Janek nigdy nie miał się dowiedzieć, jaka była odpowiedź Krzysia, ale ta myśl o tym, że tamta rozmowa urwała się w tamtym momencie nie opuszczała zielonookiego bruneta. Nie nazwałby Janka swoim imieniem. Nie nazwałby ich historii taką z dobrym zakończeniem, nawet nie z gorzkim, jak wspomniana podczas tamtej rozmowy książka, ale zupełnie tragiczną. Zupełnie tragiczna historia.
Znał imię Janka i jego jedynym powodem, by wstawać co rano, było teraz sprawienie, by Janek na zawsze zapamiętał to należące do niego. Krzyś. Teraz jak samotny chłopiec z pewnej jesieni błąkał się w sobie, nie wiedząc, gdzie zmierza. A w dłoni ściskał mocno o wiele drobniejszą, skalaną odciskami wielu godzin rysowania. Jego szorstkie palce jak kartki starej książki.
Janek postanowił zrobić krok naprzód. Zagubienie w sowich własnych myślach wykończyło go i nadszedł czas na to, aby znać odpowiedź na pytanie: co teraz. Zaczął od refleksji ostatnich miesięcy spędzonych z dala od rodzinnego domu. Pomyślał o tym, jak postrzegał siebie z początku jesieni, kiedy się przeprowadził, kiedy nie wiedział jeszcze dokładnie, jak skończą się wakacje (tragicznie). Wtedy tak dużo rysował, a potem w ziemie, w której zaczął spotykać się z Krzysiem, zupełnie przestał.
Pamiętał jeden z pierwszych kilku dni grudnia. Śnieg sypał za drzwiami prowadzącymi do otwartej, betonowej klatki schodowej, w której chował się, zamiast zebrać się w sobie i wyjść do pracy. Rozmyślał więc o tym, jak czuje się ze swoją porażką, zamiast próbować pokonać irracjonalny lęk, trzymający i przyszpilający go za nadgarstki do kamiennych schodów kamienicy.
Jakiekolwiek oczekiwania wobec samego siebie dawno przestały mieć rację bytu, gdy jego priorytetem w życiu było zdobycie energola i uchwycenie widoku Krzysia na balkonie lub tylko w oknie. Wtedy niespodziewanie zobaczył go, wychodzącego ze swojej klatki. Szatyn nie widział Janka, nawet gdy ten myślał o nim jak na kukiełkę obsesji przystawało. Ciemnowłosy ruszył w dół ulicy, a Janek ze łzami w oczach po kilku minutach wrócił do siebie i zakopał pod kołdrą. Nie czuł nic oprócz swojej beznadziei.
Teraz będąc w pracy, ze skostniałymi palcami, pustym żołądkiem i rojem pszczół w głowie, starał się nie zerkać zbyt często za okno. Ktoś mógłby pomyśleć, że starał się wyglądać dostojnie, romantycznie, choć w rzeczywistości rozlatywał się na kawałki. Sam oglądał się ciągle za ramię i zbierał je, raz za razem próbując z powrotem do siebie przykleić.
Zresztą nikt na niego nie patrzył, jeśli akurat nie składał zamówienia. Nie było ruchu, tylko kilka starszych i w średnim wieku osóbek spotykało się po znajomości przy kawach i ciastku. W palarni siedziały dwie dziewczyny i jeszcze jedna towarzysząca im osoba, wszyscy w trójkę paląc i rozmawiając z ożywieniem. Nienaturalnym dla niego była ochota, żeby się do nich dołączyć, ale gdy wszedł na chwilę, by zabrać z opuszczonego wcześniej stolika puste naczynia, uśmiechnął się lekko, słysząc, że rozmawiają o wystawie w muzeum, którą widzieli. Też ją widział. Z Krzysiem.
Wrócił do siedzenia za barem w osłupieniu. Skubał palcami brzeg swojego swetra i odliczał ilość zrobioną dzisiaj kaw. Naliczył ich więcej, niż godzin spędzonych na rysowaniu w ostatnim półroczu. To na pewno. Pół roku? To musiał być błąd...
Janek z jesieni nie istniał prawie już wcale.
Będąc zupełnie inną osobą, miał wrażenie, że nic o sobie nie wiedzą. Jednocześnie do nikogo nie należał, jak do niego.
CZYTASZ
flower wounds
SpiritualJanek wyprowadził się na drugi koniec kraju, żeby uciec od swoich koszmarów. Zamiast tego zapada się w kolejny sen. Sen o kwiatach i twarzy swojego pięknego sąsiada. wrzesień 2o2o -; rozdziały po średnio 35o słów nowa wersja styczeń 2o22 -; rozdział...