3.

760 64 15
                                    

Jeśli chodziło o starość, James nigdy nie wyobrażał sobie jej zbyt przychylnie. Okazała się ona jednak zupełnie normalnym życiem, może tym się różniącym od innych lat rozwoju człowieka, że była, przynajmniej dla niego, nieco spokojniejsza. A jedną z rzeczy, którą szczególnie w niej lubił było to, że mógł spać do której chciał i nikt, absolutnie nikt, oprócz ewentualnego wewnętrznego przymusu, nie nakazał mu wstawać wcześniej, co bardzo sobie cenił. 
Tego ranka jednak James celowo zmobilizował się, żeby wstać wcześniej. Słońce już dawno wstało, a jego promienie przebijały się przez okno i padały mu na twarz. Przeciągnął się. Uwielbiał takie poranki. Z podwórza dobiegało go szczekanie psów, słyszał, że po korytarzu krzątał się kot. James przewrócił się na drugi bok i spojrzał na puste miejsce obok siebie. Mógł rozłożyć się na całej długości łóżka, ale z przyzwyczajenia i tak zawsze zajmował tylko jedną połowę, jakby była jeszcze szansa, że Lily przyjdzie i będzie chciała położyć się obok niego. Minęło już trochę czasu odkąd odeszła. Na co dzień nie zawsze się na tym skupiał, wiadomo, nie mógł żyć tylko tym. Ale najgorzej było, kiedy mu się przypominało, że już jej nie było. Pogłaskał czule zimne miejsce obok siebie i spojrzał na jej szafkę nocną, gdzie wszystko było ułożone dokładnie tak samo jak w dniu, w którym odeszła. Ich wspólne zdjęcie z młodości stało w ramce, przyglądał mu się, pamiętając dzień,  w którym wyszli w jesienne popołudnie na spacer. Zdjęcie zrobił im Remus. Tego dnia Lily została jego narzeczoną. 
Westchnął cicho, kręcąc głową i nie chcąc zatapiać się we wspomnieniach, żeby się nimi nie przytłoczyć z samego rana. Od razu po tym jak się podniósł automatycznie zaścielił łóżko, a później ubrał się i uchylił okno, a chłodnawe jeszcze z rana powietrze wpadło do jego sypialni razem ze złośliwą muchą. Powinien zamontować siatkę na oknie. 

Zegar wskazywał już prawie ósmą. James wyszedł z pokoju i po drodze zajrzał do dzieciaków, żeby zobaczyć, czy dalej spały. Miał nadzieję, że tak. Specjalnie postarał się wstać wcześniej, żeby przygotować im śniadanie. I kiedy po cichu zajrzał do ich pokoju, Lily i James spali w najlepsze, Albus natomiast siedział na materacu, jeszcze w piżamie, i oglądał coś na telefonie. Najwyraźniej zdołał go podładować. Kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, uniósł głowę i spojrzał na dziadka, który uśmiechnął się do niego na powitanie. 

— Chcesz mi pomóc robić śniadanie? — Spytał szeptem. Zaproponował to bez nadziei na zgodę z jego strony, ale chłopiec rozpromienił się i pokiwał głową, zostawiając telefon na poduszce i idąc za nim w bosych stopach i piżamie. 

Kiedy zeszli na dół, James wstawił wodę na kawę i spojrzał na Albusa, który zatrzymał się w progu, żeby pogłaskać kota. 

— Chcesz coś do picia? Może herbatę? Albo kakao? — Spytał szeptem, chociaż nie było już potrzeby szeptać. Tak jakby po prostu nie chciał zaburzać tej ciszy, która mimo wszystko dalej panowała w domu. 

— A masz coś zimnego do picia? — Spytał chłopiec, któremu najwyraźniej udzielił się szept dziadka. James zajrzał do lodówki i w końcu odnalazł wzrokiem butelkę z sokiem jabłkowym, jeszcze nawet nieotwartą. 

— Jest sok jabłkowy i woda, jeśli chcesz. — Odparł, zerkając na niego i już szykując się, żeby wyciągnąć sok. Albus pokręcił głową, przechodząc bardziej w głąb kuchni.

— To już wolę kakao. — Oznajmił. James pokiwał głową, zamykając lodówkę i od razu chwycił czajnik, w którym woda zaczęła się już gotować. Zalał kubek z kawą, a zaraz potem nalał mleka do rondelka, żeby się zagrzało. — Dziadku? — Spytał nagle Albus. James zapalił gaz pod naczyniem i odwrócił się w jego stronę. 

— Tak? 

— Dlaczego nie korzystasz z magii, skoro możesz? Wszystko poszłoby szybciej. — Oznajmił, a po jego spojrzeniu było widać, że gdyby on miał taką możliwość, korzystałby z niej cały czas. W kącikach ust Jamesa zabłąkał się uśmiech. Znał ten tok myślenia. 

When I was younger | JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz