Rozdział 6

31 5 7
                                    

Eleanor's POV:

Wsłuchiwałam się w ciche uderzenia podeszw moich butów o podłogę. Siedziałam na ławce w niewielkim korytarzu, opierając głowę na dłoniach, których ramiona zgięłam na udach. Ze znudzeniem czekałam na dalszy rozwój sytuacji, bo od kiedy Archie dołączył do gabinetu dyrektora nie działo się kompletnie nic. 

Wtedy jak na zawołanie usłyszałam kroki dobiegające z jednego końca korytarza. Szybko przekręciłam głowę, by ujrzeć mężczyznę zmierzającego w moim kierunku. Miał ciemnobrązowe włosy i tego samego koloru krótką brodę. Jego kroki były pewne i każdy z nich uwydatniał jego czarny garnitur, który pasował na niego idealnie. Szyty na miarę. Na nadgarstku błyszczał mu złoty zegarek podczas gdy drugą dłoń miał zaciśniętą na brzegu swojej marynarki tuż przy piersi. Mężczyzna wyminął mnie, jakby nawet mnie nie zauważając po czym skręcił w korytarz obok by zaraz dołączyć do gabinetu dyrektora.

To był Mason Harrison.

Wzdrygnęłam się, gdy tylko mężczyzna zniknął, bo jedyne, co po sobie zostawiał to ogromny chłód. Ale nie dało się zaprzeczyć, że ojciec Camerona wręcz emanował bogactwem i klasą, o czym mówił każdy jego krok. 

Mimo tego cieszyłam się, że mężczyzna zniknął tak szybko jak się pojawił.

Po kilku minutach usłyszałam, jak drzwi ponownie się otwierają a ze środka ktoś wychodzi.

- Wyglądasz z tym okiem żałośnie - usłyszałam mocny, nieco barczysty ton i szybko domyśliłam się, do kogo mógł on należeć. - Ale muszę przyznać, że on wygląda gorzej.

- Zasłużył - odpowiedział ojcu krótko Cameron.

- Owszem. Ale nic by się nie wydarzyło, gdybyś nie był takim głupcem. Nie tak cię wychowałem i mam nadzieję, że to już się nigdy więcej nie powtórzy - odparł ostro mężczyzna.

Zmarszczyłam lekko brwi, podnosząc się po cichu z ławki i podeszłam bliżej skrętu w korytarz, w którym rozmawiali. Delikatnie wyjrzałam zza rogu i z satysfakcją dostrzegłam, że oboje stoją bokiem do mnie, więc żaden nie był w stanie mnie zauważyć. I dobrze, bo moje zachowanie nie było zbytnio odpowiednie. 

- Jasne - rzucił jakby od niechcenia chłopak. - Oddaj mi kartę - dodał.

- Pamiętaj, że masz dzisiaj jeszcze jedno zadanie - odpowiedział starszy Harrison i podał synowi kartę, o której ten wspomniał.

Nic nie zrozumiałam, gdy ojciec podał Cameronowi kartę kredytową. Dlaczego to zrobił? Skoro nie miało to najmniejszego sensu. Nie wiedziałam, czy on mu ją zabrał, czy dał nową, czy o co tu do cholery chodziło. I dlaczego teraz, gdy młody Harrison pobił się w szkole z Archiem i oboje mieli ponieść za to konsekwencje.

Wtedy zdałam sobie sprawę, że przecież Cameron nie poniesie żadnych konsekwencji, bo jego ojciec na pewno przekupił już dyrektora odpowiednio wypchaną kopertą. A jedyną osobą, która na tym ucierpi - i nie tylko fizycznie z powodu rozwalonej twarzy - jest Archie, którego pewnie zawieszą.

Dlaczego Harrisonowie muszą sprowadzać problemy na wszystkich wokół, a nie na siebie, choć sami je powodują? Sama o mało nie zapłaciłam za chronienie jednego z nich. A Jake zasiał we mnie duże wątpliwości, czy oby to, że nic więcej się wtedy nie wydarzyło nie było zwykłym przypadkiem, a gdyby nie on mogłabym skończyć dużo gorzej.

- Jasne - powtórzył się Cameron i wtedy jego wzrok padł prosto na mnie.

Chłopak tak szybko odwrócił wzrok, że nie byłam wstanie nawet mrugnąć, a co dopiero schować się za róg. Posłałam mu głupi, słaby uśmiech, by jakkolwiek obronić się przed faktem, że podsłuchiwałam.

THE FATEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz