8.

40 5 2
                                    

Głucha cisza wcale nie była tak komfortowa, jak przeważnie opisują ją w filmach czy książkach. Zerkałem co rusz a to na kierowcę, a to na kolana Yoona, który choć siedział tuż obok mnie, konsekwentnie unikał skrzyżowania się naszych oczu. Nie byliśmy dobrymi rozmówcami i nawet gdybym chciał wypełnić czymś tę niezręczną pustkę, na język nie nasuwał mi się żaden dobry temat do poruszenia. Nie pozostało mi zatem nic innego, jak modlenie się w duchu, aby Jeonghan czym prędzej dotarł na miejsce i udał się prosto do własnego mieszkania. Ten jednak nie zdawał się przejmować naszym milczeniem i jak gdyby nigdy nic wyglądał za szybę, widocznie zaciekawiony nocną scenerią Seulu.

-Rozliczę się z tobą jutro za taksówkę. A i jeszcze jedno - nie mów trenerowi o tym, co się dzisiaj wydarzyło, proszę.  - chłopak mruknął na odchodne i trzaskając lekko drzwiczkami, nie obrócił się więcej w moją stronę. Przełknąłem więc głośno ślinę i choć domyślałem się, dlaczego Yoon chce zachować to w tajemnicy, z moich ust wydostał się ciężki wydech rozgoryczenia.

*
Jeonghan wciąż czuł, jak każda komórka w jego ciele drży. Otworzył zatem okno na oścież i opadając na krzesło przy śnieżnobiałym stole, sięgnął jedną ręką po szklankę z wodą, do której wrzucił elektrolity. Musująca tabletka tworzyła na powierzchni pomarańczowe bąbelki, a Yoon przyglądał się temu zjawisku, jakby nigdy nie widział czegoś bardziej fascynującego. Co jakiś czas wymieszał zawartość łyżeczką, jednak jego myśli od dawna były dużo dalej niż przy tym kuchennym blacie. Opuścił głowę i przysuwając drżącymi dłońmi szklankę, rozlał nieco pomarańczowej cieczy na stolik. Czuł się zdrajcą. Jakby cel, po który tu przyjechał, zaczynał się coraz bardziej rozmywać.

Pojedyncza łza wpadła do kubka chłopaka, ale on i tak nie był  w stanie przełknąć więcej napoju. Wiedział, że pewne rzeczy zaczęły wymykać się spod kontroli. Choć nie było widać po nim ani krzty wzruszenia, z ciężkim oddechem pojawiał się codziennie na linii startu. Teraz siedział przy tym kuchennym blacie i bawiąc się telefonem w ręce, sprawdzał niecierpliwie wyświetlaną godzinę.

„Już niedługo mistrzostwa, dlatego muszę ćwiczyć ciężej, ale obiecuję, że niedługo do ciebie zadzwonię. Przywiozę do domu złoty medal, a potem zabiorę na wycieczkę do Seulu. Jest naprawdę piękny nocą." - blondyn wystukał powolnie litery na klawiaturze i wysyłając wiadomość, pomyślał w duchu. - Śpij dobrze, mamo.

*

-Myślisz, ze przyjdzie dziś? - Kibum szturchnął mnie łokciem w ramie i spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu.

-A czemu miałby nie przyjść? Tylko zemdlał. - wzruszyłem obojętnie ramionami i odchrząknąłem na widok zbliżającego się blondyna. - O, przyszedł.

Udaliśmy się zatem do szatni i zrzucając z ramion ciężkie torby, zaczęliśmy przebierać się w strój na trening. Szybko ubrałem białą koszulkę wraz ze spodenkami w tym samym kolorze i dopiero wtedy zauważyłem, iż Jeonghana nie było z nami w szatni. A co gorsza, nie było także i Mingyu. Wyszedłem więc prędkim krokiem na boisko i rozglądając się wokół, nie musiałem długo szukać swoich współzawodników. Głos Kima, choć ściszony, odbijał się zza trybun i nawet z takiej odległości mogłem zrozumieć jego słowa. Yoon za to stał pochylony o barierki i zaciskał mocno dłonie na plastikowych siedzeniach.

-Myślisz, że skoro tu przyszedłeś, to nikt się nie dowie o twojej przeszłości? Myślisz, że nie masz tego samego imienia i nazwiska? Albo że nikt nie zna twojego pierdolonego zadupia? - Mingyu prychnął pełen pogardy i uderzył blondyna w policzek. - pieprzony idiota! Wypierdalaj stąd, skurwysynu! Nikt cię tu nie chce, rozumiesz?!

Przymknąłem na chwilę oczy.
Nie raz widziałem bójki, nie raz biłem, nie raz byłem tez bity. Jednak na widok policzkowanego Jeonghana czułem, jakby rozpadał się niczym porcelana. Nie był ani jak ja, ani jak Mingyu, ani nawet jak reszta chłopaków. On wyglądał po prostu mizernie, stojąc w tej samej rozciągniętej koszulce i ukazujących kościste nogi spodenkach.

- jestem tu tyko do czasu mistrzostw. Biorę medal i wypierdalam jak najdalej, aby nigdy więcej cię nie zobaczyć. Więc zejdź mi kurwa z drogi i udawaj, że nawet się nie znamy. - Jeonghan bronił się jak mógł i byłem pewny, że nawet nie mrugnął, mówiąc to prosto w czarne oczy Mingyu. Ale prawa natury nigdy takim nie sprzyjały. Kim wykorzystał swoją tężyznę fizyczną i łapiąc Yoona pod szyją, tak wymierzył cios w brzuch, że chłopak aż zgiął się na pół z bólu.
Nie mogłem dłużej na to patrzeć i wyjmując telefon z kieszeni spodenek, czym prędzej wybrałem numer do Mingyu. Udałem, że trener woła go pilnie do gabinetu i przynajmniej chwilowo pozbyłem się go z boiska, póki łyknął to głupie kłamstwo. Za ten czas szybko podszedłem do Jeonghana, a ponieważ cały czas kryłem się poza jego polem widzenia, aż wzdrygnął się czując moją dłoń na ramieniu.

-Przyszedłeś po pieniądze za taksówkę? Z-zaraz ci oddam. - chłopak wyprostował się momentalnie, a mnie aż zamurowało na jego słowa. Przecież ostatnie, czym bym się aktualnie przejmował, to te kilka wonów za wczorajsze taksi.

-Kurwa, naprawdę myślisz, że przyszedłem po kasę? - mówiąc to, podniosłem lekko koszulkę chłopaka i widząc jego skrępowanie, wskazałem na miejsce uderzenia. - Czemu mu do cholery nie przywaliłeś?! Czemu jesteś taką pizdą, Jeonghan?! - wykrzyczałem z emocji i sam nie rozumiałem, czemu tak bardzo ingerowałem w tę sytuację. Zacisnąłem mocno pieści i aż uderzyłem nią o plastikowe siedzenie, a chłopak patrzył się na mnie jak na największego idiotę. I zresztą miał rację.

-Przepraszam. - te słowa chyba pierwszy raz opuściły moje usta i było to coś, czego zdecydowanie nie spodziewał się nawet Jeonghan. Usiadłem obok chłopaka i biorąc głęboki wdech, dodałem. - Powiedz trenerowi, że nie możesz dziś trenować i idź do domu.

-Od kiedy to ty decydujesz, co taka pizda jak ja ma zrobić? - blondyn spojrzał na mnie pusto i choć nie zrobił praktycznie nic, poczułem piekące przez wyrzuty sumienia gardło. Bez zastanowienia złapałem go więc za rękę i podniosłem się na wysokość jego oczu.

-On nie przestanie. Będzie dzień za dniem robić to samo, aż się poddasz. Takich jak ty było tu już pełno i wszyscy uciekali po dwóch tygodniach. To nie jest tego warte, Jeonghan...

-To czemu wciąż tu jesteś? Czemu Taemin, Kibum i reszta wciąż tutaj są, a mi podcinasz skrzydła już na starcie? - blondyn był na skraju płaczu. Widziałem, jak powstrzymywał napływ łez do swoich oczu, a to dobijało mnie jeszcze bardziej. Chciałem oszczędzić mu bólu. Chciałem, by nie musiał więcej tego przeżywać. On zrozumiał to jako zabieranie mu szansy.

-Spójrz na siebie, Jeonghan. Mingyu wykorzystuje to, że jesteś słabszy. Nam udało się odeprzeć chociaż raz jego atak, a ty jesteś jego workiem treningowym. Jak długo jesteś w stanie to wytrzymać? - spytałem smutno chłopaka, a on nie wiedział nawet, co mógłby mi odpowiedzieć. Utkwił jedynie wzrok na drzewie przed nami i przełykał głośno ślinę, jakby składając swoje myśli do kupy. Złapałem go więc za ramię i ciągnąc w stronę skrzynki z apteczką, spojrzałem kątem oka na zegarek. Zostały 4 minuty do treningu.

-Przestań. Nie jestem dzieckiem, sam to załatwię. - blondyn odezwał się w końcu i zabierając mi z ręki żel ochładzający, sam nałożył go sobie w miejsce uderzenia. Postanowiłem więc uszanować jego decyzję i choć drżały mi dłonie, pomogłem mu jedynie zawiązać bandaż.

- Wytrzymam do mistrzostw. Muszę. - dodał nagle Yoon.

-A dlaczego nie przepiszesz się po prostu do innego klubu? Czy chodzi o... pieniądze? - spytałem niepewnie i choć chciałem, aby blondyn powiedział coś więcej na swój temat, nie było mi dane usłyszeć odpowiedzi. Dzwonek trenera rozbrzmiał na całym boisku i z ciężkim trudem patrzyłem, jak Jeonghan kieruje się na linię startu.

Limitless | jihanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz