Jedna głupia osoba
„ Tworzysz wszystkie te mechanizmy obronne. Budujesz tę całą zbroję latami, żeby nic cię nie skrzywdziło. Wtedy jedna głupia osoba, nie różniąca się od żadnej innej głupiej osoby, wędruje do twojego głupiego życia..."
Pomimo zapewnień Harry'ego, że rozumie, dlaczego został odrzucony, Snape był pewien, iż mu nie uwierzył. Uśmiech Pottera wydawał się nigdy nie sięgać oczu i było to raczej oczywiste (dla każdego, kto chciał to dostrzec), iż wątpił w zainteresowanie Alana swoją osobą. Dlatego też, szatyn chciał zrobić dla przyjaciela coś specjalnego, coś, co mu udowodni, iż Severus (a raczej „Alan") naprawdę się o niego troszczy.
W Sylwestra Snape przekonał (nie, żeby musiał się bardzo wysilać) Gryfona, by towarzyszył mu w spacerze po szczycie Wieży Astronomicznej. Gdyby zostali w kwaterach Gryffindoru, również byliby sami, jednak Sev czuł, iż wymkniecie się na dach będzie bardziej zabawne (odmawiał myślenia „romantyczne").
Harry zgodził się i wpół do dwunastej ukryci pod peleryną niewidką zmierzali w kierunku wieży. Szatyn mgliście zauważył ironię sytuacji. Jako nauczyciel spędził dużo czasu, starając się przekonać chłopca do nie robienia rzeczy, do których właśnie go namówił.
Dobrze, może nie wszystkich, poprawił się Ślizgon. Mimo wszystko, miał przeczucie, iż brunet niezbyt często przekradał się na dach z chłopakami. Oczywiście, był taki czas w trakcie pierwszego roku Trójcy razem z panną Granger...
Potrząsając głową, skupił się na Harrym, który właśnie opierał się o balustradę i podziwiał widok.
- Tu jest pięknie – skomentował Potter.
Zdeterminowany, by nie pozwolić sobie na banały, Sev zgodził się, unikając patrzenia na towarzysza.
Stali w komfortowej ciszy przez kilka minut zanim Snape przemówił.
- Kiedy byłem mały, rodzicielka pozwalała mi siedzieć do późna w tę jedną noc w roku. To było wielkie wydarzenie dla osoby w moim wieku. Zawsze zasypiałem przed północą – opowiadał szatyn, przypominając sobie jedyne szczęśliwe wspomnienie z dzieciństwa. – Matka zawsze budziła mnie przed odliczaniem. I każdego roku, o północy pozwalała mi wypić łyk szkockiej.
Nie dodał, iż przez ten jeden haust raz na dwanaście miesięcy, będąc dzieckiem, stał się uzależniony od tego trunku podczas każdej przerwy świątecznej jako dorosły, gdy samotność była nie do wytrzymania. Powstrzymał się także od napomknięcia, że jest to pierwszy raz odkąd skończył pięć lat, kiedy nie miał w ustach szkockiej. I teraz, stojąc tu z Harrym, stwierdził, że wcale jej nie potrzebuje.
Przypominając sobie, iż rodzice Alana nie żyją, Harry ucieszył się, że Francuz poczuł się na tyle komfortowo, by tym się z nim podzielić. Jednakże, brunet wiedział, że nadeszła jego kolej na opowiedzenie sylwestrowej historii, a on nie miał żadnej. Jego jedyną tradycją z dzieciństwa było leżenie w komórce pod schodami i słuchanie bawiących się oraz śmiejących Dursley'ów. Ale przecież nie mógł tego powiedzieć koledze, prawda?
Severus wiedział, że Harry próbował zdecydować, czy się przed nim otworzyć, więc postanowił mu w tym pomóc.
- Co robiłeś w Sylwestra? – zapytał pewnie.
Gdy Alan zadał pytanie, Gryfon poczuł, iż nie potrafi skłamać.
- Nigdy nic nie robiłem – odparł szczerze. Chciał na tym zakończyć, jednak cos w spojrzeniu kolegi zmusiło go do kontynuowania. – Dursley'owie, moja ciotka, wuj i kuzyn, zawsze siedzieli do późna. Kupowali mnóstwo jedzenia i urządzali małe przyjęcie. Czasami przychodziło kilku kumpli Dudley'a, a kilka razy wuj Vernon zapraszał paru sąsiadów, ale tylko wtedy, gdy wyremontował pokój lub kupił cos nowego i chciał to pokazać.
Alan zmrużył oczy, nie spodobało mu się, że brunet pominął siebie w tej historii.
- A gdzie ty byłeś podczas tych imprez?
- Byłem w moim pokoju – odparł Harry, nie wspominając, iż jego „pokojem" była komórka pod schodami. – Nie lubili, gdy kręciłem się w pobliżu – dodał niepotrzebnie.
Severus był zaskoczony. Słyszał, że bliscy chłopaka go nie lubią, lecz nie do końca w to wierzył, przynajmniej do chwili, w której Potter sam to przyznał.
- Przepraszam – powiedział szczerze, chociaż wiedział, iż to nie pomoże. Gryfon wzruszył ramionami. – Jeżeli to jakaś pociecha, znam kilku ludzi, którzy mogą ich załatwić.
Harry zaczął się śmiać z poważnego tonu, jakim Alan zasugerował zamordowanie jego bliskich.
- Nie żartuję – dodał Rickman. – Siedem galeonów na głowę i wszyscy będą martwi.
Brunet nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Dzięki – powiedział. – Ale nie sądzę, żeby Dumbledore'owi się to spodobało.
- Nie, nie sądzę aby mu się to spodobało – zgodził się zadowolony Sev, widząc uśmiechniętego chłopaka.
Pragnął dowiedzieć się czegoś więcej na temat życia Harry'ego u wujostwa, ale nie chciał przywoływać już żadnych złych wspomnień. Wiedział z doświadczenia, że taka rozmowa ponownie otworzy stare rany. Ponadto, gdyby namówił go na zwierzenia o dzieciństwie, czułby się zobligowany do opowiedzenia o swoim, a do tego z pewnością nie skłaniał.
- Co wolisz – zapytał niespodziewanie młody, – Anglię, czy Francję?
Snape już miał zapytać bruneta, skąd wie, że był we Francji, lecz przypomniał sobie, iż Dumbledore wszystkim tak powiedział. Zamyślił się na chwilę zanim odpowiedział:
- Francję.
- Dlaczego?
- Ponieważ ludzie...
- Są tam mniej skłonni do wtykania nosa w nie swoje sprawy – wtrącił Potter, przypominając sobie ich pierwszą rozmowę w pociągu.
- Właściwie, miałem zamiar powiedzieć, iż są bardziej cywilizowani i kulturalni – odparł szatyn. – Ale twoja odpowiedź również pasuje.
- Och – nie wiedział, co odpowiedzieć. Pomyślał przez moment. – Jestem w Anglii – stwierdził.
- Tak – zgodził się Sev. – Kolejny powód, by bardziej lubić Francję.
Gryfon uderzył go figlarnie w ramię i udał obrażonego. Już po chwili śmiali się obaj.
Po jakimś czasie spojrzeli na zegarek młodszego chłopaka, było dużo po północy. Przegapili odliczanie, lecz obaj czuli, że zyskali dużo więcej.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.