Wilbur and Fundy angst
Jedyne o czym myślał to wojna, L'Manburg i udowodnienie wrogom, że jego armia jest silniejsza od nich. Dzień w dzień ciągle to samo. Ciągle ta sama rutyna... Te same mapy... Kiedy to się wszystko skończy?
- Tato goście przyszli - do pokoju zajrzał młody mężczyzna z rudymi włosami.
Wilbur został wyrwany z rozmyślań.
- Dziękuję za informację - odparł w końcu odrywając się od mapy.
Mężczyzna podszedł do drzwi. Już miał wychodzić kiedy poczuł na sobie zrezygnowany wzrok jego syna. Brunet odwrócił się.
- Uśmiechnij się Fundy. No kto jest moim małym mistrzem? - zapytał zdejmując mu czarną czapkę oficerską i głaszcząc go po głowie.
- Tato przestań - rzekł zawstydzony młodzieniec gdy do pomieszczenia weszli znajomi ojca.
- Nie ukrywaj, że ci się nie podoba. Widzę jak poruszasz uszami.
Rudowłosy odwrócił wzrok.
- Muszę już iść - mruknął pod nosem. Wyminął ojca po czym ponownie założył swoją czapkę zakrywając puszyste lisie uszy.
Do Wilbura podeszło dwóch młodych mężczyzn.
- Coś się dzieje na granicy? - zapytał brunet.
- Wilbur tam jest spokojnie! Zbyt spokojnie! Na pewno coś kombinują! - blondyn zaczął szybko mówić nie dając nikomu dojść do głosu.
***
Fundy zapukał do starych, lekko zadrapanych, drzwi. Gdy usłyszał ciche "proszę" wszedł do środka. Pomieszczenie było zaciemnone. Rudowłosy musiał zmrużyć oczy aby cokolwiek ujrzeć. Na samym środku stało biurko, naprzeciwko znajdowało się krzesło na którym ktoś siedział. Fundy po charakterystycznych rogach rozpoznał personę.
- Przyniosłem papiery, o które mnie prosiłeś - rzekł cicho.
Mężczyzna podniósł wzrok znad sterty dokumentów. Młodzieniec poczuł nieprzyjemny dreszcz. Miał nadzieję, że zajmie mu to jak najkrócej. Chciał już wyjść z pomieszczenia, z którego od drzwi biła wrogość.
- Połóż mi dokumenty na biurko - odparł rogaty mężczyzna.
Fundy przełknął ślinę. Nie ukrywał, że obawiał się persony siedzącej przy biurku. Wiedział, że cechowała go nieprzewidywalność. W jednej chwili może pochwalić za dobrą robotę, a z drugiej przystawić klingę miecza do gardła. Mężczyzna ruszył przed siebie. Czuł się jakby chodził po miękkiej wacie a nie drewnianej podłodze. Ręka mu drżała kiedy odkładał papiery na biurko. Starszy mężczyzna spojrzał na niego.
- Mam nadzieję, że jesteś gotowy Fundy.
- Oczywiście - odparł próbując opanować drżenie głosu. - Masz dla mnie jeszcze jakieś zadanie czy...
- Możesz już odejść - odparł brunet ponownie zerkając na kartki.
Fundy cicho podziękował po czym skierował się do wyjścia. Kiedy wychodził usłyszał jeszcze jak starszy mężczyzna mruczy coś pod nosem.
- Już za parę dni Wilbur...
Młodzieniec pospiesznie zakmnął za sobą drzwi.
- Fundy?
Rudowłosy na dźwięk swojego imienia podskoczył. Natychmiast się odwrócił.
- Na szczęście to tylko ty Quackity - rzekł z ulgą.
CZYTASZ
There WAS a special place | Mcyt One Shots
Fiksi Penggemar"My unfinished symphony, forever unfinished." ! Opowiadania dotyczą fikcyjnych postaci !