Dzwonek zadzwonił informując o kończącym się dniu szkolnym. Wyszłam z klasy byłam zdezorientowana całą sytuacją z Taylor'em i Neil'em. Kompletnie nie wiedziałam co zrobić. Podczas powrotu do domu ciągle myślałam o nich jak rozwiązać coś czego nie wiem.
Wróciłam do domu, brat siedział na kanapie w salonie i oglądał jakiś film nawet nie zauważyłam jaki. Niestety zauważył, że wchodzę.
-Ej widziałaś może swojego chłopaka, bo wychodził myślałem, że po ciebie poszedł.- Nawet nie usłyszałam tego co do mnie mówi.
-Halo panno droga odpowiedz jak się pytam, a nie unikasz rozmowy.-Nagle poczułam, że moje policzki są mokre, płakałam. Tyle razy już płakałam miałam dość.
-Ej czemu płaczesz siostra?- Kai podbiegł do mnie, pytał się co się stało jedynie co chciałam teraz to spokoju. Poszłam do pokoju i położyłam do łóżka, miałam serdecznie dość. Nagle usłyszałam dzwonek, bałam się, że będzie jak w śnie, że znowu do domu wjedzie na czarna postać. Wiedziałam, iż kiedy opowiadałam Neil'owi o tym śnie wiedział sporo jego mina tak mówiła ale bałam się spytać co on znaczy. Nikt nie otwierał znaczyło to, że mój brat jest zajęty, a dzwonienie nie przestawało. W końcu zeszłam na dół przykryta ciągle kołdrą.
-Dobra dobra już ideee.- Odpowiedziałam osobie która stała za drzwiami domu.
Otworzyłam drzwi za nimi stał Taylor. Wyglądał dość dziwnie był cały blady. Powiedziałam aby wszedł. Chyba mnie nie usłyszał, więc jeszcze raz powiedział żeby wszedł. Nic nie podziała wzięłam go za rękę i lekko pociągnęłam. Taylor spadł na ziemie. Zrobił się wielki huk. Nie ruszał się nie wiedziałam co zrobić. Za jego koszulki było widać linie, tą samą tak jak w śnie. Natychmiast wzięłam nóż z kuchni i pędem rozcięłam mu tą koszulkę. Tak jak się spodziewał ten znak był identyczny. Sprawdziłam czy oddycha, na szczęście oddychał lecz słabo. Wyjęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam po karetkę. Bałam się, że nie przyjadą na czas aby go uratować. Kiedy karetka przyjechała, zabrała szybko Taylor'a i odjechała. Nie pozwolili mi z nim jechać przez to, iż nie jestem jego rodziną. No cóż mówi się trudno. Przez jakiś czas jeszcze patrzyłam się jak odjeżdża w karetce chłopak, który jest jako jedyny mi w szkole. Chciałam wejść do domu gdy zauważyłam zza krzaków postać w masce. Natychmiast wbiegłam do domu i zamknęłam drzwi.
-Ale ja głupia może to jakiś dzieciak.- Często myślałam głośno to był przykład tego. Otworzyłam wszystkie zamki i drzwi, nikogo tam nie było. Zaraz zauważyłam, że pod garaż podjeżdża Kai. Pobiegłam do niego i powiedziałam abyśmy pojechali do szpitala. Był zdezorientowany tym lecz po drodze mu szybko wyjaśniłam. Nie mamy w miasteczku wiele szpitali, w sumie mamy tylko jeden więc było łatwo znaleźć. Wbiegłam do szpitala szukając sali z Taylorem, nie dawno się dowiedziałam, że był żydowskiego pochodzenia. To akurat mocno mnie zdziwiło bo nie wyglądał na takiego. W końcu znalazłam lekarza.
-Przepraszam! Przepraszam!- Krzyknęłam.
-Tak? Coś się stało?- Zapytał mnie lekarz.
-Wie może pan gdzie leży Taylor Smihw?- Trochę się bałam pytać lekarza o to.
-Na karcie mi pisze że....-
-Co że?- Coraz bardziej się bałam.
-Nie żyje...- W tej chwili moje życie się zawaliło. Nie mogłam uwierzyć, że on serio nie żyje. Zaraz brat mnie zauważył omal znów mi łzy nie leciały. On już też się dowiedział. Przytulił mnie.
-Choć wróćmy do domu nic tu po nas...- Nie chciałam go słuchać i natychmiast wwysłizgnełam się z jego uścisku. Nie wierzyłam w to co się stało. Wybiegłam z szpitala nie patrząc gdzie biegnę. Najpierw rodzice zginęli w wypadku samochodowym potem gdzieś Neil znikł następnie Taylor nie żyje , dlaczego mnie to spotyka.