5.

58 7 4
                                    

Po dotarciu taksówką do domu nie mogłem wysiedzieć nawet chwili w spokoju, ponieważ natrętne myśli bez ustanku napływały do mojej głowy i wykręcały niemiłosiernie żołądek ze stresu. Wiedziałem dobrze, jaki jest powód tej fatalnej reakcji organizmu i zapewne siedział gdzieś teraz na kanapie i nie zrobił sobie nic z mojego dzisiejszego osłabienia. Jeonghan był jednak pierwszą osobą, która widziała mnie w tak okropnym stanie i nie miałem tu nawet na myśli kondycji fizycznej, a bardziej skrywaną głęboko bezsilność. Wypuściłem przez to wiązkę siarczystych przekleństw i rzucając niedbale strój na blat stolika, oparłem się o niego drżącymi dłońmi. Jak mogłem tak żałośnie upaść przed jego oczami? Nie po to pracowałem tyle lat na autorytet i nienaganną pozycję w drużynie, by potem rozklejać się przed jakimś cholernym świeżakiem. A w dodatku całej sytuacji nie poprawiał fakt, że już jutro rano będę musiał ponownie spotkać się z chłopakiem i zapewne zachowywać tak, jakby nic się nie wydarzyło.

-Właściwie... - moje usta westchnęły po chwili zastanowienia. - Ah, pieprzony Jeonghan! Powinien mieć do mnie respekt! To ja jestem w tym klubie dłużej i to ja mam większe doświadczenie! Nie ma nawet takiej opcji, żebym stracił uznanie przez jakiegoś smarkacza!

Tylko dlaczego mi tak na tym zależało? Nie chodziło tu o poczucie wyższości. Nie chciałem wyjść na przemądrzałego, ani nawet narcyza. Chyba po prostu chciałem... być uważany przez niego za kogoś naprawdę dobrego. Nazwijmy to perfekcjonizmem.

Po chwili ochłonięcia wziąłem więc głęboki oddech i łykając uprzednio cały zestaw tabletek, skierowałem się prosto w stronę łóżka. Oczywiście wciąż czułem się cholernie obolały, bo przecież nie wyleczę sporych obrażeń w jeden dzień, jednak musiałem przyznać, że pożyczone kiedyś od Kibuma leki faktycznie potrafiły zdziałać cuda. Zamknąłem więc niespokojnie oczy i czekając aż wyłącze się z rzeczywistości, ścisnąłem mocniej poduszkę po drugiej stronie materaca.

*

Sen wydawał się minąć w mgnieniu oka i nim zdążyłem porządnie wypocząć, alarm mojego budzika rozbrzmiał w całym pokoju i zmusił mnie do uchylenia swoich ciężkich powiek. Nigdy nie lubiłem tego stanu, gdy ledwie żywy musiałem zwlec się z materaca i stawić na porannym treningu, ale tym razem miałem wrażenie, że jest jeszcze gorzej niż zazwyczaj. Blondyn nie mógł  jednak tak doszczętnie zniszczyć mojego humoru, dlatego szybko łyknąłem zestaw witamin i leków, po czym punktualnie pojawiłem się ma terenie naszego boiska. Ku mojemu zdziwieniu nie czułem już tak wielkiego zakłopotania, jakie to męczyło mnie choćby godzinę temu w domu. Yoon stał jak zwykle przy ławkach rozciągając przy tym swoją lewą nogę i kiwając mi jedynie głową w geście przywitania, wrócił do kontynuowania swojej czynności. Wyszłoby na to, że zapewne znów za bardzo dramatyzowałem, dlatego strząchnąłem z ramion niewidzialne ślady zażenowania i pojawiając się z podniesioną głową wśród chłopaków, rozpoczęliśmy razem wspólną rozgrzewkę przed przyjściem trenera.

——-

-Kurwa, co za debil wymyślił, żeby mistrzostwa były latem. - Spocony jak szczur Jaehyun mruknął po wejściu do szatni i niemalże rzucając się na butelkę z wodą, otarł swoją twarz ręcznikiem.

-Idź się spytaj ludzi z Olimpu. - prychnął mu na to Taemin i wyjmując z plecaka świeże ubrania, dodał cichszym głosem. - Właściwie to nie jest przypadkowa data. Igrzyska organizowano zawsze w czasie drugiej pełni księżyca po przesile...

-Do kurwy, Lee, nikogo nie obchodzi jakiś pierdolony księżyc sprzed czasów Jezusa. - Mingyu warknął widocznie zdenerwowany i rzucając chłopakowi przeszywające spojrzenie, zapewne chciał, by ten zamknął już swoją gębę.

Limitless | jihanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz