Danse Macabre

100 9 4
                                    

Glatt/Quackity

Czy to aby na pewno było to miejsce? Miał wrażenie, że przechodzi przez ten sam kamienny korytarz po raz piąty. Najbardziej obawiał się, że tak jasno paląca się pochodnia zgaśnie i wszystko pogrąży się w ciemności.

Czarnowłosy usiadł pod ścianą. Czuł jak traci siły. Przecież jak na chwilę się położy to nic się nie stanie, prawda? Quackity przymknął oczy. Utnie sobie krótka drzemkę.

- Quackity mój drogi w końcu mnie odwiedziłeś - jak widać nawet chwila odpoczynku nie była mu dana.

Podniósł wzrok i ujrzał swojego byłego narzeczonego.

- Nie mogłeś znaleźć innej jaskini? Z mniejszą ilością kręconych korytarzy i ślepych uliczek?

Brunet przysiadł koło byłego ukochanego.

- Skoro ci się nie podoba mój nowy dom to dlaczego tu jesteś?

Quackity milczał. Wmawiał sobie, że wcale nie tęsknił za alkoholikiem, za wspólnymi wieczorami w kasynie, za dawnymi rządem...

- Tęskniłeś za mną Quackity? - spytał przesłodzonym tonem Glatt.

- Tylko za twoimi rozgrywkami w pokera. Byłeś bardzo dobry. Nikt nie mógł się z tobą równać. Teraz do kasyna przychodzą tylko jakieś pierdoły co nawet kart nie umieją poprawnie trzymać.

Duch uśmiechnął się pod nosem. Przysunął się bliżej ciemnookiego kładąc rękę na wierzchu jego dłoni.

Młodszy spojrzał w jego oczy. Kiedyś były ładne, ciemnobrązowe. Widać było z nich iskrę, a teraz w większości były pokryte szarością. Quackity mimowolnie oparł się o ramię byłego partnera.

- Pamiętasz jak zgłosiłem swoją kandydaturę na prezydenta L'manburga?

Czarnowłosy uśmiechnął się pod nosem.

- O dziwo wygrałeś - odparł.

Jschlatt parsknął pod nosem

- A pamiętasz wyraz twarzy Wilbura albo tego gówniarza?

- To było niezapomniane wydarzenie - rzekł niższy.

Zaczęli przypominać sobie wiecej wspólnych chwil. Wybory, Manburg, wygnanie Wilbura i Tommy'ego...

Nawet nie zauważyli ile czasu minęło na wspólnych wspominkach.

- Glatt muszę się zbierać - rzekł czarnowłosy wyciągając z kieszeni niewielki szwajcarski zegarek.

- Tak szybko? - chyba pierwszy raz dało usłyszeć się w jego głosie rozczarowanie.

- Spędziłem u ciebie cały dzień - odpowiedział podnosząc się.

Duch również wstał.

- Quackity czy zechcesz zatańczyć ze mną ten ostatni raz? - spytał wyciągając rękę w stronę młodszego.

- Z wielką przyjemnością - odpowiedział przybliżając się do byłego partnera.

Glatt położył rękę na biodrze młodszego. Poruszali się powoli. Cieszyli się swoją obecnością. Quackity doskonale znał ruchy. Po raz pierwszy tańczyli po skończonych wyborach. Wprawdzie Schlatt był pod wpływem dużej ilości alkoholu, ale w ogóle nie poruszał się jak osoba pijana. Za życia starszego zatańczyli jeszcze po oświadczynach. Quackity doskonale pamiętał ten dzień.

- Quackity kochany - rzekł Jschlatt podchodząc do młodszego.

- Znowu jesteś pijany? - spytał.

- Ranisz moje serce - powiedział dramatycznie Jschlatt. - Wyjątkowo dzisiaj jestem trzeźwy.

Nagle Schlatt uklęknął na kolano.

- Quackity czy chciałbyś pozostać u moim boku dopóki śmierć nas nie rozdzieli? - zapytał wyjmując przepiękna złotą obroczkę.

Młodszy czuł jakby cały świat nagle zatrzymał się. Serce zaczęło przyśpieszać.

- Tak zgadzam się - rzekł cicho młodszy.

Jschlatt wsunął na jego serdeczny palec obrączkę. Podniósł się z podłogi i pocałował czarnowłego.

Quackity dał by wszystko aby cofnąć się do tamtego dnia. Nagle zatrzymali się. Glatt przybliżył się bliżej twarzy młodszego. Musnął go delikatnie wargami. Quackity natychmiast pogłębił pocałunek. Nie ukrywał, że był spragniony dotyku byłego partnera. Położył dłonie na barkach starszego. Ich pocałunek nie był spokojny i delikatny. Tęsknili za sobą i chcieli jakoś wyładować frustrację. Jschlatt przyparł młodszego do ściany jaskini. Dłonie starszego błądziły po plecach czarnowłosego. Gdy Quackity poczuł, że brakuje mu powietrza odepchnął Glatta. Duch oblizał wargi. Chciał więcej. Więcej dotyku. Więcej pocałunków. Więcej Quackity'ego.

- Obiecuje, że jeszcze do ciebie wrócę - rzekł młodszy łapiąc oddech.

- Mam nadzieję, że jak najszybciej.

***

Glatt ponownie został sam. Nie ukrywał, że brakuje mu towarzystwa młodszego. Jedyne co mu pozostało to wsłuchiwanie się w odgłosy pobliskich potworów. Natomiast Quackity musiał się wytłumaczyć dlaczego to wszystko tak długo mu zajęło.

Przeklęty skurywysyn, przeklnął w myślach czarnowłosy gdy wieczorem w lustrze zobaczył na plecach ślady ostrych pazurów.

••••••••••
18.03.2022

There WAS a special place | Mcyt One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz