54.

38 3 1
                                    

- Matko, ona chyba naprawdę nie chce rodzeństwa. - odezwał się zdyszany Martin, który to położył się wreszcie zmachany. Charlie przekręciła się na plecy i zaśmiała. Ledwie przed chwilą mała Alex rozpłakała się jednak kobieta nie zamierzała wypuścić męża dopóki nie skończy.

- Ona jest po prostu wredna.- podsumowała i zaraz zobaczyła jak ten wciąga spodenki na tyłek.

- Zajrzę do niej a ty leż. Nogi w górę. - zarządził i wyszedł odprowadzony śmiechem żony.

Charlie przekręciła się nieco i zarzuciła nogi na ścianę. Nie wiedziała czy to akurat naprawdę pomagało w zajściu w ciążę ale zamierzała próbować wszystkiego zwłaszcza, że jej magiczny kalendarz mówił jasno, że dzisiaj powinni próbować wyjątkowo mocno.

Tak leżała i myślała i doszła do wniosku, że musi ogolić nogi. Może i Martinowi to nie przeszkadzało ale chciała założyć jutro sukienkę. Zresztą, był środek lata, zimowe futro musiało zniknąć bo prasa nigdy by jej tego nie wybaczyła. Nienawidziła tego.

Nie tak długo później wrócił do niej Martin, po tym jak przewinął córkę a ta znowu poszła spać. Zobaczył jednak, że z jego żoną coś się stało. Kilka łez leciało jej po twarzy i nie rozumiał tego.

- Charlie? Co się stało?- spytał wystraszony. Ta otarła oczy i usiadła, zakrywając się nieco.

- Nic. Naprawdę.

- Czemu płaczesz?- pytał dalej. Charlie była świadoma, że to go najpewniej zrani ale sądziła, że powinien wiedzieć.

- Po prostu przypomniało mi się jak staraliśmy się z Rossem o dziecko. - odparła jednak on dalej do końca nie rozumiał.

- Nie musimy tego robić.

- Nie, nie. To nie to.

- A co?- spytał, mając wrażenie, że jest idiotą i nic nie rozumiał.

- Wtedy miałam ochotę wyć, wręcz rzygać gdy czułam co we mnie zostawiał. Błagałam nawet nie wiem kogo, żebym nie zaszła. Nie chciałam dziecka, nie z nim. Pamiętam jak darł się na mnie jeżeli nie leżałam tak przez dłuższy czas po wszystkim. Pilnował mnie, nie pozwalał się ruszyć a jak miałam tyłek zbyt nisko, to znowu się darł i mną szarpał. - wyjaśniła i zobaczyła, że jej słowa naprawdę zraniły Martina. Nie tyle co dlatego, że wspomniała Rossa. Wiedział, że jeszcze nie raz da o sobie znać. Dobijało go, że ten człowiek niszczył ją praktycznie w każdym aspekcie.

- Czy..  Czy ze mną.. Czy ze mną chociaż raz się tak poczułaś?- spytał cicho. Charlie szybko pokręciła głową i chwyciła go za rękę.

- Nigdy. Za każdym razem liczę, że jednak to będzie to, że twoi chłopcy trafią tam gdzie powinni. - odparła, chcąc go nieco rozbawić, bez efektów. Nadal wyglądał na smutnego.

- Jeżeli kiedykolwiek będziesz czuła, że coś jest nie tak..

- Od razu ci o tym powiem. - przerwała mu.

- Tak długo jak zostawiasz wszystko we mnie a nie na moich plecach..

- Charlie!- jęknął i zobaczył i zobaczył jak parsknęła śmiechem widząc jego zażenowanie.

- Nadal nie wiem jakim cudem to zrobiłeś..

- Charlotte!- uniósł się i zaraz przyciągnął ją do siebie, z głośnym piskiem żony.

- Nie nazywaj mnie tak. - Mruknęła ale dalej się uśmiechała.

- To nie wypominaj mi mojej wpadki.

- To nie była wpadka. Po prostu wypadłeś nie tyle co z rytmu ale ze mnie, gdy byłeś z tyłu i..

- Charlie!- jęknął i zamknął jej usta pocałunkiem.

Charlotte IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz