ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

184 15 0
                                    

  Początkowo, przez całą pierwszą połowę przegrywaliśmy dosyć dużo, gdyż wynik na korzyść Belgów cały czas wzrastał. Najpierw napastnik Czerwonych Diabłów strzelił pierwszego gola już w piątej minucie spotkania, przez co zarówno kibice, jak i piłkarze francuscy przyzwyczajeni do ciągłych zwycięstw zaczęli się denerwować.  Wtedy też poczułam pierwsze uderzenie gorąca. Nerwowo spoglądałam co rusz na trenera, który pod wpływem emocji przebierał nogami lub pochylał się do przodu, po czym ponownie wracał do poprzedniej pozycji albo zacierał ręce. Zmarszczyłam brwi i zagryłam wargę, bojąc się, co takiego pomyśli o mnie Didier, kiedy spotkanie nie przebiegnie po mojej myśli i bezceremonialnie przegramy. Co prawda, taki był zamiar, aby początkowo przegrywać i tym samym zmylić przeciwników oraz nieco odwrócić ich uwagę, tym samym wprawiając ich w przekonanie, iż już na pewno wygrali ten mecz. Jednakże teraz, gdy widziałam zmartwiony wzrok trenera reprezentacji Francji - nie byłam już tego taka pewna i jedyne, czego pragnęłam, to zapaść się pod ziemię i już nigdy stamtąd nie wychodzić. Instynktownie, dosłownie mimochodem spojrzałam w swoją lewą stronę, gdzie w niedalekim odstępie siedział nie kto inny jak Kylian. Mężczyzna wlepiał zdenerwowany, ale zarówno pogardliwy wzrok w moją osobę, jakby chciał, żebym przyznała, iż miał rację, mówiąc, że jestem niedoświadczona i przeze mnie na pewno przegramy. Nie chciałam potwierdzić jego słów i tym samym dać mu upragnioną satysfakcję, ale sytuacja panująca na boisku jasno na to wskazywała. Spuściłam wzrok w dół na swoje czarne trampki i zaciskając mocno palce dłoni, próbowałam się nie rozpłakać.
  — Nie martw się. — Poczułam na plecach dłoń Didiera. Trener chciał poprawić mi tym humor, pomimo że sam ledwo siłował się na spokój. — To dopiero początek. Przecież dokładnie taki był plan, czyż nie?
— Tak, ale może to był jednak zły pomysł, abym to ja prowadziła ten mecz... — przyznałam, nadal nie spuszczając wzroku z butów. Było mi tak cholernie głupio, że zawiodłam trenera, piłkarzy i samą siebie.
  — Absolutnie nie, Eliza. Dałem ci szansę, jakiej nie dostał nikt i tego nie żałuję. Cieszę się, że mogę mimo wszystko z tobą pracować. — Uśmiechnął się szeroko, a jego twarz pokryła się zmarszczkami. Teraz patrzyłam już na niego. Jego słowa w pewnym stopniu sprawiły, że nie czułam się tak źle. Ten mecz nie był w końcu aż tak ważny, a ja przynajmniej mogłam się sprawdzić i chociaż przez chwilę poczuć się ważna. — Póki co, mecz jeszcze się nie skończył. Za kilkanaście minut będzie koniec pierwszej połowy, a wtedy pomyślimy, co dalej. Naprawdę nie przejmuj się tym. Nie pokazuj paparazzi, że w siebie wątpisz, bo nie pozwolą ci żyć w spokoju.
  Pokiwałam głową. Miał rację. Miałam przed sobą jeszcze całą drugą połowę na naprawienie sytuacji i pokazanie, że moja taktyka miała sens i mimo początkowych niepowodzeń - była całkiem dobra. Musiałam tylko dobrze przeanalizować to, co działo się na boisku - jak zachowywali się piłkarze z przeciwnej drużyny; kto był już bardzo wykończony, a kto dalej miał siły na grę; jak rozstawieni zostali dani zawodnicy i jaką taktykę obrali. Musiałam to wszystko złożyć w całość i wymyślić nowy plan działania.
  — Potrzebuję kartkę i długopis — oznajmiłam nagle, rozejrzałam się po towarzyszach i czym prędzej sięgnęłam po notes któregoś z pomocników trenera oraz leżący obok długopis, po czym zaczęłam rysować, kreślić, pisać i notować wszystko, co byłam w stanie dostrzec na murawie.
