądać ...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz