ROZDZIAŁ SIÓDMY

250 8 5
                                    

  — A więc masz dziewczynę? —    Jechaliśmy już z Presnelem do mojego hotelu. Po rozmowie z trenerem Deschampsem nie działo się już nic ciekawego: Antoine ponownie zaczął opowiadać mi o niesamowitych zaletach każdej rzeczy znalezionej na boisku, a kiedy i jemu znudziło się to zajęcie, przeprosił mnie z całą gorliwością swego serca, iż nie może dalej prowadzić swoich fascynujących wykładów (ku mojej uciesze) i dołączył do reszty ćwiczących już mężczyzn. Ja natomiast zajęłam jedno z miejsc na trybunach, gdzie nie docierały żadne promienie słoneczne, ani nikt inny nie przebywał w pobliżu i czekałam na Presnela, oglądając w międzyczasie poczynania zawodników. Był to mój pierwszy raz i prawdopodobnie ostatni, kiedy mogłam bez problemu obejrzeć prawdziwy trening piłkarski nie przez internet lub telewizję. Uznałam, iż będzie to ostatni raz, gdyż nie brałam na poważnie propozycji Didiera, bowiem nie sądziłam, że moja opinia, a także propozycja strategii na najbliższy mecz w jakikolwiek sposób przyczynią się do wygranej naszej drużyny. Były to tylko moje nic nie znaczące przemyślenia, zdecydowanie nie dorównujące pomysłom trenera. Wobec tego też nie nastawiałam się na pomyślny przebieg jutrzejszego meczu i nawet nie myślałam, aby już dzwonić do rodziny i o wszystkim im opowiedzieć. Jednakże w głębi duszy marzyłam, aby moje słowa się spełniły, a Deschamps dotrzymał obietnicy. Byłoby to kompletnym spełnieniem marzeń.
  Kiedy po kilkunastu minutach na boisku zjawił się również Presnel, który w krótkim czasie - uprzednio upewniając się, czy wszystko ze mną w porządku - zaczął swój trening, musiałam czekać na trybunach jeszcze kilka godzin, aż mężczyzna skończył ćwiczyć. Było to zajęcie cholernie nużące i męczące, zaczynałam powoli żałować, że uważałam przemowy Griezmanna za coś nudnego. Początkowo starałam się przeczytać książkę, którą zabierałam ze sobą wszędzie na wypadek sytuacji takich jak ta, niestety było to wręcz niewykonalne, ponieważ co rusz rozpraszał mnie jakiś krzyk lub śmiech dobiegający z murawy. Postanowiłam więc przejrzeć media społecznościowe, ale to też nie działo, bowiem wszystko, co było interesujące szybko się skończyło. Schowałam telefon do torby i skupiałam się na grze chłopaków. Chciałam do nich dołączyć, pomimo że nie umiałam grać. Aczkolwiek sądziłam, że nawet potykanie się o własne nogi oraz nieumiejętne podawanie piłki będzie sto razy lepsze i ciekawe niż bezczynne wyczekiwanie końca. Wiedziałam też, że niektórzy z nich chcieli do mnie przyjść i w jakiś sposób sprawić, abym nie nudziła się aż tak bardzo, jednakże baczne oczy Didiera Deschampsa obserwowały wszystko i wszystkich, toteż ich próby spełzły na niczym. Wkrótce jednak trening się zakończył, Presnel zabrał swoje rzeczy, pożegnaliśmy się z zawodnikami, a później wsiedliśmy do samochodu i tak oto właśnie zmierzaliśmy do naszego celu.
  — No, tak — odpowiedział niepewnie, patrzył na mnie z ukosa, przestał pukać palcami o kierownicę, a zamiast tego zacisnął je wokół przedmiotu.
  — I nie jest to Susan? — Wiedziałam, że rozmowa z nim na ten temat nie jest teraz odpowiednia, jednakże bardzo mnie to nurtowało, poza tym musiałam mu się jakoś odpłacić za to, co mi zrobił.
— Oczywiście, że nie! Susan to tylko dobra znajoma. — Dostrzegłam jak ciemna żyła pojawia się na jego prawej skroni. Widok ten był zaskakująco zadowalający. Zastanawiałam się, kiedy zacznie bluźnić jak zawsze w takich momentach.
— Naprawdę? — prychnęłam śmiechem. — Po waszej dzisiejszej rozmowie, a zwłaszcza sposobie, w jaki to robiliście, wywnioskowałam coś całkiem innego.
  — Uważasz, że mam z nią romans? — Knykcie na jego dłoniach znacznie pobielały, szczęka drżała prawie niezauważalnie. Ściszył denerwujący rap w samochodzie, po czym bardziej uchylił okno. Ścisnęłam materiał swoich spodni moro, mając nadzieję, że moje kończyny nie zaczną się teraz trząść. To byłoby najgorsze, co mogłoby się wtedy wydarzyć. Uczyniłoby mnie to słabą w oczach Presnela, a tego nie chciałam.
  — A powinnam?
  — Nie! — krzyknął. — Dlaczego w ogóle wtrącasz się w moje życie?!
  Wzięłam głęboki wdech. Miałam już tego dosyć, lecz nie mogłam się teraz poddać. Mam w zwyczaju, że każdą wojnę muszę wygrać, w przeciwnym razie - nie potrafię się z tym pogodzić.
  — Bo nie lubię nielojalnych ludzi i chciałabym, żebyś był szczęśliwy ze swoją obecną dziewczyną, a nie z tą dziunią z recepcji.
  — I naprawdę jestem. Kocham Sarah najmocniej na świecie i nie zamierzam z nikim jej zdradzić, a Susan to, jak już mówiłem, tylko dobra znajoma. Nie masz się o co martwić. — Nie znałam go osobiście i nie miałam nawet prawa oceniać, czy mówił prawdę czy nie, ale chociaż nie wiedziałam o nim praktycznie nic, to coś mówiło mi, abym zainteresowała się choć w małym stopniu jego związkiem i w razie potrzeby - mu pomogła. Teraz, gdy o tym mówił, miałam wrażenie, że nie kłamie. Poza tym sposób, w jaki o niej opowiadał w czasie, gdy dopiero jechaliśmy poznać chłopaków przekonywał mnie jeszcze bardziej, że Presnel naprawdę kochał swoją dziewczynę. Póki co zamierzałam mu zaufać.
  — Mam nadzieję.
  — Kurde, ale ty jesteś irytująca! Znam cię zaledwie dwa dni, a już mam cię dosyć... — stwierdził, wypuścił powietrze z ust. Chyba był wykończony tą rozmową, czyli powoli wygrywałam.
  — Ja jestem irytująca?! — oburzyłam się. —  Ciekawe, kto wmówił wszystkim, że jestem twoją pieprzoną kuzynką?! Ciekawe, kto zostawił mnie na boisku z kilkudziesięcioma obcymi facetami i kto nie wspomniał nawet swojemu trenerowi, że w ogóle się tam pojawię?!
  — Ciekawe, kto bał się windy, przez co zmusił mnie do załatwiania wszystkiego samemu?! — Objął moją taktykę. Założyłam ręce na piersiach. Naprawdę nie rozumiałam jego toku myślenia. Stawał się coraz bardziej niezrozumiały i przede wszystkim denerwujący.
  — I tak nawet niczego nie udało ci się załatwić. — Co prawda, Presnel poszedł na czwarte piętro, wszedł go gabinetu, gdzie wyrabiane były tymczasowe identyfikatory, podał mężczyźnie tam pracującemu moje zdjęcie oraz dane osobowe, ale jak się okazało - było to totalnie nie potrzebne, gdyż nie brałam w tym udziału, a przecież musiałam złożyć swój podpis. Kimpembe prosił na wszystkie sposoby, aby udało się to załatwić w jakiś inny sposób, jednakże ów mężczyzna był nieustępliwy i odesłał piłkarza z przysłowiowym kwitkiem. Wkurzony Francuz wrócił na boisko i poinformował mnie, że jutro lub ewentualnie innego dnia będę musiała wejść do przeklętej windy i pojechać na czwarte piętro, by załatwić sobie identyfikator sama. Oznajmiłam mu wtedy, że choćby siłą zaciągali mnie do tego urządzenia, nigdy w życiu tam nie wejdę i zapewniłam, że pójdę schodami, co Presnel uznał za pewnego rodzaju zakład, który oczywiście przyjęłam. Dopiero później zdałam sobie sprawę na co właśnie się skazałam.
  — Oh, cholera! — krzyknął zdenerwowany. — Przysięgam, że jeśli zaraz nie zamkniesz tej piekielnej mordy, to zrobię ci krzywdę, którą zapamiętasz do końca życia!
  Zaśmiałam się ironicznie. Nie sądziłam, że Presnel Kimpembe potrafi być aż tak komiczny.
  — Zabawne, bo jeszcze wczoraj zapewniałeś, że nikomu nie pozwolisz mnie skrzywdzić. Jesteś aż takim hipokrytą?
  Nagle piłkarz zjechał na pobocze, zaparkował samochód obok jakiegoś budynku na podjeździe, wyłączył silnik, a potem obdarzył mnie spojrzeniem tak wściekłym, że gdyby potrafił w ten sposób zabijać - już dawno byłabym martwa.   Przestraszyłam się. Owszem, spędziłam z Presnelem już trochę czasu i myślałam, że był dobrym człowiekiem, aczkolwiek teraz, po jego ostatnich słowach ostrzeżenia obawiałam się trochę o swoje życie. Był dużo wyższy i silniejszy ode mnie. Poza tym mnie nikt tutaj nie znał, więc nikt nawet by mnie nie szukał, gdyby coś mi się stało. Ponadto Kimpembe był szanowanym piłkarzem, więc jego nikt by nie obwiniał o moją śmierć, toteż wszystko, co na mnie czekało, musiało stać się właśnie teraz. Odsunęłam się do tyłu, aż moje plecy dotknęły twardej ściany przednich drzwi, ścisnęłam czarny fotel, starając się nie reagować zbyt gwałtownie. Przełknęłam ślinę
  — Posłuchaj — zaczął. Jego palec wskazujący wystrzelił w moją stronę. — Nie wiem, dlaczego to ja akurat dostrzegłem cię na tych trybunach, nie wiem też, dlaczego w ogóle postanowiłem do ciebie zagadać, być może myślałem, że znajomość z tobą będzie czymś niesamowitym. Jednakże, im dłużej z tobą przebywam i im dłużej słucham twoich niezbyt miłych opinii na mój temat, tym bardziej mam ochotę cofnąć czas i sprawić, by nigdy ta znajomość się nie zaczęła. Nie jestem łatwym człowiekiem, szybko się denerwuję i nie lubię zbyt wielu ludzi, ale nie znam cię od wczoraj; poznałem cię już jakiś czas temu w twojej książce i sądzę, że jesteś cudowną osobą, z którą miałem zamiar stworzyć coś niesamowitego. Tymczasem ty wchodzisz mi z butami w życie, interesujesz się każdą, nawet najmniejszą rzeczą, która ciebie nie dotyczy i cały czas się ze mną kłócisz. Rozumiem, że większość tych rzeczy jest spowodowana moim zachowaniem, ale na litość boską błagam cię, Eliza, nie psujmy czegoś, co nawet się nie zaczęło, a na czym bardzo nam zależy.
  Zapadła cisza. Przeniosłam wzrok z twarzy Presnela na szybę przede mną. Samochody pędziły po rozgrzanej ulicy, powodując, że gorący asfalt zapadał się lekko. W tej części miasta znajdowało się zaledwie kilka domów, nie widziałam żadnych ludzi, a może byli gdzieś w pobliżu, tylko schowali się przed bolesnymi słowami Kimpembe, dokładnie tak samo jak ja, choć mnie mógł dostrzec. Zabolało mnie to, co powiedział, ponieważ miał rację. Poznaliśmy się zaledwie wczoraj, a mimo to, nie było chwili, żebyśmy się nie kłócili. Była to kolejna rzecz, która nie tak miała się potoczyć. Los zesłał mi tak cudowną szansę na poznanie, a nawet znajomość z ludźmi, których poznanie było moim największym marzeniem. Zesłał mi szansę, której za nic nie mogłam zepsuć, tymczasem robiłam wszystko, żeby tak właśnie się stało.
  — Dobrze... — wybełkotałam. Tylko na tyle było mnie stać. On chyba to zaakceptował, bowiem pokiwał głową, po czym odpalił silnik i ruszył dalej.
  — Sprawdziłem dostęp do różnych ciekawych obiektów w Paryżu, które mogłabyś zobaczyć, ale niestety nie ma już na dziś biletów, więc zamówimy je innym razem. Żeby nie było ci przykro, to mam dla ciebie niespodziankę.
  W tamtej chwili nawet wiadomość o budowie nowej drogi gdzieś na drugim końcu świata by mnie ucieszyła. Czułam się okropnie, po tym, co mi wyznał, dlatego też jak najszybciej chciałam usłyszeć, o jakiej niespodziance mówił.
  — Co to takiego? — zapytałam, nieśmiało zerkając na piłkarza.
  — Jadłaś kiedyś prawdziwego francuskiego croissanta? — Uśmiechnął się szeroko. Dawny Presnel powrócił.

TAMTEGO LATA W PARYŻU // KYLIAN MBAPPE // NEYMAR JUNIOROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz