Rozdział 1 - Lojalny

77 9 5
                                    

Tamtego dnia postanowiliśmy nieco się dotlenić. Z racji, że był to czerwiec, wieczory były naprawdę ciepłe. Zwyczajny spacer przerodził się w długie rozmowy i śmiechy, które końcowo zmęczyły nas na tyle, że usiedliśmy na wzgórku, z którego rozciągał się piękny widok na łąki. 

Kwiaty kołysały się wolno, cykady tworzyły niesamowitą melodie dla uszu, a pomarańczowe łuny światła rzucały blask na naszą dwójkę. Wyglądał tak pięknie, był idealny. 

- Myślałeś, że ananasy rosną na drzewach? - zapytał, śmiejąc się głośno, jego śmiech rozbrzmiewał w moich uszach, tak łagodnie i delikatnie. 

- Skąd mogłem wiedzieć, Lou. Wiem tyle, że mi bardzo smakują. Tyle mi wystarczy do szczęścia. - zaśmiałem się udając, że wcale nie boli mnie to, że czasem bywam nieco głupi, że nie wiem wielu rzeczy. Nie pozyskiwałem wiedzy, nigdy nie byłem ciekawy tylu rzeczy co on, sam nie wiem czemu. Możliwe, że moja głupota mi nie przeszkadzała. Odkąd pojawił się w moim życiu, potrzebowałem jedynie jego do szczęścia. 

- Tylko tyle? - zapytał zawiedziony, wypinając dumnie pierś do przodu, już bardziej nie dało się zaprezentować swojej osoby jako odpowiedź. Blask zachodzącego słońca oświetlał profil jego twarzy, błękitne tęczówki iskrzyły niczym gwiazdy, które byłem pewny, że niedługo się pojawią. 

- Przecież wiesz. - zarumieniłem się sowicie, spuszczając głowę, byłem pewny, że w tym świetle nie przegapił tego, nigdy tego nie robił, zawsze widział. 

- Oh Hazz, wiem, że jestem twoim ulubionym przyjacielem, to nie do podważenia. - uśmiechnął się przebiegle, pokazując równy rząd zębów. Przysunął się bliżej i objął mnie swoim ramieniem, na co od razu zareagowałem podnosząc głowę. 

- Właściwie to jedynym, Lou, jedynym. - wyspałem gdzieś w jego pierś, ponownie schowałem głowę na wysokości jego klatki, wtulając się w nią. Serce mi biło jak szalone, o mało co nie wyrywając się z piersi. 

- Harry, popatrz na mnie. - powiedział poważnie, unosząc mój podbródek, uniosłem go, szybko nakierowując wzrok na jego piękne jadeitowe tęczówki, które mnie pochłonęły bezpowrotnie, dopiero po chwili zacząłem wyłapywać pojedyncze słowa, które wypowiadał, a po kolejnych sekundach zdania. -..., dlatego jesteś niezwykły. Nie zapominaj o tym, proszę. Zasługujesz na wiele więcej. - powiedział, kończąc długi monolog, w który zawsze wpadał, gdy mój humor nieco upadał. 

Nigdy nie miałem przyjaciół. Rzadko wychodziłem z domu, gdzie indziej niż do szkoły. Było mi z tego powodu przykro, czułem się gorszy od innych, do momentu, gdy pojawił się on. 

Państwo Tomlinson wprowadzili się do naszego sąsiedztwa naprzeciwko w połowie listopada, w tamtym roku. Louis nikogo nie znał, a ja jako ten, który bał się wszystkiego i nie radził sobie z relacjami, nie odważyłem się mu nawet pomóc w nowej szkole. 

Jego pierwszego dnia, unikałem go jak ognia, bojąc się zwyczajnie nowych relacji. Dopóki sam do mnie nie podszedł, pytając się o właściwą klasę. Od tamtej pory staliśmy się nierozłączni, był taki lojalny wobec mnie, zawsze siadał ze mną w ławce, pomagał przy zrozumieniu materiału na lekcjach, wspierał. Po prostu był, to wystarczało. 

Forever || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz