Rozdział 3

103 5 4
                                    

Następnego dnia czas przed szlabanem upłynął mi całkiem miło, zważywszy na to, że padało. Padało właściwie to zbyt lekkie określenie, deszcz był tak silny, że dźwięk jego uderzeń był podobny do dźwięku zaklęć rozbrajających, a wyglądając przez okno nie dało się zobaczyć nic oprócz ściany deszczu. Miałem dzisiaj wyjątkowo mało zajęć i większość była niewymagająca co tylko spotęgowało mój dobry humor. Popołudnie spędziłem na graniu w szachy czarodziejów a na swój szlaban wyszedłem dużo wcześniej, aby tym razem być tam przed Jamesem. Gdy dotarłem na miejsce chłopaka jeszcze nie było, ale nie kazał na siebie długo czekać, bo przyszedł prawie piętnaście minut przed czasem. Dopiero gdy podszedł bliżej zobaczyłem, że jest przemoczony do suchej nitki. Z jego szat kapała woda, zostawiając za sobą ślad na kamiennej posadzce, a przez krople wody na okularach nie dało się zobaczyć jego oczu.
Musiał zauważyć konsternację na mojej twarzy i zanim zdążyłem zadać pytanie, powiedział
– biegałem
– w taką pogodę?
– Każda, pogoda jest dobra na bieganie – to mówiąc uśmiechał się szeroko i podparł ręce o biodra.
Jego odpowiedz nie była przekonująca wiec nieustępliwie ciągnąłem
– gdybyś chciał pobiegać równie dobrze mógłbyś zrobić, to na korytarzach, nie masz na sobie płaszcza ani odpowiednich butów co znaczy, że nie spodziewałeś się, że będziesz musiał wyjść albo na pójście tam, gdzie byłeś namówił cię Syriusz, który zawsze myśli, że będzie mu ciepło mimo tego za za oknem jest burza śnieżna, a na ręku – to mówiąc odwróciłem jego dłoń, tak aby było widać jej spod – masz zadrapanie dokładnie takie, jakbyś przewróciłem się na kostkę brukowa niedaleko domku gajowego. Musiałeś wiec udać się pod zakazany las, jak myślę z Syriuszem, bo tylko on byłby na to chętny i albo zostaliście przez kogoś zauważeni albo coś wystraszyło was tak mocno, że musieliście uciekać.
James przez cały czas patrzył się na mnie z otwartymi ustami, a gdy skończyłem powiedział
– wow to było naprawdę imponujące
– czyli miałem racje?
– Tak, Syriusz poprosił mnie, żebyśmy poszli pod zakazany las, bo podobno niedaleko granicy ze szkoła są wielkie pająki, ale zobaczyliśmy parę oczu jakiegoś stworzenia i uciekliśmy – uśmiechał się i dodał – i faktycznie Syriusz namówił mnie na to, aby nie ubierać kurtki.
Oboje uśmiechaliśmy się do siebie przez chwile, a ja rzuciłem na Jamesa zaklęcie suszące. Weszliśmy do sali i zabraliśmy się do pracy, ale już po niespełna dziesięciu minutach zdaliśmy sobie sprawę, że jest zdecydowanie zimniej, niż się spodziewaliśmy. Sala, która sprzątaliśmy znajdowała się w tej części lochów, w której odczuwalna temperatura była dużo niższa. Pierwszy z inicjatywa wyszedł James
– nie chciałbyś może napić się czegoś ciepłego? Strasznie tu zimno i mogli...
– bardzo chętnie.
James znowu się uśmiechnął i zaprowadził mnie do kuchni. Większość skrzatów nie była zaskoczona jego wizyta i przywitała go jak serdecznego przyjaciela co mówiąc szczerze trochę mnie zaskoczyło, bo nie sadziłem, że można zaprzyjaźnić się ze skrzatami. James, jednak był osoba, której nie dało się nie lubic wiec to, że miał przyjaciół w każdej części hogwartu nie powinno mnie dziwić.

– cześć, to co zawsze poproszę-to mówiąc spojrzał na mnie-razy dwa.

Wszystkie skrzaty rozeszły się w swoją stronę, a my po chwili dostaliśmy dwa kubki gorącej czekolady. Napój był gesty i idealnie słodki, a na górze miał bita śmietanę i pianki. Uśmiechnąłem się na myśl, że to zwykle bierze James, bo spodziewałem się dostać wielki kufel piwa pomieszanego z wódka i każdym rodzajem alkoholu, jaki można sobie wyobrazić. James usiadł na miękkich fotelach w rogu kuchni i wskazał na miejsce obok. Usiadłem wiec i przez chwile obaj rozkoszowaliśmy się smakiem gorącego napoju. Milczenie jak zwykle przerwał James

– jaki jest twój ulubiony kolor?

– to naprawdę pierwsza rzecz, o którą chcesz dziś spytać?

– mamy jeszcze dużo czasu, a ja w tej chwili chce poznać odpowiedz na to konkretne pytanie

– zielony

– cóż, za zaskoczenie

– nie chodzi mi wcale o zieleń, jak z herbu slytherinu tylko taka jaśniejsza. Coś jak lody pistacjowe. A twój?

– lubię fioletowy, bo łączy niebieski i czerwony. Naprawdę dobrze grasz w quidicha

– co za płynna zmiana tematu, nie wyczuwam ironii wiec dziękuje ty tez jesteś niezły.

Niezły było zdecydowanie zbyt lekkim określeniem. James był najlepszy i jak zdazyłem się przekonać – nie do pokonania. Grając z innymi domami nie miałem najmniejszego problemu w złapaniu znicza jednak z gryffindorem nigdy mi się to nie udało.

– nie powiedziałem tego ironicznie. Na ostatnim meczu z ravelnclaw po prostu rozwaliłeś ich szukającego. Gdy on dopiero zorientował się ze znicz przeleciał mu kolo twarzy ty już go zlapalaes. Przysięgam dawno nie widziałem tak Spektakularnego finału.

Komplementy od Jamesa były dla mnie czymś nowym, ale bardzo przyjemnym. Skłamałbym, mówiąc, że nie schlebia mi jego podziw. Tym bardziej ze znicz złapałem za trybunami, gdy większość osób była zajęta tym, co działo się na boisku. Co oznaczało, że James musiał mnie obserwować.
– Dziękuję, ja o twojej grze również mógłbym powiedzieć wiele dobrego, ale już to wiesz

– nie będę udawał skromnego.

Oboje się roześmialiśmy.

– Gram dobrze, ale to koniec moich umiejętności. Ty za to jesteś dobry absolutnie we wszystkim. Jest w ogóle coś, czego nie potrafisz zrobić? – pytanie to zbiło mnie z tropu, tym bardziej że ton głosu Jamesa spoważniał

– oczywiście, że tak, nie potrafię wielu rzeczy. Nie umiem tańczyć, śpiewać, pływać, zwierzęta mnie nie lubią i jestem absolutna ameba, jeśli chodzi o zielarstwo. Aha No i nie umiem rozmawiać z ludźmi. I gdybym się zastanowił znalazłbym jeszcze mnóstwo rzeczy. Nie wiem, na jakiej podstawie wysnułeś tezę, że jestem dobry ze wszystkiego, ale jest ona błędna. To, że mam dobre wyniki w nauce nie oznacza mojej wrodzonej wiedzy, a jedynie dużo wolnego czasu. Ty za to jesteś po prostu leniwy i zbyt zajęty żeby znaleźć czas na naukę. Ale masz mnóstwo innych zalet. Jesteś towarzyski, zabawny i nie ma osoby, która, by się nie lubiła, poza tym jesteś przystojny, masz urok osobisty, który działa na każdego i z tego, co wiem transmutacja idzie ci nad wyraz dobrze.

– uważasz, że jestem przystojny?

– czy to nie oczywiste? Przecież każdy ci to mówi

– chce to usłyszeć od ciebie.

Spojrzałem na niego. Jego wzrok był wlepiony prosto we mnie, a ja poczułem, że tracę swoją nagłą pewność siebie.

– tak Jamesie uważam, że jesteś przystojny. Czy podbudowałem twoje i tak już wysokie ego

– nie, musisz jeszcze przyznać, że mój urok osobisty działa tez na ciebie

– ekhem Myślę, że pora wracać do pracy – zacząłem podnosić się z miejsca, gdy James pociągnął mnie za rękaw

– a więc mówisz, że każdy mnie lubi. Mam rozumieć, że ty też?

– a dlaczego miałbym tego nie robić?

– To nie jest odpowiedź na moje pytanie.

Jego tęczówki poszerzyły się nieznaczenie, ale na tyle, że mogłem to zauważyć.

– tak, ja też cię lubię – musiałem naprawdę się skupić żeby wypowiedzieć te słowa, bo jego dłoń ciągle oplatała moja.

Gdy to usłyszał uśmiechnął się i puścił moją rękę, a ja uświadomiłem sobie ze wstrzymywałem oddech.

– miło to słyszeć Regulusie Blacku ty też jesteś znośny.

I ciągle uśmiechając sie do mnie wstał z fotela. Odwzajemniłem uśmiech i obaj wróciliśmy do pracy. Gdy sortowaliśmy składniki do eliksirów james namówił mnie na słuchanie jego wybitnie śmiesznych żartów i chociaż moje poczucie humoru prawie nie istniało to nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.
.



Od ostatniego rozdziału minęły trzy miesiące ale lepiej późno niż wcale XDDDD

Lubie szeptać ci słowa, które nic nie znaczą | Jegulus Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz