6.

438 55 10
                                    

Kiedy przeszło się nieco w głąb zakazanego lasu można było znaleźć niewielki domek na drzewie, a żeby do niego wejść trzeba było wspiąć się po spuszczonej do ziemi drabince z lin, która strasznie się machała, kiedy ktoś tylko na nią wszedł.
Odkryłem to, kiedy dzień po Bożym Narodzeniu, jakoś między śniadaniem a obiadem, stojąc na wieży astronomicznej zobaczyłem, że Regulus szedł w stronę zakazanego lasu. Ściągnąłem brwi, zastanawiając się czego tam szukał i zbiegłem do dormitorium po płaszcz szybciej niż myślałem, że bym zdołał, a kiedy będąc na dworze zaczynałem zbliżać się do zakazanego lasu, ukryłem się pod peleryną niewidką, już nie biegłem.  Byłem w połowie drogi, kiedy Regulus skrył się za pierwszym rzędem drzew i później mogłem już tylko polegać na odciskach jego butów. Jako że śnieg, który mógłby zasypać jego kroki nie padał, a po zakazanym lesie ludzie raczej nie chodzili, nie było to zbyt dużym problemem. Mimo że miałem pelerynę niewidkę to i tak usunąłem się w cień, kiedy niedaleko przebiegało stado centaurów. Miałem wrażenie, że jeden z nich zwęszył moją obecność, bo zwolnił i patrzył się centralnie tam, gdzie ja stałem, ale nie mógł mnie zobaczyć. W końcu pobiegł, żeby dogonić innych, ale ja i tak nie mogłem uspokoić zbyt mocnego bicia serca. Może i byłem butny, ale nie byłem na tak głupi, żeby się nie bać.
W każdym razie w końcu dotarłem tam, gdzie ślady się urywały, tuż pod drabinką. Uniosłem głowę i spojrzałem na domek. Kiedy upewniłem się, że nikogo w pobliżu nie było zdjąłem pelerynę niewidkę i wcisnąłem ją do kieszeni. Wspinając się po rozbujanej przez mój ciężar drabince miałem tylko nadzieję, że żaden sznurek się nie zerwie, że nie runę za chwilę na ziemię. Bezpiecznie dotarłem na deski, które tworzyły coś w rodzaju niewielkiego ganku i spojrzałem na drzwi. Mógłbym przez nie przejść jedynie na czworaka. Pchnąłem je delikatnie, z łatwością ustąpiły, a ja wślizgnąłem się do środka. Tam było już lepiej i mogłem wyprostować głowę, chociaż cały czas musiałem siedzieć, żeby się w nią nie uderzyć. W środku był tylko okrągły, wzorzysty dywanik zajmujący znaczną część podłogi i drewniana skrzynka, nie miałem pojęcia co w niej było. Regulus siedział pod ścianą z podkurczonymi nogami i patrzył na mnie zaskoczony i smutny. To pierwsze rozumiałem, ale nie miałem pojęcia skąd wzięło się to drugie.

— Co tu robisz? — Spytał. W jego głosie nie było wyrzutu, że tam przyszedłem, powiedziałbym bardziej, że sprawił wrażenie, jakbym naruszył coś co należało do niego.

— Zobaczyłem, że tu idziesz i przyszedłem za tobą. — Odpowiedziałem, z jakiegoś głupiego powodu udając, że nie widziałem jak na mnie patrzył. Spuścił wzrok na kawałek kartki, który trzymał w dłoniach.

— Szczerze mówiąc chciałem pobyć tu sam. — Mruknął. Dopiero kiedy wypowiedział te słowa na głos uświadomiłem sobie, że może złym pomysłem było iść tam za nim, że może trzeba mu było dać trochę spokoju. Potarłem dłonią kark. 

— No tak, wybacz. W takim razie cię zostawię. — Powiedziałem, powoli przesuwając się w stronę wyjścia. Podniósł na mnie wzrok. 

— Nie, poczekaj.— Oznajmił nagle. Zatrzymałem się, moje nogi były już na zewnątrz, marzły w śniegu, który osiadł się przed domkiem, a ja bardzo nie chciałem zostawać w takiej pozycji zbyt długo. — Możesz zostać. — Ściągnąłem brwi. Rozumiałem, że może chciał być miły i nie chciał mnie wyganiać, ale skoro potrzebował być sam to ja chciałem to uszanować.

— Przecież chciałeś być sam. — Odpowiedziałem. — To naprawdę nie problem, po prostu sobie pójdę. — Pokręcił głową. 

— Jak teraz przyszedłeś to wolę, żebyś został. — Nie rozumiałem dlaczego. Skoro chciał być sam, przecież mógł. Czemu tak nagle zmienił zdanie? Wzruszył ramionami, chyba w ramach odpowiedzi na mój wyraz twarzy. — Po prostu tak jest. 

When I was younger | JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz