Rozdział 5

21 7 4
                                    

Eleanor's POV:

Z każdą sekundą czułam coraz mocniejsze bicie mojego serca. Wydawało mi się, że zaraz wypadnie mi ono z piersi. Nasłuchiwałam każdy odgłos, który byłam w stanie wyłapać. Ktoś kłócił się z policją, ciągle słyszałam czyjeś kroki. Czasem niebezpiecznie blisko, a wtedy przestawałam oddychać, na wypadek jakby ktoś miał to usłyszeć. Choć wydawało mi się, że moje serce wali już wystarczająco głośno, by zdradzić moją kryjówkę.

Nie chciałam, żeby mnie znaleźli. Nie chciałam mieć problemu i być powiązana z tym, co leżało w woreczkach pod moimi nogami. Nawet na to nie patrzyłam. Siedziałam na zimnej podłodze otulając podkurczone nogi rękoma i czekałam.

Wydawało mi się, że minęły godziny, choć tak naprawdę nie minęła nawet jedna, gdy wszystko w końcu ucichło, przynosząc mi upragnioną ciszę. Odczekałam dla pewności jeszcze kilkanaście minut, by nie okazało się, że to tylko pułapka zastawiona na mnie a ja byłam najzwyklejszą zwierzyną, która miała do niej wpaść. 

W końcu mogli wiedzieć, gdzie byłam.

Z  bijącym sercem położyłam dłonie na klapie, by po chwili popchnąć ją do góry i otworzyć wyjście.

Cisza. Nic się nie stało.

Nabrałam głośniej powietrza i podniosłam worek z podłogi, do którego były powrzucane mniejsze z tabletkami lub z proszkiem. Nie wiedziałam po co komu takie gówno, które nawet nic dobrego nie powoduje, ale nie miałam ochoty o tym myśleć. Chciałam to tylko wyrzucić i zapomnieć. Powoli wyszłam, rozglądając się nerwowo wokół. Stawiałam po cichu kolejne kroki, aż znalazłam się w salonie. Podeszłam do okna i odsłoniłam zasłonę. Odetchnęłam z ulgą, gdy nie dostrzegłam tam żadnego samochodu.

- Przecież ja go zabije - powiedziałam cicho, w myślach już wyobrażając sobie jak skończy Harrison.

Przyłożyłam rękę do drżącego serca, by nieco je uspokoić i rozejrzałam się po całkowicie zdemolowanym pomieszczeniu. Szukali narkotyków. Ale nigdy ich nie znaleźli. Wszystkie szuflady były przejrzane, a niektóre rzeczy z nich porozrzucane po podłodze. Poduszki też walały się gdzieś po dywanie. W innych pomieszczeniach nie było lepiej, każde wydawało się być przeszukiwane.

Złapałam za telefon i odczytałam wiadomość od Rachel, bo wcześniej bałam się nawet odpalić urządzenie, że ściągnie ono do mnie policjantów.

Od Rachel:

Przyjedziemy po Ciebie z Liamem jak wyjdą

Wszystko okej?

Eleanor, odpisz.

Wciągnęłam nerwowo powietrze widząc ile minut minęło od pierwszej wiadomości. Dziewczyna musiała się nieźle martwić, bo poza wiadomościami miałam jeszcze kilka nieodebranych połączeń.

Do Rachel:

Wyszli. Możecie przyjechać

Zablokowałam telefon i schowałam go do torebki. Chciałam już wyjść z tego domu, ale miałam do załatwienia jeszcze jedno zadanie. Sprawdzałam każde pomieszczenie po kolei, chcąc jak najszybciej znaleźć łazienkę. W końcu pociągnęłam za odpowiednią klamkę i weszłam do środka. Łazienka była w marmurowym stylu, ale nie miałam czasu ani ochoty, by podziwiać jak śliczna była. Otworzyłam toaletę i złapałam za woreczki. Z obrzydzeniem w oczach spojrzałam na zawartość i zaczęłam wysypywać wszystko po kolei, co chwilę nerwowo spoglądając na drzwi, jakby ktoś zaraz miał się w nich pojawić.

Spłukałam właśnie dobre kilka tysięcy do kanalizacji, ale totalnie się tym nie przejęłam. Choć za te pieniądze spokojnie mogłabym pojechać na jakieś całkiem niezłe wakacje. Odetchnęłam z ulgą. 

THE FATEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz