Prolog (chyba)

269 13 4
                                    

-Kur*a, Bjushee... - stęknąłem z poirytowaniem widząc, jak Ania robi coś na laptopie i wcina kanapkę z talerza na biurku nie używając rąk. -Czy ty możesz jeść normalnie?
-Bede żryć jak chce! -odpowiedziała z kępką jedzenia w buzi. Na kanapie obok siedział profcio, który jadł zupkę chińską łyżką, bo nie było czystych widelców. Postanowiłem tego nie komentować.

Wtedy usłyszałem jak ktoś wszedł do pokoju i odwróciłem się. Był to Bugi i Oskar, który przyniósł sobie kebaba i nawiazując ze mną celny, głęboki kontakt wzrokowy, wgryzł się w niego najseksowniej jak potrafił. Gdyby tego było mało, Bugi wyjął z buzi hot-doga i zaczął kibicować Oskarowi i wydawać przy tym odgłosy jakby dochodził.
-Oo tak, wgryź się. Poczuj to~ Wgrrryź się w tego kebaba. Mmmm, zobacz jaki on jest soczysty!

Nic dodać, nic ująć. Na nagrywkach wyglada to dokładnie tak samo.

Ale powoli. Co tu się właściwie dzieje? A no dzieje się to, że razem z ekipą „pokoju wytrzeźwień" postanowiliśmy wyjechać na krótkie wakacje. Podczas jednej z nagrywek z rozmów przypadkowo wyniknęło, że większość ma wolne w podobnych dniach i można by gdzieś wyskoczyć. I tak oto wylądowaliśmy na Mazurach, w skromnym hoteliku, który przypominał raczej duży dom z pokojami na wynajem niż hotel.

Była akurat pora obiadu, a raczej taka pora, kiedy wszyscy jednomyślnie stwierdzili, że są głodni. W hotelu podawane było tylko śniadanie, więc część poszła po jedzenie do foodtrucków przed hotelem, reszta coś sobie przygotowała w kuchni z przywiezionego prowiantu. Jedynie Marson, który jest leniwym siurem, zamówił sobie jedzenie z dowozem.

Ja i Szynszyla jako jedyni jedliśmy przy stole, używając rąk i sztućców jak normalni ludzie. Chcieliśmy po jedzeniu wziąć się do zwiedzania i nagrywek, ale czekaliśmy na Morka, który wybierał się do nas z Anglii. Cieszyłem się, ze wreszcie spotkamy się na żywo, ale mimo to coś mnie niepokoiło z tylu głowy.

-Wszystko okej, Dawid? W ogóle nie jesz. -szturchnęła mnie Alicja. Ocknąłem się ze swojego zamyślenia i pokiwałem głową.
-Tak, dzięki. Zastanawiam się tylko, kto odbierze Morka z lotniska. -Ala odłożyła widelec na stół i spojrzała na mnie.
-Przecież to nie cały kilometr drogi. Możemy się do niego przejść. Wszyscy albo kilku ochotników. -powiedziała.

W sumie pomysł niegłupi. Lotnisko jest niedaleko od naszego hotelu.
-Nie wiedziałem, że tak lubisz spacery.
-Kto powiedział, ze ja się zgłaszam na ochotnika? Ja tylko podsunęłam pomysł. -odparła i oboje zaczęliśmy się śmiać.

Po krótkim czasie do kuchni wbił Marson z telefonem. Jako iż został on wyznaczony jako organ ds. śledzenia podróży Morka na instagramie spodziewaliśmy się wieści właśnie na ten temat.
-Dostałem telefon właśnie od Pyszne, że nie przywiozą mi żarcia i ch*j, zwrot kasy.
-Co kur*a? -spytałem.
-No. Ale chamstwo. Teraz będę głodny.
-Marson, zrób sobie kanapkę. -odpowiedziała Szynszyla, zajęta swoim jedzeniem.
-Kanapki są dla słabych. W ogóle, Dawid? -wzrok Marsona utkwił na mnie.

-Idziesz ze mną po jedzenie?
-Nie możesz sam iść do foodtrucków?
-Nie, ja mam lepszy pomysł. Pójdziemy gdzieś indziej, gdzie mają lepsze jedzenie.
-Stać cię?
-Tak.
-To do czego ja ci jestem potrzebny?
-Bo ja się boje sam. -powiedział, znacznie ściszając ton głosu. Westchnąłem ciężko.
-A masz jakieś wieści o Morku chociaż? Chłop znaków życia nie daje.
-Aa, tak! Za 30 minut ma być w Polsce.
-To nie mogłeś tak odrazu? -już miałem zjechać Marsona, kiedy zza framugi wejścia do kuchni wyłonił się Bugi.

-Ej guys, gdzie idziecie?
-Po jedzenie!
-Chyba po Morka się wybieramy. -powiedziałem, myśląc sobie, że można już iść na to lotnisko, skoro pan gruźlik ma niedługo być.
-A zahaczycie o Żabkę?
-Ni...
-Tak! -przebił się Marson.
-Kur*a to idę z wami, czekajcie. -powiedział Bugi i cofnął się założyć buty. Znów tylko westchnąłem wiedząc, ze nie mam tu za wiele do powiedzenia.

Chciałem popytać resztę, czy są chętni odebrać Morka i iść z Marsonem po jedzenie, ale tu uznałem, że zrobimy im niespodziankę i przyprowadzimy Morka w tajemnicy. No więc poszliśmy sami, trzech muszkieterów, a Szynszyla dostała role, by nas kryć i gdyby ktoś pytał odpowiadać, że poszliśmy do miasta Marsona nakarmić.

Pokój wytrzeźwień THRILLEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz