Nie mogłem jednak przestać myśleć o Wayu...
Chyba się zakochałem.
Nagle usłyszałem łamiące się za mną gałązki.
Z lasu wyszedł chłopak o długich włosach, którego poznałem na popijawie. Nazywał się chyba Bert.
Podszedł do drzewa, pod którym siedziałem i postawił mnie za koszulkę do pionu.
- Gościu o co ci chodzi? - zapytałem dyndając sobie nad ziemią dopóki nie postawił mnie... Na drzewie.
- Ty i Gerard! Widziałem was! Masz się do niego nie zbliżać! On jest mój! - chłop był tak poddenerwowany, że drgało mu oko.
Ja i Gerard? Razem? Nie no chyba nie. Chociaż... Po tym pocałunku.
- On sam zdecyduje kogo z nas woli! Aktualnie ja wygrywam! Więc łaskawie zdejmij mnie z tego drzewa i idź sobie szukać innego chłopaka!
Muszę walczyć o swoje szczęście. Nikt nie zabierze mi Gerarda. Chcę z nim spędzić resztę życia.
- Niczego nie wiesz - stwierdził tajemniczo.
Wtedy zza krzaka wyszła kolejna sylwetka. Gerard 😍
- A właśnie, że wie! Bert zostaw nas! Nic już do ciebie nie czuję!
- Ale... Ale... JESZCZE MNIE ZAPAMIĘTACIE!1!1!- i uciekł w las. Może zjedzą go dziki.
Mój krasz zdjął mnie z drzewa.
- Gerard uratowałeś mnie - powiedziałem jak księżniczka.
- Nie przyzwyczajaj się. Wracamy do domu.
I tak cała romantyczność sytuacji umarła.
Wracając prawie się do siebie nie odzywaliśmy. Chciałem to zmienić, ale się bałem. Generalnie w szkole zawsze mało się odzywam. Jestem taką szarą myszką. Czemu mam to zmieniać?
______
Obudziłem się rano o dziwo nie mając kaca, więc wow chyba shakowałem rzeczywistość. Była niedziela. Ostatni dzień wolny, a ja nie wiedziałem jak go zagospodarować. Jak zwykle rano poszedłem do kuchni.
Tym razem nikogo tam nie było, więc zdecydowałem samemu zrobić sobie kanapki. A przynajmniej taki był plan, bo okazało się, że oprócz światła w lodówce mało co się tam znajduje. Wpadłem na genialny pomysł i pobiegłem do pokoju dla gości.
- Gerard! Gerard! Wstawaj mam plan! - wykrzykiwałem skacząc po jego łóżku.
- Co? Daj mi spokój umieram - tu zakrył głowę poduszką.
- Ale musimy iść na zakupy!
- Niech Mikey idzie albo Donna.
- NIE! Idziemy razem!
_____
Gee po moich długich namowach zgodził się pójść ze mną do Lidla. Wzięliśmy koszyki dla małych dzieci, bo inne były zajęte.
- Okej to co bierzemy? - zapytał.
- Nie wiem jedzenie.
- A ile mamy kasy?
- Dużo
- Ile?
- 4 stówy.
Gerard po dowiedzeniu się jak bardzo dziany jestem zaczął biegać z wózkiem po całym sklepie i po 10 minutach jego był pełny w momencie gdy ja włożyłem tylko sok mandarynkowy i pierogi. Szybki jest 😏
______
Zdecydowaliśmy się wracać do domu z koszykami, bo nie mieliśmy jak się zabrać. Puściłem z głośnika moją c00l emo playlistę i pognaliśmy do domu. Niestety w niedalekim mojego miejsca zamieszkania parku spotkaliśmy jakiś podejrzanych typów.
- Way zdajesz sobie sprawę z tego, że zadając się z tym plebsem spadasz w hierarchii? - zapytał groźnie wyglądający punk.
- Nie chcę o tym rozmawiać. W sumie już mi na tym nie zależy - wyminął typa. Nie wiedziałem o co chodzi, więc po prostu jechałem za nim.
Wtedy Punk podstawił nogę mojemu wózkowi i zakupy rozsypały się po parku.
Gerard wtedy potężnie się wkurzył.
- ZOSTAW MOJEGO FRANKA W SPOKOJU - krzyknął co uznałem za całkiem urocze. Nagle dwójka chłopaków zaczęła się bić przy okazji rozwalając na chodniku kupione wcześniej jedzenie. Super.
Bitwę wygrał Way, ponieważ Punk miał za dużo amareny w organizmie i po prostu nie miał szans. Właściwie nikt nie ma szans z Gerardem. Wiem o tym. W końcu kiedyś to ja byłem jego wrogiem. Ale teraz... Myślę, że jesteśmy przyjaciółki. A może nawet kimś więcej???
____koniec rozdziału jakby ktoś nie zauważył ____
Nie wiem co tu napisać
Piszę to dzieło, bo nudzi mnie taśma
Ale nią też się zajmę niedługo
CZYTASZ
Frerard, ale to wattpad [ZAKOŃCZONE]
FanficFrank zostaje sam w domu, bo mama pojechała w delegację i zakochuje się w bad boyu Gerardzie