5. Moja mama

2.9K 114 65
                                    

Podniosłam się na łokciach, łapczywie biorąc powietrze. Moje ciało zalane było potem, spazmy znajomych dreszczy zaczęły władać moim ciałem. Na skórze z tylu szyi, zaczęło pojawiać się nieprzyjemne piętno, uniemożliwiając dopływ powietrza. Dusiłam się, krztusiłam własną śliną. Moje serce biło coraz szybszym rytmem, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi. Obraz przede mną się rozmazywał, tworząc nieprzyjemną plamę. Bałam się. Drżącymi dłońmi, uwolniłam swoje ciało spod koca, przerzucając nogi przez łóżko. Próbowałam wstać, ale moje nogi, które teraz przypominały watę, mi to uniemożliwiały. Upadłam, kolejny raz sięgając dna, z którym nie potrafiłam sobie poradzić. Spadłam w otchłań. Łkałam, na nowo prójąc wstać. Klatka piersiowa, paliła mnie od środka. Chwiałam się na swoich nogach, próbując stawiać kolejne kroki. Dotknięcie klamki, było jak wybawienie, którego w tym momencie potrzebowałam jak niczego innego. Stawiałam kolejne chwiejne kroki, dławiąc się własną śliną i próbując nabrać powietrza do płuc. Byłam coraz bliżej. Przeszłam kilka niepewnych kroków, naciskając kolejną klamkę. Wleciałam do środka, w ostatnim momencie łapiąc się umywalki, unikając tym kolejnego upadku. Spojrzałam do góry, łkając coraz głośniej, patrząc na człowieka bez nadziei. Oczy zapłonęły żywym ogniem, tworząc kolejną strużkę gorących łez. Usta były poplamione krwią od nadmiernego zaciskaniu na niej zębów. Cienie pod oczami, wyglądały jak brudne od ziemi, a oczy traciły swój dawny blask.

Upadłam na kolana, nie mając już dłużej sił. Nie potrafiłam wstać. Szlochając, zaczęłam czołgać się na kolanach. Podniosłam deskę, a moim ciałem zaczął wstrząsać odruch wymiotny. Zwymiotowałam, wyrzucając z siebie wszystko, co wieczór temu zjadłam. Moje wymiociny mieszały się ze łzami. Położyłam przedramię na desce, kładąc na niej zmęczoną twarz, przyjmując jej kolejne łzy.

Byłam odrażająca.

Wstałam, na jeszcze nieco niepewnych nogach, stając przed lustrem. Pochyliłam się, odkręcając kran. Przemyłam twarz zimną wodą, wciąż dochodząc do siebie. Wyprostowałam się, wpatrując się w lustro, przedstawiające mnie. Nadal wyglądałam tak samo. Moja twarz była zmęczona. Skóra wokół oczu była lekko zaczerwieniona, a cienie wyglądały tak samo. Brudna. Usta zaróżowione, a w niektórych miejscach przygryzione do krwi. Wpatrywałam się w swoje oczy, dokładnie analizując każdy skrawek mojej twarzy. Nie chciałam już patrzeć. Uśmiechnęłam się do odbicia, ale uśmiech przypominał bardziej grymas bólu, którego próbowałam się pozbyć. Tego wszystkiego nie było. Wymyśliłaś to. Sięgnęłam po szczoteczkę do zębów, nakładając na nią pastę, chcąc pozbyć się nieprzyjemnego posmaku. Splunęłam, a wpośród pasty i śliny zobaczyłam krew. Ignorując to, przepłukałam buzię wodą, obmywając zlew z pasty. Wyplułam i przetarłam buzię wierzchem dłoni. Sięgnęłam po balsam do ust i nałożyłam trochę kremu pod oczy. Posmarowałam usta balsamem i podkręciłam rzęsy na zalotce. Zaczęłam rozczesywać moje gęste włosy grzebieniem, pozbywając się kołtunów, które pojawiły się tam za sprawą spania bez spiętych włosów. Spojrzałam na siebie po raz ostatni i wyszłam z łazienki.

Weszłam do pokoju, zabierając z niego telefon i ponownie kierując się w stronę wyjścia. Zeszłam po schodach, dalej odczuwając nieprzyjemne bóle w swoim ciele. Za oknami wciąż było ciemno, a niebo rozświetlał tylko padający śnieg, moje kąciki ust lekko drgnęły. Weszłam do kuchni, stając przed lodówką i ją otwierając. Jedzenie mnie odpychało, więc wyciągnęłam z niej tylko energetyka. Wyciągnęłam z szafki słomkę i usiadłam na blacie, otwierając energetyka. Wsadziłam do niego słomkę i pociągnęłam dużego łyka.

Odpaliłam telefon, który wskazywał siódmą siedemnaście. Przeglądałam instagrama, przypominając sobie, że nie odpisałam wczoraj Masonowi, za co właśnie się zabrałam.

Viviana: Wpadnij do mnie dziś.

Viviana: Ty naprawdę nie umiesz zatrzymać zapotrzebowania seksualnego, nawet wobec matki.

The deadly kissOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz