Rozdział 9

67 6 1
                                    


Y/n pov.




Odkąd Ranboo do nas wrócił, minął już tydzień. Znów mieszkaliśmy razem, chociaż na trochę innych zasadach...

Mój mąż stwierdził, że dla "bezpieczeństwa", będzie spał w salonie na kanapie. Śniadanie jadł dopiero, gdy Michael i ja skończyliśmy. Większość czasu spędzał pracując na zewnątrz.

Oczywiście, zdarzały się wyjątki, że przychodził do nas na śniadanie lub żeby dać buziaka na dobranoc. Czasem też bawił się z małym.

To był jeden z takich dni...

Był słoneczny, chodź dość chłodny, jesienny dzień. Ranboo nie miał ostatnio żadnego ataku, więc zgodził się pobawić się z Michaelem na zewnątrz. Ja obserwowałam ich zabawę, zamiatając schody przed drzwiami.

Słyszałam ich radosne śmiechy. Biegali, grali w chowanego, tarzali się w stertach jesiennych liści. Już dawno nie widziałam ich tak szczęśliwych. Dawno nie widziałam Michaela tak szczęśliwego...

Jednak nie trwało to długo...

W pewnym momencie, mały podbiegł do mnie i schował się za mną. W jego oczach stanęły łzy.

Y/n: Co się dzieje skarbie?

Mch: Tatuś znowu nie jest sobą - powiedział i przytulił się do mnie mocniej.

Popatrzyłam w stronę zbliżającego się do nas mojego męża. Jego oczy były fioletowe, a mina poważna. Zasłoniłam Michaela bardziej własnym ciałem, a moje serce przyspieszyło trzykrotnie.

Y/n: Kochanie - szepnęłam, gdy stanął tuż przed moją twarzą.

Popatrzył na mnie. W jego, na chwilę obecną, fioletowych oczach, pojawiła się zielona iskierka. To utwierdzało mnie w przekonaniu, że w tej chwili, stoi przede mną Dream.

Nie mój Ranboo...

Podniósł rękę do góry i szykował się, żeby mnie uderzyć. Michael przytulił się do mnie mocniej. Byłam psychicznie gotowa na cios.

Ale wydarzyło się coś innego...

Jego oczy ponownie stały się zielono-czerwone. Upadł na kolana trzymając się za głowę i ciężko oddychał.

Piglin wychylił się zza mnie powoli i spojrzał na ojca. Pół-enderman podniósł wzrok do góry i popatrzył głęboko w moje oczy.

R: Udało mi się w porę wybudzić?

Przyklęknęłam przed nim, szeroko się uśmiechając.

Y/n: Tak. Udało ci się.

Gdy to powiedziałam, na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Objął mnie czule i przyciągnął do siebie, zamykając mnie w szczelnym uścisku. Sekundę później, podszedł do nas jeszcze Michael i wcisnął się między naszą dwójkę.

Mch: Gratulacje tatusiu. Tak trzymaj - po jego słowach, pół-enderman uśmiechnął się jeszcze szerzej i ponownie nas przytulił.












Był środek nocy. Ranboo i Michael już dawno spali. Ja siedziałam w swojej pracowni alchemicznej. Przy blasku płonącej świecy, czytałam już chyba dwunastą książkę o wskrzeszaniu zmarłych. Chciałam znaleźć jakąkolwiek informacje o tym, co Dream ewentualnie planuje.

Moje oczy same się zamykały, ale nie mogłam sobie pozwolić na sen, dopóki nie znajdę jakiejkolwiek informacji. Nie wiem, czy to dobry pomysł, czytać w środku nocy, będąc w piątym miesiącu ciąży.

Już miałam się poddać i po prostu pójść spać, ale wtedy znalazłam rozdział, zatytułowany „Powiązanie, czyli metoda wymazania momentu śmierci z historii”.

Let me help you again (Sequel "Let me help you")Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz