Rozdział 16

82 5 2
                                    


Y/n pov.





Pomimo rozpoczynającej się dosyć ostrej śnieżycy, doszliśmy do muzeum. Przeraził nas fakt, że drzwi były otwarte na oścież.

Ranboo już tu był...

Wbiegliśmy do środka i biegnąc przez długi, ciemny korytarz, dobiegliśmy do drzwi od sali głównej. One również były otwarte. Obok, na podłodze, leżał odzyskujący przytomność Awesamdude. Will i Quackity podbiegli do niego i pomogli mu wstać.

W: Wszystko w porządku Sam? - zapytał brązowooki, gdy razem z bliznowatym, posadzili go na krześle.

Aws: Tak ... Już jest dobrze - powiedział, trzymając się za głowę.

Ph: Co się stało?

Aws: Sam do końca nie wiem. Przyszedł Ranboo. Jego oczy były jakieś dziwnie fioletowe, a jego głos brzmiał inaczej. Chciał wejść do głównej sali. Próbowałem jakoś go wyprowadzić i wtedy chyba mnie ... ogłuszył.

Zielonowłosy spojrzał na szeroko otwarte drzwi od głównej sali. Wszyscy wbiegliśmy do środka, a potem do sekcji: "Dream Team". Sam otworzył drzwi kartą dostępu i wszyscy razem, wparowaliśmy do miejsca, gdzie złożone były wszystkie rzeczy człowieka, odpowiedzialnego za to całe szaleństwo.

Z przerażeniem zobaczyliśmy, że nie ma maski Dreama, okularów George'a, łuku i kuszy.

Tch: Już je zabrał - szepnął z niepokojem różowowłosy i mocniej przytulił, znajdującego się w jego ramionach, Michaela.

N: Czyli jest już w drodze do opuszczonej bazy Dreama.

Tm: Albo nawet już tam jest i wykonuje ten rytuał.

Y/n: Mam nadzieję, że jeszcze nie - powiedziałam cicho, po czym rzucając im krótkie spojrzenie, wyszłam z sali, a oni zaraz za mną.

Wyszliśmy z muzeum i udaliśmy się do opuszczonej bazy Dreama.













Ranboo pov.





Zupełnie jak przed laty.

W tym samym miejscu.

W tym samym pomieszczeniu.

Chociaż teraz w innych okolicznościach.

Tutaj wszystko zarazem się skończyło, jak i zaczęło.

Moja wizja wciąż była fioletowa, a ja dalej byłem pod kontrolą. Ten atak był tak silny, że nie dawałem rady się wybudzić.

Próbowałem.

Nic to nie dało.

Dv: Teraz zacznie się zabawa. Połóż kuszę i łuk w miejscu, gdzie strzały miały trafić w wasze plecy.

Kontrolowana część mnie wykonała jego polecenie. Położyłem kuszę i łuk dokładnie w tym miejscu, gdzie Y/n i ja klęczeliśmy i po raz pierwszy się pocałowaliśmy. Na myśl o tym, moja wizja, na ułamek sekundy, stała się normalna, ale potem ponownie widziałem wszystko w fiolecie.

Dv: Teraz połóż na tym moją maskę i okulary Gogy'ego.

Znów wykonałem jego polecenie. Gdy to zrobiłem, obydwa przedmioty zajaśniały zielonym i niebieskim blaskiem. Niewiadomo skąd, w pomieszczeniu zebrał się wiatr i słyszałem JEGO charakterystyczny śmiech.

Spojrzałem przed siebie. W miejscu, gdzie stał tron zielonookiego, pojawiła się jakby dziwna dziura z której dobiegał śmiech. Zauważyłem dwa kontury męskich sylwetek. Jednego z nich rozpoznałem od razu, gdy z miejsca, gdzie powinny być jego oczy, zajaśniała zielona iskierka. Nie mogli się jednak poruszyć. Coś jakby blokowało ich ruchy.

Let me help you again (Sequel "Let me help you")Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz