Rozdział 3 - Wizje i omamy

76 4 0
                                    

W końcu. Pozbyłem się tych paskudnych papierów. W momencie, gdy karty wylądowały w śmietniku, poczułem chwilową ulgę. Jakbym wyciągał sobie drzazgę z palca. Po chwili jednak zrobiło mi się niedobrze. Skóra zaczęła mnie piec i kręciło mi się w głowie, jakbym miał reakcje alergiczną. Mieliśmy jeszcze pójść na wieczorne zwiedzanie, ale ja byłem już totalnie wykończony. Tu też uratował mnie Mork, który także był zmęczony po podróży, przeprosił wszystkich pięknie i ogłosił, że chciałby pójść spać. Ekipa zrozumiała i jednogłośnie zgodziła się, że mimo młodej jeszcze godziny, dzień dzisiejszy zakończymy. Mork poszedł do wyznaczonego mu pokoju i zasnął prawie odrazu. Ja też chciałem, żeby ten dzień się już skończył.

Poszedłem do łazienki się ogarnąć. Skończyło się na tym, że spędziłem tam z 20 minut, puściłem bełta do toalety, wziąłem szybki prysznic, a potem przez parę jeszcze minut próbowałem pozbyć się zapachu wymiotów, by niepokoić niepotrzebnie pozostałych. Niestety się nie udało i Marson, który wszedł zaraz po mnie do łazienki, odrazu poczuł zapach i złapał mnie wzrokiem, za nim zdążyłem uciec do pokoju.
-Dawid, rzygałeś? Wszystko okej?
-Źle się czuje. Chyba też po prostu się położę. -przyznałem, spoglądając na drzwi pokoju Bartka. Zwaliłem też wtedy winę, za moje kiepskie samopoczucie, na nieświeże jedzenie.
-Dobra, nie przemęczaj się. Weź sobie jakieś elektrolity. -powiedział i zamknął się w toalecie.

Skorzystałem z rady Marsona i poszedłem do kuchni. Ekipa już tam była i przygotowywała się do rozrywkowego wieczoru - rozkładali jakieś gry na stole i otwierali procenty, a ja tylko nalałem sobie szklankę wody, wrzuciłem do niej tabletkę i ulotniłem się. Reszta długo jeszcze nie spała; mieli dużo energii i dobrze się bawili do późna. Chciałem się bawić z nimi, ale czułem się totalnie wyprany z jakichkolwiek chęci do czegokolwiek.

I tak oto wróciliśmy do miejsca, z którego zaczął się ten dzień. Spojrzałem na śmietnik w rogu pokoju, w którym leżały podarte karty wróżki. Zacząłem mieć przez to lekką paranoję, więc gdy trochę bardziej się rozbudziłem, założyłem buty i pierwsze co zrobiłem to wyniosłem śmieci. Tak jak byłem ubrany w piżamę, tak wyszedłem na klatkę schodową z prawie pustym workiem na śmieci i wyrzuciłem go do kontenera na odpady na zewnątrz. Wysypałem zawartość jak konfetti i zamknąłem klapę.

Odwróciłem się na pięcie i już miałem iść do pokoju. Gdy miałem nadzieje, że to pomoże i w końcu trochę mi ulży, nagle moje uszy przeszył nieznośny głuchy wrzask, od którego miałem w głowie istne trzęsienie ziemi. Obraz przed oczyma zaczął się ściemniać i pulsować. Zakryłem uszy rękoma, zacisnąłem powieki, ale nic nie pomogło. Zrobiłem kilka kroków w tył, próbując uwolnić się od tego hałasu i nadepnąłem na leżące tam śmieci. Poczułem jak stawiam stopę na szklanej butelce, ale było już za późno. Butelka potoczyła się, a ja poślizgnąłem się na niej i upadłem prosto do kałuży. No oczywiście.
-Dawid! -usłyszałem jak ktoś krzyczy moje imię. Spojrzałem w okno na górze i zobaczyłem Bjushee, która po chwili odbiegła od okna w stronę klatki schodowej. Wtedy spostrzegłem jak świat dookoła mnie zaczął się zmieniać i wyglądać jak ten ze Stranger Things.

Wszystko się zmieniało - było czerwone, obślizgłe i nijakie. Na ziemi leżały jakby czarne korzenie, niebo było czerwone i kropiła z niego krew. Sam siedziałem nie w kałuży z wodą, ale w plamie lepkiej krwi, a budynek był zjedzony przez grzyba i rdzę. Wtedy zza drzwi do środka wydobył się ryk, po czym stanęła w nich...

Nie. Tylko nie ona.

Wróżbitka. Albo raczej jej demoniczna wersja. Miała swój, teraz podarty, ludowy strój, jej skóra się rozkładała, a oczy świeciły na żółto. Po chwili zaczęła do mnie biec. Miałem ochotę krzyczeć, ale totalnie zaschło mi w gardle. Nagle była przy mnie i trzymała mnie za ramiona. Chciałem wmówić sobie, ze nie jest prawdziwa, ale wyraźnie czułem na sobie jej dotyk.
-KARTY! Gdzie są?! Zostaw! Nie wyrzucaj! ZATRZYMAJ JE!- zaczęła wrzeszczeć i mną potrząsać. Próbowałem się od niej odpędzić i ją odepchnąć, ale wtedy...
-Dawid, hej! Wyluzuj! To tylko ja. -wszystko wróciło w mgnieniu oka do normy, a przede mną w miejscu staruszki, teraz stała Bjushee.

Pokój wytrzeźwień THRILLEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz