Jęknęłam cierpiętniczo i ułożyłam ostatnią książkę na odpowiednie miejsce.
Znajdowałam się w akademickiej bibliotece. Ogromnym miejscu, gdzie przebywałam bardzo często. Uwielbiałam tu być. Rzadko kiedykolwiek tutaj kogoś spotykałam, dlatego jeszcze bardziej lubiłam to pomieszczenie. Jedynym minusem biblioteki był fakt, iż było tu naprawdę gorąco. Przez ogromne okna wpadało tutaj dużo promieni słonecznych, co powodowało upał i gorąco. Nie było tu też żadnego wiatraka ani klimatyzacji. Dlatego najlepiej przesiadywało mi się tutaj w zimie. Nie dość, że miałam powalający widok na zimowy krajobraz, to można było zostawać tu całymi godzinami, nie bojąc się o dostanie udaru od ciepła.
Teraz z wielką ulgą się wyprostowałam i odetchnęłam cicho, przeciągając swoje ciało. Raz w tygodniu pomagałam w układaniu książek i wycieraniu ich z kurzu. W zamian za to mogłam wybrać dowolną książkę i zabrać ją ze sobą na zawsze. Było to całkiem przyjemne, bo dzięki temu w moim pokoju powstała naprawdę spora kolekcja starych dzieł. Czasami potrafiłam spędzać całe dni na przekładaniu, aby znaleźć coś naprawdę właściwego i godnego mojej uwagi.
Dzisiejszego dnia nie miałam szukałam. Ostatnio nie miałam ochoty na nic w szczególności na czytanie, dlatego zrezygnowałam z kolejnego przeszukiwania biblioteki. Zabrałam jednego cukierka z tacy i ostatni raz popatrzyłam na regały. Byłam z siebie naprawdę dumna, bo znów wszystko wyglądało na eleganckie i poukładane.
- Nie zgubiłaś czegoś przypadkiem? - znany mi głos sprawił, że wywróciłam oczami.
Wysoki blondyn imieniem Jonathan, jak gdyby nigdy nic opierał się plecami o jeden z regałów, który niebezpiecznie się chybotał. Wzięłam głębszy oddech nie pozwalając, aby irytacja mną zawładnęła.
- Nie sądzę Jonathan. - nawet nie spojrzałam w jego oczy.
Nie lubiłam go. Może był przyjazny i nie wydawał się być bardzo wredny, ale to i tak mnie nie przekonywało. Przyjaźnił się z Glorią, a to wystarczyło, żeby ktoś stracił w moich oczach. Poza tym ludzie z tej akademii nie byli przyjaźni. Oni tylko udawali. Ich wszystkie szczere intencje były wymuszone i nieszczere. Nie winiłam ich za to. To nie oni byli odpowiedzialni za swoją rodzinę. A przecież to ich rodziny były właśnie takie. Podłe i nieludzkie. Zapatrzone tylko w swoje portfele i własne dobro.
- A mi się wydaje, że jednak coś zgubiłaś.
Dopiero wtedy podniosłam na niego swój wzrok. Nie można było nie przyznać mu gracji i urody. Wyglądał jak wyjęty z jakiejś okładki modowej. Słońce barwiło kosmyki jego jasnych włosów. Oczy miał jak rozległe lazurowe morze pełne zagadek i tajemnicy. Biała koszula z logiem naszej szkoły luźno spoczywało na jego szczupłym ciele. Na jego ustach spoczywał bardzo delikatny uśmiech. Pomimo wszystkiego wydawał się szczery i prawdziwy. Pod wpływem mojego spojrzenia, Jonathan spuścił wzrok na swoje buty.
Odruchowo przesunęłam szczupłymi palcami po swoim dekolcie.
Nie było go.
- Oddaj mi go. - warknęłam.
- Dlaczego aż tak bardzo ci na nim zależy, co?
Po jego namacalnej szczerości i delikatności nie zostało nic. Było mi smutno, że znów dałam się nabrać na jego manipulację. Patrzyłam na niego z ogromnym bólem. Myślałam, że gdyby jednak cokolwiek, to właśnie on zrozumiałby mnie najlepiej z nich wszystkich. Jednak byłam w błędzie. Nikt nigdy nie potrafił mnie zrozumieć.
- Oddaj mi go, proszę.
Nie musiałam mówić, jaki ten wisiorek był dla mnie wartościowy. To było zbyt logiczne.