  Minuty leciały bardzo szybko. O tyle o ile w pierwszych chwilach mecz dłużył mi się niemiłosiernie, tak teraz wydawało mi się jakby ktoś włączył przyśpieszony tryb gry, a ja zostałam spowolniona. Najpierw rozrysowałam boisko, następnie układ zawodników mojej drużyny, a potem drużyny Belgów i znakami X zaznaczyłam tych którzy byli wykończeni lub mieli mało siły by grać. Natomiast znakami Y opisałam piłkarzy francuskich, których zamierzałam zmienić. Całe szczęście trener przeciwników wykorzystał już trzy możliwości wymiany zawodników, a więc zostały mu tylko cztery. Ja natomiast miałam do wykorzystania jeszcze pełne siedem. Toteż mogłam spokojnie zastanowić się, kogo wpuścić na boisko, a kogo zdjąć. Kiedy już skończyłam tę część planu, zaczęłam bacznie obserwować zachowanie trenera - jego emocje i sposób w jaki zwracał się do swoich podopiecznych. Szybko zdążyłam zauważyć, że pomimo iż jego grupa wygrywała - był poddenerwowany i co chwila krzyczał na piłkarzy, nakazując im jak mają grać. Z jego ruchów oraz gestów rękoma wywnioskowałam, iż preferuje poruszanie się po lewym skrzydle boiska, co też szybko zanotowałam. Wkrótce też dostrzegłam, że obrona słabła coraz bardziej, a tam nie mógł już nikogo zmienić. Utworzyłam więc listę rzeczy, które musiałam wykonać, a gdy mecz dobiegał końca - ja finalnie stworzyłam nowy plan działania.
Podniosłam dumnie kartkę do góry, pokazując ją trenerowi, a ten po dokładnym przeskanowaniu jej, uśmiechnął się zwycięsko i poklepał mnie po plecach. Chwilę potem szłam wraz z mężczyzną oraz zawodnikami do szatni, aby omówić nową taktykę.
Widziałam ich niezadowolone miny i posępne pomruki pod nosem.   Dotychczas, oglądając spotkania narodowe czy to towarzyskie reprezentacji Francji widziałam ich zawsze szczęśliwych oraz uśmiechniętych; widziałam mężczyzn, którzy wiedzieli po co idą na boisko i o co walczą. Tymczasem teraz w niczym nie przypominali siebie z tamtych czasów. Szli jak na skazanie, a to wszystko przeze mnie. Teraz więc również ja musiałam to naprawić.
  Wchodząc do szatni, jako jedna z ostatnich osób, ujrzałam przy wejściu zmęczonego i smutnego Antoine'a Griezmanna, który wsparty o zimną ścianę pomieszczenia, pił, a raczej chłonął zachłannie wodę z niebieskiego bidonu. Ujrzawszy mnie, opuścił przedmiot w dół i uśmiechnął się lekko, jakby chciał mnie tym rozweselić. Gdy widziałam go w takim stanie, poczułam się jeszcze gorzej, bo wiedziałam, że to ja do tego doprowadziłam. Mimo to jednak, dzięki temu nabrałam nowego zapału i determinacji do działania. Odwzajemniam uśmiech, po czym ruszyłam do przodu i zajęłam miejsce po środku pomieszczenia.
  — Słuchajcie — zaczęłam pewnie, starając się nie patrzeć w oczy żadnemu z nich, aby się nie speszyć. Byłam pewna, że byli na mnie źli za moje durne pomysły, dlatego też musiałam się skupić, aby moje plany nie spełzły na niczym. — Wiem, że to co wydarzyło się podczas tej połowy meczu było dla was czymś nowym i że przeze mnie jedyne, co udało wam się zdobyć to zmęczenie i przygnębienie, ale o to właśnie chodziło.
  — Czyli po prostu chciałaś popatrzeć jak zdychamy na murawie, dając tamtym pole do popisu? — odezwał się Giroud.
  Spojrzałam na niego przelotnie, ale szybko powróciłam do swojej przemowy. Nie mogłam się rozproszyć.
  — Nie — odpowiedziałam. — Przez całe dotychczasowe spotkanie analizowałam grę Belgów i wiem, co należy zmienić, żebyście wygrali. Oni myślą, że jesteście wykończeni fizycznie i psychicznie. Przecież wam jako wielokrotnym zwycięzcom ciężko jest pogodzić się z przegraną, dlatego prawdopodobnie uważają, że się nie podniesiecie po tej porażce. Aczkolwiek, wydaje mi się, że nie przypuszczają, iż w drugiej połowie zmienimy prawie cały skład na całkiem nowe i silne osoby. Z tego, co widziałam większość zawodników jest już bardzo zmęczona, a na ławkach rezerwowych siedzą ci mniej zdolni piłkarze. Wobec tego...
  — Czyli znowu wymyśliłaś jakiś pieprzony plan, który niby ma nam pomóc wygrać? — Kylian patrzył na mnie z wyrzutami. Ręce skrzyżował na piersiach i arogancko żuł gumę, nie spuszczając ani na chwilę ze mnie wzroku. Ja też patrzyłam. Miałam go naprawdę dość. Co chwila tylko wytykał mi moje błędy i nie pozwalał nic zrobić.
  — Pozwól jej dokończyć —  interweniował Didier Deschamps prawdopodobnie już zmęczony i znudzony docinkami Mbappe.
  — Dlaczego? — prychnął czarnoskóry. — Bo pan jej zaufał? I dlatego też niby my mamy zaufać temu niewyżytemu bachorowi, który próbuje spełnić swoje chore ambicje kosztem naszej reputacji? Nie ma szans.
  Nastała cisza. Nikt nic nie powiedział. Wszyscy tylko w milczeniu, w zakłopotaniu, w zdziwieniu lub w podziwie przyglądali się Kylianowi Mbappe, który chyba nie zauważył, że powiedział coś tak okropnego, bo wciąż pozostał na swoim miejscu, a jego cyniczna mina ani trochę się nie zmieniła. Zacisnęłam palce na notesie z notatkami. Nie chciałam się tak nagle rozpłakać przed całą kadrą, więc wlepiłam spojrzenie wprost w białe kartki i ze wszystkich sił próbowałam powstrzymać napływające do oczu łzy. To nie tak, że słowa takie jak bachor czy chore ambicje mnie zabolały. Słyszałam je zbyt często, toteż już się do nich przyzwyczaiłam. Chodziło o to, że nigdy nie spodziewabym się, że usłyszę je prosto z ust człowieka, który do tej pory wydawał mi się być uprzejmy i dobrze wychowany, i który przecież był moim wzorem do naśladowania. Co innego gdyby powiedział to Presnel - wtedy bym się tym nie przejęła, bo byłam pewna, że zrobiłby to w formie żartu.  Tymczasem Mbappe był szczery w swoich słowach i raczej nie zamierzał zmienić zdania. Wkrótce na białej kartce zamalowanej niebieskim długopisem pojawiły się pierwsze krople słonej cieczy. Jednak nie potrafiłam temu zapobiec.
  — Przesadziłeś — powiedział Kimpembe, uprzednio podchodząc do mnie, by objąć mnie lekko na pocieszenie.
  Czułam, że nie mogłam tak po prostu tam stać i ryczeć jak małe dziecko. Miałam misję do wypełnienia i nawet aroganckie i oschłe słowa Kyliana nie mogły tego zniszczyć. Podniosłam głowę, a mój wzrok od razu spotkał się ze wzrokiem Francuza. Ujrzawszy mnie zapłakaną, jakby nagle zmienił wyraz swojej twarzy, ale tylko na milisekundę, gdyż zaraz ponownie założył maskę egoistycznego dupka.
  — W porządku, Presnel. To nic takiego. — Wytarłam łzy z policzków. — Zajmijmy się tym, co ważne.
  — Masz rację — potwierdził Didier. Chyba w ten sposób chciał odciągnąć mnie od złych myśli. Złoty człowiek. — Co przygotowałaś? — zapytał, mimo iż już wszystko dokładnie wiedział.
  Wzięłam głęboki wdech, rozluźniłam palce, a te strzeliły lekko, następnie przeanalizowałam całe notatki jeszcze raz i zaczęłam ponownie przemówienie.
  — Obronę mamy całkiem niezłą, więc tutaj nic nie zmienimy. Musimy jednak skupić się na pomocnikach i w szczególności napastnikach, ponieważ z tego, co zdążyłam zauważyć, obrona Belgów słabnie, a ich trener nie może nikogo zmienić, więc dlatego potrzebujemy szybkich napastników z dobrym celem. Ale najpierw zajmijmy się pomocnikami. Kante — wskazałam na niskiego, ciemnoskórego mężczyznę stojącego cicho w jednym z kątów szatani — wejdziesz za Tolisso. — Pokiwał zgodnie głową. — Następnie Rabiot - ty zamienisz Kamara. Dobra, no to teraz napastnicy. Tutaj chciałabym wymienić dwóch zawodników. Jeden z nich musi być dobrym strzelcem, dlatego pomyślałam o tobie, Karim. — Benzema spojrzał na mnie zaskoczony, lecz uśmiechnął się zadowolony, że będzie mógł wejść na boisko. Pokiwał uradowany głową i począł się przebierać. — I teraz została kwestia ostatniego napastnika...
  Doskonale wiedziałam, kogo chciałam dać na to miejsce. Był w moim planie od samego początku, nawet wczoraj, gdy po raz pierwszy przedstawiałam ów strategię trenerowi. Teraz jednak, kiedy stałam tam pośród kilkudziesięciu mężczyzn z notesem w dłoniach i słonymi łzami na twarzy, które zaczęły już powoli wysychać; przed mężczyzną, którego jeszcze niedawno tak bardzo chciałam poznać, a który teraz sprawił, że poczułam się jak największy śmieć - nie myślałam już czy aby na pewno ów osobnik będzie odpowiedni na to stanowisko, pomimo swoich bardzo dobrych, a nawet świetnych predyspozycji. Wiedziałam, że od początku pragnął zagrać w tym meczu, a ja poprzez swoją strategię mu to uniemożliwiłam, dlatego też aż do tej pory chciałam i planowałam, by w następnej połowie wpuścić go na murawę. Jednakże, pod wpływem emocji oraz zdenerwowania w mojej głowie zaczął pojawiać się zarys zemsty, jakiej mogłabym na nim dokonać i która bardzo by go zabolała. Kosztem naszego zwycięstwa, chciałam zemścić się na Kylianie i nie dopuścić go do dzisiejszej gry, pomimo że był nam cholernie potrzebny.
  Spojrzałam na Mbappe. Ku mojemu zaskoczeniu nie patrzył już na mnie tak arogancko i wyniośle. Kiedy nasze spojrzenia po raz kolejny się spotkały, on nagle spuścił wzrok i speszył się lekko. Nie mogłam uwierzyć, że być może poczuł się głupio po tym, co powiedział. Byłam pewna, że znów się ze mnie nabija.
  — Tutaj miałam mały problem, bo początkowo chciałam zmienić Comana na innego bardzo dobrego, szybkiego i sprytnego strzelca, który poprowadziłby naszą drużynę do zwycięstwa, ale niestety ten sam zawodnik, o którym mówię okazał się być zarozumiałym dupkiem, który nie potrafi dać innym szansy i tylko skupia się na własnych korzyściach — powiedziałam, a Kylian już na mnie nie patrzył. Widocznie jasna podłoga była teraz dla niego dużo ciekawsza. — Mimo wszystko jednak jestem przekonana, że bez niego nie damy rady, więc Kylian Mbappe zajmie dzisiaj miejsce ostatniego napastnika.
  Pomimo, że miałam gdzieś reakcję Francuza na moje słowa i dlatego jak najszybciej odwróciłam się do niego tyłem, to kątem oka udało mi się zobaczyć, że w zaskakująco szybkim tempie podniósł zaskoczony głowę i nie rozumiejąc chyba, co właśnie się wydarzyło, świdrował mnie ciemnymi oczami. Przypuszczałam, że stał tam jeszcze przez długi czas nieruchomo i dopiero po chwili zaczął zmieniać strój.
  Potem jeszcze wyjaśniłam reszcie jak mają zachowywać się na boisku; że muszą skupiać się na lewym skrzydle, bo trener Belgów ma na jego punkcie obsesję, i kiedy konkretnie wejdą na boisko. Wydawało mi się, że każdy z nich zrozumiał moje polecenia, choć pewnie do końca nie byli pewni, czy tym razem mój plan zadziała odpowiednio. Nie mieli jednak innego wyboru, na boisku rządził Didier Deschamps, a aktualnie byłam to ja, i nie mogli sprzeciwić się moim poleceniom. Wobec tego musieli zachowywać się tak, jak ja tego chciałam.
  Wyszłam z szatni wraz z kilkoma piłkarzami, którzy nie brali jakiegoś szczególnego udziału w spotkaniu. Skierowałam kroki w prawą stronę, uprzednio sprawdzając godzinę, aby upewnić się, czy zdążę jeszcze pójść do toalety, aby ogarnąć się zanim wyjdę na murawę. Miałam jeszcze pięć minut, toteż czym prędzej podreptałam korytarzem w prawo, lecz moje czyny szybko zostały udaremnione przez Presnela Kimpembe, który nie zbyt delikatne pociągnął mnie za ramię w swoją stronę, po czym zaczął mi się przyglądać tak dokładnie, jakby chciał przejrzeć mnie na wylot.
  — Wszystko okej? — zapytał po chwili. Wyswobodziłam się z jego uścisku, poprawiłam top, który lekko się przekrzywił i zrobiłam dwa kroki w tył, aby nie stać zbyt blisko piłkarza.
  — Yhym... — mruknęłam wymijająco.
  — Nie bądź zła na Kyliana, proszę — zaczął, a ja zdziwiona, że zaczął o tym mówić, udając że wcale mnie to nie obchodzi, czekałam na to, co jeszcze powie. — On ostatnio ma dosyć ciężki czas i wiecznie jest tylko zdenerwowany i nic mu nie pasuje. W dodatku ma obsesję na punkcie zwycięstw i trofeów, więc to logiczne, że denerwuje się, iż przegrywamy. Na pewno nie chciał cię obrazić.
  Zmarszczyłam brwi. Poniekąd cieszyłam się, że Presnel mi o tym powiedział, ale zdecydowanie nie chciałam, żeby usprawiedliwiał kolegę - wolałabym, gdyby Kylian sam mnie przeprosił, skoro było tak jak mówił Kimpembe, ale to było raczej niemożliwe. Założyłam ręce na piersiach lekko poirytowana faktem, że piłkarz zajmował mi czas, próbując wyjaśnić zachowanie Kyliana z nadzieją, że mu się uda. Mimo, że mi to powiedział, nie zamierzałam zachowywać się w porządku w stosunku do Mbappe dopóki on sam nie wyszedłby z inicjatywą.
  — Spoko — ucięłam nieprzekonana. Wywróciłam oczami i zaczęłam nerwowo tupać nogą, aby dać do zrozumienia Presnelowi, że mam gdzieś to, co mówił i że się spieszę.
  — Dalej jesteś zła, co nie?
  — Kurde, Presnel, nie mam na to czasu. Spieszę się. — Potem po prostu ruszyłam przed siebie już prosto na boisko, gdyż mój wolny czas właśnie dobiegł końca.
  Stanęłam obok Didiera Deschampsa i sięgnąwszy po swój notes, który uprzednio zabrał ze sobą trener, poczęłam skanować moje zapiski i myśleć, kiedy konkretnie wdrożyć swój plan w życie. Tak, jak się spodziewałam - piłkarze belgijscy ucieszyli się na widok tych samych zmęczonych zawodników reprezentacji Francji. Byłam pewna, że byli przekonani o swoim zwycięstwie. Wkrótce druga połowa meczu już się zaczęła, a Belgowie z całą siłą zaczęli napierać na Trójkolorowych.
  Wsparłam ręce na biodrach i zaczęłam poddenerwowana przechadzać się w tę i z powrotem, ku zmartwieniu trenera, który co rusz prosił, abym usiadła i się uspokoiła. Lecz ja nie mogłam. Czułam, że ten mecz zależy tylko ode mnie i nie mogłam tak po prostu siedzieć i patrzeć, jak jego podopieczni się męczą. Niemal czułam, jakbym to ja grała wraz z nimi, a nie stała poza linią boiska i tylko obserwowała.
  Kiedy sytuacja lekko zaczynała się pogarszać, uznałam, iż jest to odpowiedni czas, aby zmienić niektórych zawodników. Podeszłam skupiona do trenera i oznajmiłam mu, że musimy wpuścić na boisko zarówno Kante, jak i Rabiota, aby wzmocnić pomocników. Trener pokiwał głową i zawołał jednego z sędziów, aby powiedzieć mu o naszych planach. Mężczyzna z kolei sięgnął po ekran, na którym wyświetlane były zamiany zawodników i wpisał najpierw numer N'golo na zastępstwo za Tolisso, a kiedy czarnoskóry wbiegł na boisko, szybko zmienił numer Kamara na numer Rabiota, po czym ten również zajął swoją pozycję na boisku. Mecz został wznowiony. Teraz sytuacja Belgów nieco się pogorszyła, gdyż nie mogli przebić się przez obronę wspieraną przez nowych pomocników. Już nie przekraczali tak często linii odgradzającej dwie połowy boiska, a z kolei gracze mojej drużyny coraz bardziej posuwali się na przód. Wszystko szło prawie idealnie. Teraz tylko czekałam na odpowiedni moment, aby wpuścić Karima i Kyliana.
  Minęło ponad dwadzieścia minut, a Belgowie nie zdobyli ani jednego gola. W międzyczasie trener przeciwników wymienił dwóch zawodników, więc został mu tylko jeden. Mimo to, iż na boisko weszli nowi, to Czerwone Diabły i tak nie grali lepiej, tylko wciąż próbowali przebić się z piłką do naszej bramki. W skupieniu analizowałam cały przebieg gry. Didier Deschamps bacznie mnie obserwował i co jakiś czas dawał bardziej lub mniej przydatne rady, za które oczywiście byłam mu wdzięczna. Piłkarze biorący udział w wydarzeniu dawali z siebie wszystko, aby również przedostać się do bramki przeciwników, ale nie wychodziło im to zbyt dobrze i cały czas przegrywaliśmy 2:0. Wobec tego, uznałam, iż był to dobry moment, aby na boisko wszedł najpierw Karim, żeby wymienić naprawdę zmęczonego już Giroud. Kyliana zamierzałam zostawić na przysłowiową czarną godzinę.
  Karim wkrótce wszedł na murawę, a gra zaczynała nabierać tempa. Zdziwieni i nieprzygotowani na takie zagranie Belgowie zaczęli nerwowo spoglądać na swojego trenera, który w obliczu takiej sytuacji jedyne, co mógł zrobić to krzyczeć i narzekać na swoich wychowanków. Spojrzałam na niego zadowolona, a on w tym samym czasie nawiązał ze mną kontakt wzrokowy i zrobił minę, która prawdopodobnie wyrażać miała jego niechęć do mnie oraz zdenerwowanie. Uśmiechnęłam się więc tryumfalnie do niego, po czym wróciłam wzorkiem na chłopców na boisku. Szło im całkiem nieźle; Hernandez, Varane, Pavard i Mendy mogli trochę odpocząć, gdyż ataki ze strony Belgów tam nie docierały, skutecznie powstrzymane przez pomocników, a w szczególności Pogbę i Kante. Ponadto Karim wraz z małą pomocą kolegów z drużyny coraz bardziej przedostawał się pod bramkę Belgów, a w pewnym momencie nawet zdobylibyśmy gola, gdyby nie górna poprzeczka. Piłkarze przeciwnej drużyny byli już naprawdę zmęczeni, spoceni biegali po boisku, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. W obliczu silnych Francuzów, którzy dopiero co weszli na murawę, byli bezradni.
  Gdy do końca meczu zostało jeszcze trzydzieści minut, a my wciąż nie zdobyliśmy żadnego punktu, uznałam, iż definitywnie potrzebujemy tam Kyliana Mbappe, któremu na pewno udałoby się zdobyć choć dwa punkty i przynajmniej zremisować.
  Odszukałam go wzrokiem, oczywiście najpierw mówiąc o nowej zamianie trenerowi. Kylian siedział na fotelu i obserwował uważnie to, co działo się na boisku. Jednakże coś w jego zachowaniu się zmieniło. Wyglądał na mniej pewnego siebie i zdecydowanie nie robił min zwycięstwa na widok mojej porażki. Głowę wsparł o dłonie, które uprzednio splótł razem, pochylił ciało do przodu i nie spuszczał wzroku z kolegów z drużyny. Jego oczy wydawały się być jeszcze ciemniejsze niż zwykle, a ciemna twarz pokryła się milionami mały zmarszczek. Widziałam jak jego szczęka drży i zaciska się raz po raz. W pewnym momencie zaczął nawet ruszać szybko nogami, co było oznaką tego, że chyba się stresował. Mimo, iż byłam zła na niego za jego wcześniejsze zachowanie i było mi również przykro, to teraz, patrząc na Mbappe poczułam jakieś ukłucie w klatce piersiowej. Było mi go w jakiś stopniu po prostu żal. Wzięłam głęboki wdech. Nie chciałam z nim rozmawiać, ale musiałam, jeśli chciałam wytłumaczyć mu dokładnie jak ma zachowywać się na boisku.
  — Kylian — zawołałam. Piłkarz podniósł głowę, usłyszawszy swoje imię, a kiedy odnalazł moje oczy, jakby nagle rozluźnił twarz i chyba nawet lekko się uśmiechnął, choć nie byłam do końca pewna. — Podejdź tutaj.
  — Tak, słucham — powiedział, kiedy zjawił się obok mnie. Stanął na przeciwko mnie i Didiera. Wciąż był tą samą osobą, ale teraz wydawało mi się jakby był niższy i bardziej skulony niż zawsze. Przypuszczałam, że to ze wstydu przed trenerem z powodu tego, co wcześniej powiedział.
  — Wejdziesz na boisko. — Pokiwał zgodnie głową. — Przegrywamy dwoma punktami, więc postaraj się przynajmniej zremisować. Wiem, że będzie ciężko, ale wierzę, że ci się uda.
  Potem uśmiechnął się lekko, ale nie w taki sposób jak dotychczas - cyniczny, arogancki, z wyższością; uśmiechnął się jakoś tak miło i spokojnie, tak jakby w ten sposób chciał wynagrodzić mi to, co robił wcześniej. Nie czułam już od niego złej energii, ale jakiś dziwny spokój. Sposób w jaki stał tuż przede mną, całkiem inny od tego poprzedniego, sprawiał, iż widziałam w nim skruszone i pokorne dziecko, które wie, że popełniło błąd. Nie wiedziałam tylko, dlaczego jego nastawienie się zmieniło. Czy dlatego, że pozwoliłam mu grać, mimo tego, co o mnie powiedział? Czy dla tego, bo zrozumiał, że postąpił źle? A może któryś z kolegów mu to uświadomił, podczas gdy mnie nie było w pobliżu? Nie miałam pojęcia, ale tak czy inaczej, cieszyłam się z jego poprawy i miałam nadzieję, że zostanie już taki na zawsze.
  Odwzajemniłam uśmiech, po czym jakoś tak nagle, bez wcześniejszego przemyślenia moich czynów, przyjechałam dłonią po jego prawym ramieniu. Moja kończyna przesuwała się lekko wzdłuż jego umięśnionej ręki, a materiał granatowej koszulki marszczył się pod wpływem nacisku. Był to moment bardzo dziwny i chyba dosyć niezrozumiały dla mnie oraz Kyliana, ale mimo to ja nie chciałam przestawać, a on raczej się nie sprzeciwiał. Czułam, że w ten sposób dam mu znać, że nie jestem, aż tak bardzo zła na niego, pomimo że tak naprawdę było mi cholernie przykro. Jednakże z jakiegoś powodu bardzo chciałam, aby znajomość moja i Kyliana była ciekawą i fascynującą przygodą, a nie wieczną walką i docinkami. Kiedy ten nasz mały pierwszy fizyczny kontakt trwał trochę za długo, speszona zrobiłam krok do tyłu i chrząknęłam, jakbym chciała w ten sposób wymazać to, co przed chwilą się wydarzyło. To niby nic takiego, ale Mbappe był dla mnie obcym człowiekiem i tak długi dotyk nie był raczej zbyt odpowiedni. Mężczyzna równie skołowany podrapał się po głowie, po czym stanął wyprostowany jak struna i przeniósł natychmiast wzrok na cały czas stojącego obok Didiera Deschampsa. Teraz dopiero uświadomiłam sobie, iż trener wszystko widział, a oprócz niego cała reszta świata. Co za wstyd.
  Niebawem Kylian ulotnił się z mojego otoczenia i wszedł pełen zapału i świeżej krwi na boisko. Wtedy to Belgowie chyba stracili wszystkie nadzieje na wygraną, mimo iż wciąż to my przegraliśmy dwa do zera. Jakieś niecałe dwie minuty później, akcja gry Francuzów zaczęła znacznie się polepszać. Zawodnicy z całą siłą napierali na przeciwników. Pod wpływem dopingu ze strony kibiców biegli przed siebie tak szybko, jak jeszcze nigdy, skutecznie uniemożliwiając Belgom dostęp do piłki. Wkrótce przenieśli się pod bramkę drużyny przeciwnej i chwilę potem Karim Benzema w asyście Antoine'a Griezmanna oraz Kyliana Mbappe strzelił pierwszego gola.
  W tamtym momencie myślałam, że popłaczę się ze szczęścia. Widząc podekscytowanych zawodników biegających entuzjastycznie po murawie oraz Karima robiącego swoją charakterystyczną cieszynkę, poczułam nagły przypływ radości i spokoju. Byłam pewna, że teraz będzie już tylko lepiej.
  I nie myliłam się, bowiem kilka minut później zdobyliśmy kolejne dwa punkty, dzięki czemu byliśmy już wyżej od Belgów. Gra Trójkolorowych przypominała teraz ich tradycyjną grę - spryt, szybkość, strategię i skuteczność. To wszystko sprawiło, że wygrywaliśmy jednym punktem, a Belgowie nie mogli nic z tym zrobić. Do końca meczu zostało jeszcze dziesięć minut. Mecz robił się coraz ciekawszy. Francuzi nie opuszczali części swoich przeciwników, a tamci z kolei nie potrafili wyprowadzić piłki na część podopiecznych Didiera Deschampsa. Bezskutecznie próbowali rozegrać między sobą podania, gdyż zaraz tamci odbierali im piłkę i napierali na ich bramkę. Belgowie byli już naprawdę wykończeni, podczas gdy moi zawodnicy z pełnym zapałem i zapasem energii jedynie bawili się na zielonej murawie usatysfakcjonowani naszym już pewnym zwycięstwem. Moja taktyka się sprawdziła, a mimo to nie cieszyłam się. Wciąż czułam, że ich zawiodłam i rozczarowałam, mimo że teraz dzięki mnie wygrywali. Nie chciałam więc cieszyć się ze swojego małego sukcesu i ów wygraną przypisałam jedynie zdolnościom i talentowi piłkarzy reprezentacji Francji.
  Wtem, ku mojemu zaskoczeniu, kiedy mecz skończyć miał się za dosłownie kilkanaście sekund, zdobyliśmy kolejną bramkę, którą strzelił Kylian Mbappe. Kibice uradowani i szczęśliwi z takiego obrotu spraw poczęli śpiewać i skandować imię Mbappe. On natomiast biegał po boisku jak szalony i uśmiechał się od ucha do ucha, po czym przytulał się do kolegów. Właśnie tego cały czas potrzebował - biegania, walki o zwycięstwo oraz zdobywanie nagród. Nie mogłam go winić za to, iż tak bardzo kochał to, co robił i bardzo zależało mu na tym, by wszystko było perfekcyjnie. Złapałam kontakt wzrokowy z piłkarzem i uśmiechnęłam się lekko na znak, iż jestem z niego dumna.
  Chwilę później zabrzmiał ostatni gwizdek, a my z bardzo złym startem i słabą sytuacją wygraliśmy całe spotkanie aż cztery do dwóch. Byłam przeszczęśliwa.
  — Gratuluję — powiedział Didier, wysunąwszy dłoń w moją stronę, którą oczywiście ochoczo uścisnęłam.
  — Ja również panu gratuluję, to głównie pana zasługa, że tak dobrze grają — przyznałam, na co tamten machnął ręką.
  — Ale dziś to ty rządziłaś boiskiem i choć początkowo było tragicznie, to mimo to wygraliśmy właśnie dzięki tobie. Twoja taktyka zadziałała. Jutro poprzez list dam ci znać, co dalej z twoim losem — uśmiechnął się po raz ostatni, puścił mi oczko i skierował się w stronę swoich podopiecznych, aby iść uścisnąć oraz im pogratulować.
  Ja natomiast stałam tam nadal nieco zdezorientowana i myślałam nad słowami trenera. Przez to wszystko zapomniałam w ogóle, że cały ten mecz był zakładem między mną a Didierem o to, kto miał rację i lepszą technikę. Ponadto nagrodą miała być moja praca jako jego asystentka, jeśli oczywiście drużyna wygrałaby dzięki moim planom. I tak też się stało, a mimo to wątpiłam, że Didier mnie zatrudni. Sądziłam raczej, że pozwolił mi poprowadzić mecz tylko dlatego, żebym mogła się zabawić. Gdyby naprawdę chciał mnie przyjąć - powiedziałby mi o tym teraz, a nie jutro poprzez list. Być może bał się powiedzieć mi to w twarz i po prostu wolał, abym przeczytała bolesne słowa z kiedy jego nie będzie obok. Momentalnie zalała mnie fala smutku i przygnębienia, ale z chwilą, gdy ujrzałam przeszczęśliwych Francuzów, cały zły nastrój minął i pomimo, że moja rola właśnie się skończyła, to również byłam zadowolona i cieszyłam się, że mogłam choć w pewien sposób być częścią ich małego świata.
  Podobnie jak cała reszta skierowałam się w stronę korytarza i z uśmiechem na twarzy pomaszerowałam dumnie za nimi, co chwila czując na plecach przyjacielskie klepnięcia i doświadczając różnego rodzaju przytulasów. W tamtym momencie byłam chyba najszczęśliwszym człowiekiem świata i nic, ani nikt nie mógł tego zepsuć.

TAMTEGO LATA W PARYŻU // KYLIAN MBAPPE // NEYMAR JUNIOROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz