Rozdział 4

562 29 61
                                    

— Nie! — wrzasnął Percy do telefonu — Jane, kochanie, nie ma mowy. — dodał łagodniej, gdy usłyszał w tle narzekanie Olivera na to, że Percy wrzeszczy na jego ciężarną żonę — Nie ma mowy, że zaproszę Danielle na wspólne zwiedzanie miasta. — powiedział wywracając oczami.

— Och, Percy, ona na pewno nie jest taka zła jak ci się wydaje. — powiedziała Jane z cichym śmiechem — Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak możesz do mnie zadzwonić, a ja będę udawać twoją dziewczynę przez kilka minut.

— Co będziesz jego udawać? — zapytał Oliver

— Och, skarbie, chyba pamiętasz jak Penelopa była o mnie zazdrosna, bo Percy mnie lubił!

— Wciąż nie rozumiem o co jej chodziło. To co między nami jest całkowicie platoniczne, poza tym, od samego początku bardzo kibicowałem tobie i Oliverowi. — odparł Percy.

— Pamietam, byłeś taki słodki. — powiedziała Jane — I gdy pocieszałeś mnie gdy moi rodzice brali rozwód.

— Przestań mu mówić, że jest słodki. — powiedział Oliver — Słodkie to będzie nasze dziecko! Percy to po prostu dobry przyjaciel.

— Jane, ile mam ci zapłacić byś mnie stąd zabrała? — zapytała.

— Chyba nie będzie cię na to stać. — powiedziała — Masz ją zaprosić!

— Spokojnie słyszę. I tak jak sugerujesz, pójdę sam, dziękuję za radę, jesteś cudowna i twoje dziecko będzie miało szczęście. To pa! — powiedział odkładając słuchawkę.

Percy spakował wszystko co potrzebował na zwiedzanie, choć wiedział, że pewnie znajdzie jakąś kawiarnię, w której znów będzie czytał książkę Shey. Nie była jeszcze oficjalnie wydana, ale Percy, wraz z rodziną Weasleyów, dostali ją trochę szybciej aby móc się z nią zapoznać. Dzięki niej poznał swojego brata trochę z innej strony. Zauważył jak Fred był troskliwy i jak bardzo kochał Shey. Nie żeby w to wątpił, ale fakt był faktem, że jego brat mógł zrobić dla niej wszystko.

Ulice Nowego Jorku były długie i tak pokręcone, że ciężko było się połapać, to miasto było naprawdę ogromne, a Percy czuł się w nim dziwnie mały. Nie miał się do kogo odezwać, więc kupił sobie kawę w pobliskiej kawiarni i spacerował po ulicach.

Zanim się obejrzało zaczęło się już ściemniać, a on nie miał zielonego pojęcia gdzie jest, nie mógł zadzwonić do żadnego z braci, ani do ich dziewczyn, ani do Jane i Olivera, bo przecież oni się w ogóle nie znali na Nowym Jorku i nie mogli mu pomóc. Mógł zadzwonić do tylko jednej osoby i robił to tylko dlatego żeby nie spać na ławce w parku.

— Słucham? — usłyszał radosny głos w słuchawce.

— Cześć, tu Percy. — powiedział rudzielec pocierając czoło — Trochę się... eee...

— Zgubiłeś się? — zapytała.

— No tak. — warknął przez zęby.

Gdy Percy opisał Danielle miejsce, w którym jest ona pojawiła się tam pięć minut później, ubrana w elegancką czarną sukienkę.

— Czy... coś ci przerwałem? — zapytał.

— Nie. — powiedziała — Wróciłam z okropnej randki, z okropnym facetem. — powiedziała — No więc, którędy do twojego hotelu?

— Nie mam pojęcia. — powiedział zdezorientowany.

— A tak bardzo chciałeś iść sam. — powiedziała Danielle uśmiechając się z lekka kpiąco.

— Myślałem, że jakoś dam sobie radę. — wyznał — A teraz proszę, pomóż mi znaleźć drogę do mojego hotelu, nie chce spać na ławce.

— Nie będziesz spał na ławce. — powiedziała.

Percy powiedział jej jak nazywa się, a którym nocuje, a potem ruszyli w jego stronę. Nie mogli się teleportować, bo za wiele świadków tam było i ktoś mógłby ich zobaczyć więc wybrali spacer.

— Wciąż chcesz pozwiedzać trochę Nowego Jorku? — zapytała.

— Pewnie.

— Mam jutro wolny dzień. — powiedziała.

— Sugerujesz, że wciąż jesteś chętna by mi wszystko pokazać, mimo, że byłem dla ciebie taki wredny w twoim gabinecie? — zapytał.

— Nie oceniam ludzi za szybko, Percy. — powiedziała — Mogłeś mieć zły dzień, ale mogło się coś stać co wpłynęło na Twoje samopoczucie, albo mogłeś być zmuszony by tu przyjechać.

— Miałem przyjechać z moją szwagierką, pracuje w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, ale jest w ciąży, więc przyjechałem sam i teraz ona i reszta mojej rodziny nie dają mi spokoju. —powiedział.

— Masz dużą rodzinę? — zapytała.

— Tak. — powiedział Percy — Pięciu braci i młodszą siostrę. — dodał.

— Ile najmłodsza ma lat?

— Ginny... no może ma z trzynaście. — powiedział — Nie przepraszam... z piętnaście. Już pisała SUMy.

— Nie wiesz ile lat ma twoja siostra? — zapytała.

— Wiem, tak naprawdę ma z jakieś osiemnaście lat, ale ciężko mi się pogodzić z tym, że dorosła. — wyznał.

— Nie dziwię się. — powiedziała szturchając go w ramię.

— Ty masz rodzeństwo?

— Nie, w moim domu panuje cisza. — powiedziała.

— To coś czego u nas nie zastaniesz. — powiedział — Wyobraź sobie, że nawet nie poczytasz książki w spokoju, bo każdy wrzeszczy. — dodał — Jak poszedłem do Hogwartu miałem trochę spokoju.

— Ty chyba nie lubisz chaosu...

— Nie. Wolę jak wszystko jest uporządkowane. — wyznał.

— To do ciebie pasuje. — stwierdziła — Czemu nie chciałeś tu przylecieć?

— Bo... moja rodzina przeżywa teraz ciężkie chwile, rok temu wydarzyła się w naszej rodzinie okropna tragedia i każdy z nas sobie z tym powoli radzi. — powiedział Percy.

— Przykro mi, Percy. — powiedział — Jak ty sobie radzisz?

— Jest ciężko, ale... jakoś daję radę. — mruknął — To mój hotel. — powiedział.

— Przyjdę po ciebie jutro, dobrze? — zapytała.

— Możemy się spotkać w tej kawiarni na rogu? — zapytał — Dziesiąta?

— Pewnie. — powiedział — Do zobaczenia.

Somebody To Love | Percy Weasley Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz