Rozdział 4

20 7 6
                                    

Eleanor's POV:

- Błagam przestań już, bo zaraz pożałuje, że się zgodziłam - jęknęłam, kiedy Rachel ochoczo namawiała mnie do założenia kolejnej stylizacji, którą dla mnie wymyśliła.

- Musisz ładnie wyglądać - powiedziała, idąc do mnie z uśmiechem z kolejnymi wieszakami.

- Ale nie muszę się stroić! - skarżyłam się, rzucając plecami na miękkie łóżko, w których poduszkach od razu się zatopiłam, rozkoszując się przyjemnym zapachem świeżo wypranej pościeli.

Przymknęłam oczy, odcinając od nacisków blondynki na kolejne przymiarki. Słyszałam słowa dziewczyny, ale żadne do mnie nie docierało. Nie miało znaczenia. Zastanawiałam się, nad decyzją jaką podjęłam, nie wiedziałam, czy w ogóle była ona słuszna. Rachel strasznie naciskała, by iść na te urodziny Camerona, ale jakoś nie byłam do tego zbytnio przekonana. Niestety złamałam się po kolejnej godzinie błagań ze strony blondynki i liczyłam, że czas spokojnie i szybko zleci a my znajdziemy się z powrotem w jej domu.

Na imprezach Harrisona nigdy nie było spokojnie. Jedni uważali to za zaletę. W końcu zawsze dużo się działo, co dawało potem tematy do rozmów, powodowało czasami nawet drastyczne zmiany w czyjejś reputacji a ujmując w skrócie - nigdy nie było nudno. Lecz niektórym nie do końca to odpowiadało. Bali się, że to oni padną ofiarą i znajdą się na językach wszystkich. Zawsze istniało ryzyko, że coś się wydarzy, a mimo wszystko jego przyjęcia cieszyły się ogromną popularnością i większość tylko marzyła, by na nich się znaleźć. 

Mnie zaprosił sam Cameron, ale nie byłam przekonana, czy jest się czym chwalić. Dalej nie potrafiłam rozgryźć bruneta i zrozumieć jego prawdziwych intencji. Może nie chodziło tutaj o nic szczególnego i było to zwykłe zaproszenie z uprzejmości - Harrison zawsze robił duże imprezy i zapraszał tych, z którymi kiedykolwiek rozmawiał. Więc nie wyróżniałam się niczym szczególnym. Ale z drugiej strony chłopak strasznie wczoraj nalegał.

Bo przecież gdyby go to nie obchodziło nie zrobiłoby na nim różnicy to, czy miałby jednego gościa mniej. 

Zerwałam się do siadu w momencie, gdy coś uderzyło w moją twarz. Gwałtownie otworzyłam oczy, a pierwszym co zobaczyłam, była zadowolona z siebie dziewczyna.

- Pojebało Cię? - zapytałam, wyrywając roześmianej dziewczynie z rąk poduszkę i oddałam jej uderzenie zdecydowanie mocniej, na co tylko się skrzywiła.

- Mnie nie. Ale Ciebie zdecydowanie - wytknęła mi, łapiąc za moje ręce i zmuszając, żebym wstała, na co niechętnie przystałam. - Za dwie godziny mamy taksówkę a jesteśmy totalnie nie ogarnięte! - kontynuowała ciągnąc mnie w stronę swojej toaletki, przy której mnie posadziła.

- Ale to tylko głupia impreza - przypomniałam jej, przewracając oczami, gdy blondynka wyjmowała z szufladek odpowiednie kosmetyki.

- Elea dawno nigdzie razem nie wychodziłyśmy. Pozwól mi zrobić cię na bóstwo, a później nie opieraj się przed tym żebyśmy mogły się świetnie zabawić - mówiła spokojnie blondynka, kucając przede mną, a gdy skończyła posłała mi uśmiech, któremu nigdy nie dało się odmówić.

Czasami uważałam, że dziewczyna była czarownicą, bo potrafiła być tak czarująca swoją osobą, że zupełnie nikt nie umiał jej się oprzeć.

- Dobrze - odpowiedziałam po chwili, wywołując entuzjazm przyjaciółki, która od razu zabrała się za realizowanie swojej wizji.

- Wyglądasz cudownie -podsumowała dziewczyna, oceniając swoją pracę, gdy obie stałyśmy przed dużym lustrem. Uśmiechnęłam się na jej słowa i przyjrzałam się swojemu odbiciu.

THE FATEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz