14. Gorliwość

143 20 29
                                    

Dean nie mógł tego tak zostawić. Pomiędzy nim a Casem stało się coś, co mogło na zawsze zmienić ich relację. Musieli o tym pogadać.

Niezależnie, do jakich wniosków mieli dojść, chyba obydwaj byli sobą zainteresowani – warto byłoby to sprawdzić.

Przecież nie musieli od razu brać ślubu.

Prawda?

Początkowo myślał, że anioł się nie zjawi, jednak po kilku minutach usłyszał obok siebie trzepot znajomych skrzydeł.

 – Dlaczego jesteś... – zapytał, widząc Casa pokrytego warstwą topniejącego szybko śniegu. – Wiesz co, nie. To nie jest ważne.

 – Dean, przepraszam, że naruszyłem twoją przestrzeń osobistą.

 – Dzięki, przeprosiny przyjęte – odpowiedział krótko.

Później wpatrywali się w siebie nawzajem w napiętej ciszy.

Mężczyzna wiedział, że jeśli mu zależy, będzie musiał zacząć i powiedzieć aniołowi, czego oczekuje.

 – Cas, chcę – wykonał pomiędzy nimi okrężny ruch dłońmi – tego. Jeśli ty też nie zmieniłeś zdania.

Tak. Chcę. – Łowca mógłby przysiąc, że słysząc te słowa, jego serce przestało na moment bić.

 – Okej, ustalmy jakieś zasady. Jeśli coś pójdzie nie tak, czy możemy nadal być przyjaciółmi? Od tej chwili musimy być ze sobą szczerzy.

 – Dean, ja zawsze jestem z tobą szczery. Możemy być przyjaciółmi.

 – Super. Możemy zatrzymać... to w dowolnym momencie, prawda?

 – Tak, wystarczy twoje słowo i przestanę.

 – Cas, czy my... musimy wziąć ślub? – zapytał Dean. Przecież on także miał prawo do zadawania Casowi idiotycznych pytań.

 – Nie – anioł zaśmiał się krótko, gardłowo. – Czy masz jeszcze jakieś reguły do ustalenia? – po tych słowach zaczął powoli podchodzić do nagle sparaliżowanego strachem Deana.

 – Nie.

Nigdy mu się to nie zdarzyło. Nie w ten sposób. Nie z dziewczynami, nie podczas walk z najgroźniejszymi stworami we wszechświecie. Zupełnie zamarł i pozwolił, aby Cas przejął inicjatywę.

 – Czy wciąż jesteś nietrzeźwy?

Chociaż z baru wyszli niecałe dwie godziny wcześniej, tamte doświadczenia wydawały się bardzo odległe.

Mężczyzna nie mógł odpowiedzieć, zatem pokręcił tylko głową.

 – Dean – powiedział anioł nieco przyciszonym głosem. – Pocałuję cię teraz.

Kiedy podszedł bliżej, łowca spuścił wzrok na krawat Casa. Nie mógł patrzeć, jak jego twarz zbliża się do jego własnej – to byłoby zbyt wiele. I tak serce waliło mu jak oszalałe, a dłonie nagle stały się zimne i nieprzyjemnie wilgotne od potu.

Normalnie gdy był zdenerwowany, to tupał albo machał nogą, co zawsze doprowadzało Sama do szału. A doprowadzanie Sama do szału było świetnym sposobem walki ze stresem. Teraz jednak Sama z nimi nie było, a jedyne, co Dean mógł zrobić, to nerwowe poruszanie palcami u stóp.

Czekał.

Poczuł, jak nieco władczo palce Casa chwytają go za brodę i przysuwają jego twarz bliżej.

 – Spójrz na mnie. Wszystko jest w porządku – dodał, kiedy w końcu Dean zwrócił ku niemu wzrok.

W czułym geście anioł położył mu na policzkach obydwie dłonie i powoli dotknął go swoimi ustami. Dean nie mógł się poruszyć, więc stał tam, po prostu pozwalając na rozwój sytuacji. Po początkowym cmoknięciu Cas odsunął się, a łowca poczuł lekkie rozczarowanie.

 – Wszystko w porządku? – anioł tym razem zapytał, uważnie wypatrując jego reakcji.

 – Tak. Zrób to jeszcze raz – poprosił Dean ledwo słyszalnym szeptem.

Nie był zadowolony z tego, jak właśnie zabrzmiał jego głos. Niemęsko. To nawet nie był głos dorosłej kobiety, ale raczej spłoszonej nastolatki. Nie mógł jednak nic na niego poradzić. Kiedy Cas był tak blisko niego, zawsze sprawiał, że Dean czuł się jak licealista przy swojej sympatii. Wystarczyło jego intensywne spojrzenie, żeby serce w jego piersiach na moment się zatrzymało.

Teraz jednak uderzało silnie i szybko, jak głodny lew w zbyt małej klatce. Prawdopodobnie dlatego, że nie widział tych intensywnych tęczówek w kolorze letniego nieba przed burzą.

Tak bardzo nie chciał, aby Cas znowu zaczął się odsuwać po serii kilku słodkich, ale krótkich pocałunków. Postanowił więc przełamać paraliżujący strach i w końcu podniósł zesztywniałe dłonie, aby zacisnąć je na połach beżowego prochowca. Pod palcami czuł krople wody, w jaką przemienił się śnieg. Delikatnie uchylił też usta i pozwolił im dopasować się do ruchu warg anioła.

Całowanie Casa było takie... dobre. Takie właściwe.

Aksamitne wnętrze jego ust sprawiało, że strach stawał się coraz mniejszy.

Chociaż Dean był cholernie zdenerwowany, to było pozytywne zdenerwowanie. Nigdy nie czuł się w ten sposób: ani podczas pierwszego pocałunku ani podczas pierwszego razu.

Jakby w końcu robił to, co powinien.

Chociaż to paradoksalne – czy powinien całować drugiego faceta? Czy powinien całować anioła bożego w naczyniu faceta?

Odpowiedź na obydwa pytania brzmiała "nie", ale... to był Cas.

Łączyła ich wyjątkowa więź, dlaczego więc nie mieliby wnieść jej na nowy poziom?

Oddawanie pocałunku zostało najwidoczniej zauważone przez anioła, bowiem jeszcze bardziej zbliżył się do łowcy, a jego dłonie zaskakująco szybko znalazły się na plecach mężczyzny pod koszulką. Takie chłodne i jednocześnie upewniające, że rzeczywiście wszystko było w porządku.

Wszystko oprócz zimnej wody z kawałkami lodu, spływającej z płaszcza na odkryty brzuch Deana. Nie przerywając pocałunku, zaczął zsuwać Casowi płaszcz i marynarkę z ramion. Chodziło mu tylko o pozbycie się lodowatej wilgoci, ale anioł wziął ten gest za sygnał do przyspieszenia rozwoju sytuacji. Kiedy już wyswobodził się z przemoczonego okrycia, zdjął skórzaną kurtkę z Deana i popchnął mężczyznę w stronę łóżka.

Zaskoczony nieco łowca klapnął na miękki materac, a z jego gardła wyrwał się stłumiony jęk, kiedy Cas usiadł mu okrakiem na kolanach. Taki chętny. Taki zdecydowany.

Dean wyobrażał sobie, że ich rozmowa będzie znacznie dłuższa. Że nie będą wiedzieć, czy powinni zdecydować się na... to. Cokolwiek właśnie robili.

Pewność siebie Casa niemal całkowicie usunęła zdenerwowanie Winchestera. Skoro tak chętnie go całował i dotykał jego torsu pod koszulką, a Deanowi tak bardzo się to podobało, nie było żadnego powodu do strachu. Zaczął więc lekko drżącymi palcami rozpinać śnieżnobiałą koszulę anioła, a potem zsunął się pocałunkami w dół jego szyi. Musiał jednak przerwać, aby zdjąć swoją koszulkę i pozwolić Casowi na oddanie tej samej pieszczoty.

Nagle jednak anioł popchnął Deana, aby położył się na łóżku, a sam zaczął rozpinać klamrę jego paska.

Widok z tej pozycji był niesamowity: Cas miał zaczerwienione usta i szyję, a źrenice – zauważalnie rozszerzone. Był jeszcze przystojniejszy niż zwykle. Z wilgotnymi włosami górował nad łowcą i starał się jak najszybciej pozbyć jego spodni.


Koniec.


Jeśli udało Ci się przeczytać wszystko – bardzo mi miło! Zostaw po sobie komentarz albo gwiazdkę ^^

Myślałam o krótkim sequelu do tego ff, z chęcią poznam Twoje zdanie na temat, czy powinnam przygotować taką one-shotową kontynuację.


Spotkajmy się pośrodku ❣ DESTIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz