13. Gniew

94 16 10
                                    

Dean miał rację.

Był taki głupi.

Jak mógł sobie wmawiać istnienie czegoś, co nie miało racji bytu?

Dean w najlepszym razie miał go za dobrego przyjaciela. Dokładnie tak, jak mówił.

Nawet przyjemny szum w głowie po piwie zmienił się w irytujące brzęczenie. Castiel czym prędzej się go pozbył, ale zdenerwowanie nie minęło.

Był wściekły na siebie.

Odrzucenie było oczywiste. Czemu nie widział tego wcześniej? Nie dość, że był aniołem, to jeszcze znajdował się w ciele mężczyzny.

Zezłoszczony przeniósł się gdzieś w okolice bieguna południowego. Miał ochotę pozrzucać do oceanu największe skały i kawałki lodu. Miał ochotę krzyczeć na tyle, na ile pozwalały mu płuca naczynia. Miał ochotę wykopać głęboki dół, położyć się w środku i zasypać ziemią czy śniegiem. Nie mógł jednak wykonać żadnej z tych rzeczy. Stał więc w samym środku burzy śnieżnej z dłońmi zaciśniętymi w pięści.

A więc uciekł. Jak ostatni tchórz. Jak dziecko, którym czasami nazywał go Dean – zamiast omówić sytuację, po prostu uciekł.

"Przepraszam, za dużo wypiłem".

"Wybacz, Dean, źle zinterpretowałem twoje gesty".

"Nie chciałem przekroczyć twoich granic, to się więcej nie powtórzy".

Wszystko byłoby lepsze niż ucieczka. Nawet najgłupsza wymówka.

Nawet gdyby przeprosił, zanim uciekł, sytuacja byłaby całkowicie inna.

Jego złość mieszała się też z poczuciem winy. Nie dość, że ingerował w prywatną przestrzeń Deana, to właściwie zaatakował go, nie pytając o zdanie. Nie chodziło tylko o to, że był aniołem bożym, a mężczyzna, cóż... mężczyzną. Raczej o to, że nieproszony podążył za nim do samochodu, wkroczył w jego przestrzeń osobistą, żądając czegoś, co nigdy nie może mu być dane.

Czuł, jakby chciał wykorzystać nietrzeźwego człowieka. Człowieka, na którym tak bardzo mu zależało.

Głupiec, głupiec, głupiec.

Mówiąc o placku wiśniowym, łowca z pewnością miał na myśli innego mężczyznę. Albo coś zupełnie osobnego, co anioł znowu opacznie zrozumiał.

Dean potrzebował swojego przyjaciela. Kogoś, z kim mógł pożartować, porozmawiać i zwierzyć się ze swoich problemów. Mówienie o seksualności było trudne, zwłaszcza dla Winchestera, który nie obnosił się ze swoimi uczuciami.

A Castiel wszystko to miał za nic. Chciał go paskudnie wykorzystać i zawieść. Dean był na niego z pewnością o wiele bardziej zły, niż on sam. I w pełni należał mu się ten gniew. Chciał, by łowca krzyczał na niego i przeklinał.

Mógł też powiedzieć, że ich przyjaźń jest skończona i nigdy nie zamierza spojrzeć już na Castiela. A anioł od razu wypełniłby jego wolę.

Z rozmyślań wyrwał go głos.

 – Cas, proszę, wróć. Pocałuj mnie.

Gdyby nie stał w bezruchu z zaciśniętymi pięściami... zamarłby w bezruchu.

A co, jeśli to jakaś pułapka?

Z drugiej strony, co jeśli Dean używał tych słów, aby ściągnąć go do siebie i porozmawiać? Dać Castielowi szansę na sprostowanie, przeprosiny i powrót do bycia przyjaciółmi?

 – Mam ochotę na placek wiśniowy.

Miał dosyć bycia niedojrzałym tchórzem, dlatego teleportował się do łowcy.

Był mu winien przeprosiny i wyjaśnienia.


Spotkajmy się pośrodku ❣ DESTIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz