1.

111 4 1
                                    

Był słoneczny czerwcowy poranek a ja jechałam razem z moją klasą na wycieczkę. Pomimo wybuchowego charakteru chłopaków z klasy, w autokarze było dość spokojnie. Siedziałam obok mojej przyjaciółki Aurory. Jak zwykle rozmawiałyśmy o książkach i przyszłości. Były to nasze ulubione tematy do rozmów.
            Gdy dojechaliśmy do ośrodka, w którym mieliśmy zostać 3 dni poszłyśmy się rozpakować do pokoju, w którym mieszkałam ja i Aurora. Potem postanowiłyśmy pójść na spacer by lepiej poznać okolicę. Było ślicznie. Słońce oświetlało nam drogę a płaczące wierzby sprawiały, że czułam się jak w jakimś filmie.
            Kiedy po jakimś czasie dróżka, którą szłyśmy zaczęła być nierówna zaproponowałam, żeby zawrócić, lecz Aurora była uparta i stwierdziłyśmy, że lepszym pomysłem będzie wyścig do wyznaczonego miejsca. Najpierw bieg był wyrównany, ale gdy na dróżce pojawiło się rozwidlenie Aurora pobiegła jedną z dróżek i straciłam ją z oczu. Starałam się ją dogonić, lecz kręta droga skutecznie mi to uniemożliwiała. W pewnym momencie, gdy już prawie dobiegłam do drzewa, przy którym miała być meta straciłam grunt pod nogami. Zdążyłam krzyknąć, gdy straciłam przytomność i zrobiło mi się ciemno przed oczami.           
            Gdy otworzyłam oczy, znalazłam się na polanie pełnej kwiatów. Byłam bardzo zdezorientowana. Po jakimś czasie odkryłam, że nade mną stoi piegowaty chłopak o rudawych włosach i o zmartwionym wyrazie twarzy.
           - Wszystko dobrze? – zapytał nieznajomy i podał mi rękę abym wstała.
            - Chyba tak – odpowiedziałam przyjmując pomocną dłoń.
            Otrzepałam brud z ubrania, które o dziwo nie było moje. Skąd się tu wzięłam? Dlaczego mam na sobie te ubrania? Te pytania chodziły mi po głowie tak długo, że zaczęłam czuć się słabo.
            - Jestem Janek Bytnar – powiedział przyjaźnie chłopak. – Jak się tu znalazłaś? Może zaprowadzić cię do moich przyjaciół? Powinni ci pomóc.
         Jan Bytnar? Kogoś mi to przypomina...
         Rudy?
        Czyli jestem w „Kamieniach na szaniec"? Jak to możliwe? Przecież oni nie żyją... Ale żyli w czasach II wojny światowej. Po raz kolejny obejrzałam ubranie, które miałam na sobie. Tak, jestem w Polsce, ale w innym czasie. Cholera.
            - Szczerze mówiąc, sama nie wiem jak się tutaj znalazłam – powiedziałam lekko zdezorientowana. – Jeśli twoi przyjaciele mogą mi pomóc to chętnie ich poznam.
            Może chodzi o Alka i Zośkę? Całkiem możliwe, ale nie mogę być pewna, że to akurat do nich chłopak mnie zaprowadzi.
            Kiedy Rudy prowadził mnie do swojego domu, przyjrzałam się jego twarzy i posturze. Był drobny i szczupły, widać było po jego twarzy, że jest inteligentny oraz sympatyczny. Dokładnie taki jakiego opisali w książce. Chyba będę musiała ją przeczytać jeszcze raz, gdy wrócę do mojego czasu. Ale czy w ogóle wrócę?
            Teraz przechodziliśmy po jakiejś zatłoczonej ulicy. Wszędzie było pełno ludzi, a gdy obok nas przeszli gestapowcy przebiegł mnie dreszcz. Chciałam znać odpowiedzi, ale o co konkretnie miałam pytać? Jak się tu znalazłam? Czy to sen? Gdzie jestem? Muszę sobie przypomnieć gdzie toczyła się akcja książki.
            Warszawa. Bingo.

Powrót do snów ~Kamienie na szaniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz