Im więcej czasu spędzał z Deanem, tym bardziej zauważał, że budzą się w nim uczucia, których nigdy nie czuł. Których z pewnością nie powinien nigdy czuć jako boży wojownik.
Na wpół świadomie szukał dotyku mężczyzny.
Czasami specjalnie podczas nauki jazdy samochodem niepoprawnie trzymał kierownicę, aby Dean sięgnął do jego dłoni i poprawił ich położenie. Mógł też przelotnie dotknąć jego kolan, aby przyhamował, kiedy ten za bardzo się rozpędzał. Wbrew zapewnieniom łowcy, nauka szła Castielowi trochę opornie, dlatego potrzebował kogoś, kto wyjaśni mu wszystko krok po kroku. Dean zawsze robił to spokojnie, jakby taki dotyk przychodził mu bardzo naturalnie.
Lekcje jazdy samochodem były jednak tylko cząstką ich spędzanych razem chwil. Jakaś nieznana siła popychała więc Castiela, aby szukał innych okazji do dotknięcia Winchestera. Zaczął więc poklepywać go pomiędzy łopatkami od czasu do czasu. W końcu widział, jak bracia robili to sobie nawzajem i nikt jakoś nie reagował krzykiem. Dean czasem w ten właśnie sposób kończył ich rozmowy albo lekcje jazdy.
To były tylko plecy, ale każdy dotyk sprawiał Castielowi ogromną przyjemność.
Chciał wtedy krzyczeć głośno z radości, jednak na jego ustach pojawiał się tylko lekki uśmiech, dokładnie tak, jak na ustach Deana.
Mimo tego, wciąż było mu mało.
Mężczyzna przyciągał go jak magnes – jak Castiel mógł go dotykać, nie wzbudzając podejrzeń?
Pewnego dnia towarzyszył braciom podczas śniadania.
– ... pojedziemy tam, wypytamy o zaginioną siostrę, a ty Cas, rozejrzysz się po mieszkaniu – planował Sam nad wielką miską sałatki. – Musisz jeszcze popracować nad swoim agentem FBI.
Na te słowa Castiel zrobił niepocieszoną minę. Chciał im pomagać, ale jak mógł to robić, skoro krytykowali jego technikę?
– Fakt, agent FBI z ciebie średni, ale zły glina – genialny! – wyszczerzył się Dean. Jego uwaga poprawiła aniołowi humor. – Jesteś naszą tajną bronią.
Zauważył, że Dean sięgał właśnie po sól do swojej jajecznicy z bekonem, więc w przypływie odwagi Castiel wziął solniczkę, aby mu ją podać. Być może miałby okazję, aby dotknąć przelotnie jego dłoni.
Kiedy mężczyzna zauważył ten gest, uśmiechnął się, ale w momencie chwytania solniczki ich palce otarły się o siebie i szklany pojemniczek z trzaskiem wylądował na stole, rozsypując dookoła białe kryształki.
– Ciamajdy z was – pokręcił głową Sam.
– Przepraszam – powiedział Castiel, nie patrząc na Deana i szybko starł sól na pusty talerzyk.
Miał wrażenie, że pomiędzy ich ciałami przeskoczył jakiś ładunek elektryczny, który dziwnie go sparaliżował i zamiast podać mężczyźnie sól, upuścił ją.
– Przerzuć szczyptę przez lewe ramię, szybko! – poradził Dean, na co Cas obejrzał się na stolik za plecami.
– Po co ?
– Żeby zatrzymać zły urok – mężczyzna z uśmiechem wstał i podszedł do kelnerki, aby poprosić ją o sprzątnięcie blatu. Kiedy to robił, przejechał dłonią po ramionach Castiela.
Mimo że jego dotyk posłał dreszcze wzdłuż ciała anioła i ten musiał bardzo starać się, aby nie zadrżeć w obecności Sama, chciał więcej.
Jakby Dean był ogniem, a on sam zagubioną w ciemności ćmą.
Chciał przejechać koniuszkiem palca po piegach na policzkach Deana, zahaczając o długie rzęsy. Obwieść dotykiem krawędzie jego ust. Poznać fakturę jego języka. Poczuć na swoim policzku szorstkość krótkiego zarostu. Przyłożyć ucho do jego klatki piersiowej i wsłuchać się w równy rytm jego serca. Poczuć na języku smak jego szyi. Poznać zapach w zagłębieniach obojczyków i łokci. Sprawdzić, jak miękkie są włosy pomiędzy jego nogami. Jak sprężyste mięśnie ramion, pośladków i klatki piersiowej.
Chciał jak najmocniej przycisnąć swoje nagie ciało do jego.
Poczuć to ciepło, którym emitował, na swojej bladej skórze.
Wchłonąć go i zawsze mieć przy sobie. Bezpiecznego, z daleka od potworów i innych ludzi.
Mieć Deana tylko dla siebie.
CZYTASZ
Spotkajmy się pośrodku ❣ DESTIEL
Hayran KurguAnioł, który boi się upadku, popełnia siedem grzechów. Człowiek, który boi się latania, zdobywa siedem cnót. Razem spotykają się pośrodku.