ROZDZIAŁ SZÓSTY

448 21 3
                                    

  Na ławce rezerwowych pod niskim granatowym daszkiem siedział pogrążony w papierach Didier Deschamps. Ów mężczyzna posiadał jasne, prawie białe jak śnieg włosy i nieco opaloną cerę. Ubrany w zwykłe, ciemne dresy i koszulkę z logiem jakiejś nieznanej mi marki nie przypominał w niczym trenera, którego kojarzyłam z meczów Francji oglądanych z całą rodziną w telewizji. Zazwyczaj — z tego, co udało mi się dostrzec — mężczyzna gustował raczej w bardziej eleganckich strojach takich jak idealnie skrojony garnitur, czy też koszula i ozdobne spodnie. Tym razem wybrał luźną część garderoby, i nie mogłam go o to winić, zważywszy na piekielny upał. Sama nie wytrzymałabym w garniturze. Oprócz mężczyzny ławki zajmowało także pięciu kolejnych facetów w różnym wieku — jedni byli dosyć młodzi (zapewne niewiele starsi ode mnie), inni z kolei wiekiem dorównywali trenerowi. Kiedy dostrzegli mnie w towarzystwie trójki znanych im osobników, jak jeden mąż unieśli głowy znad jasnych, odbijających promienie słoneczne kartek, po czym widocznie skonfundowani przejeżdżali wzrokiem to na mnie, to na facetów za mną, aż finalnie zatrzymali się na mojej osobie, powodując tym zbyt szybkie bicie mojego serca. Kolejny raz tego dnia schowałam ręce za siebie i splotłam drżące palce. Byleby nikt nie zauważył.
  — Co się dzieje? Kim ona jest? — głos zabrał Didier. Miał zmarszczone czoło, lecz nie rzucało się zbyt w oczy, gdyż zaraz zauważyłam, że jego lico zdobiło mnóstwo większych i mniejszych kreseczek, ponadto zaciskał szczękę, a jego palce prawej dłoni poruszały się z dziwną gracją, przerzucając pomiędzy żółty długopis. Pozostali mężczyźni także nie zamierzali powrócić do wcześniej wykonywanej pracy, wciąż tylko wlepiali spojrzenia w moją — prawdopodobnie czerwoną jak pomidor — twarz.
  Nie widziałam, co zrobić. Odpowiedzieć na jego pytania czy milczeć? Może powinnam od razu się przywitać? Ale czy nie wyglądałoby to zbyt nachalnie i czy nie uznałby mnie za dziewczynę bez żadnego wychowania i taktu. Co prawda, podchodziłam ze wsi, ale to nie oznaczało, że mogłam się zachowywać w sposób, w jaki robiłam to w rodzinnej krainie. Postanowiłam więc czekać na rozwój sytuacji, mając nadzieję, iż któryś z moich towarzyszy szybko załagodzi sprawę. I tak też się stało. Dwa kroki na przód wyszedł Antoine Griezmann, stanął wyprostowany niczym struna tuż obok mnie, a następnie objął moje plecy trochę powyżej talii swoim nad wyraz ciężkim i silnym ramieniem ku mojemu zaskoczeniu. Moje oczy czym prędzej powędrowały w prawą stronę i zaledwie na sekundę zatrzymały się na twarzy Griezmanna, by po chwili ponownie wrócić na tors trenera. Ruch piłkarza bardzo mnie speszył. Nie byłam raczej osobą, na którą podobne zachowania wpływały w jakiś sposób, jednakże on był jedną z osób, które cholernie podziwiałam i które również niezmiernie szanowałam, poza tym posiadał żonę i trójkę dzieci. Oczywiście ów gest nie oznaczał jakiejkolwiek próby zdrady lub flirtu ze mną, było formą koleżeńskiego przytulenia w ramach uspokojenia mnie czy coś w tym rodzaju, a jednak sprawił, że tak szybko jak się pojawił, tak szybko miałam ochotę go wycofać.
  — To Eliza, kuzynka Presnela, który ją tu zaprosił, żeby mogła nas poznać i obejrzeć trening — wytłumaczył najlepiej jak tylko potrafił. Brwi Deschampsa niemal złączyły się razem. Odłożył długopis na przenośne biurko, wyprostował plecy. Uznałam to za niedobry znak.
  — Nie mówisz po francusku? — zwrócił się do mnie starszy łamanym angielskim. Zapewne wywnioskował to po przemowie Antoine'a. Podkręciłam głową. — Więc jesteś kuzynką Presnela? — Potwierdziłam skinieniem. — A czy szanowny pan Presnel Kimpembe jest świadomy tego, że bez mojej wcześniejszej zgody nie może nikogo tutaj zapraszać? — Ścisnęłam palce za plecami, prawie je łamiąc. Starałam się nie okazywać jakiejkolwiek reakcji spowodowanej tym działaniem. Widziałam, jak oczy trenera świdrują moje ciało na wylot, niemal czułam jakby miał w nich jakieś dziwne lasery z kreskówek, pod wpływem których topiłam się jak lody na gorącym upale. Serce waliło mi jak oszalałe, klatka piersiowa unosiła się w zaskakująco szybkim tempie, a dłonie już chyba nie przypomniały dawnych kończyn. Chciałam tylko płakać. Ponownie moja wściekłość na Presnela wzrosła do maksimum. Mógł mi powiedzieć, że najważniejsza osoba z tego towarzystwa nie wiedziała o mojej wizycie i w ogóle o moim istnieniu.
  — Pewnie zapomniał. — Usłyszałam niski głos po swojej lewej stronie. Kylian zrobił krok na przód, dzięki czemu widziałam go kątem oka. Mówiąc, gestykulował rękoma. — Spotkali się dopiero wczoraj po kilkunastu latach braku jakiegokolwiek kontaktu, więc Presnel był tak szczęśliwy i podekscytowany, że po prostu zapomniał wspomnieć panu o jej pobycie na naszym treningu. Aktualnie poszedł coś załatwić, ale jak wróci będzie mógł pan z nim o tym porozmawiać.
  Im dłużej mówił, tym bardziej zastanawiałam się, dlaczego to zrobił. Jeszcze kilka minut wcześniej śmiał się z mojego lęku, a teraz bronił mnie przed złym nastawieniem trenera. Co z nim było nie tak?
  — Wolałbym, aby to Eliza odpowiedziała na moje pytanie, ale nie mam zbyt dużo czasu i chęci, żeby ciągnąć to dalej, dlatego uznam, że mówisz prawdę. Tymczasem, powiedz mi moja droga, jak podoba ci się nasz budynek treningowy oraz cała grupa piłkarska? — Jego twarz rozluźniła się, na miejsce zaciśniętych warg wstąpił promienny uśmiech. Odchylił się do tyłu, zapewne, aby pozwolić odpocząć zmęczonej sylwetce, a ja byłam w stanie usłyszeć strzelanie jego już niemłodych kości. Widząc go takiego, stres z lekka przestawał mi doskwierać tak bardzo jak wcześniej. Również nieśmiało się uśmiechnęłam, po czym rozejrzałam się po ogromnym boisku, a późnej wróciłam do niego spojrzeniem i zaczęłam:
  — Jest naprawdę niesamowite, jednakże uważam, że gdyby zrobiono tu remont i pomalowano wszystko na barwy flagi Francji, byłoby tu zdecydowanie piękniej i co najważniejsze - pasowałoby do reprezentacji.
  — Ah, tak... — mruknął pod nosem. — Niestety ćwiczą tu nie tylko zawodnicy francuscy, ale także reprezentacje innych krajów oraz kluby piłkarskie z całego świata i kolor flagi Francji być może bardzo by im przeszkadzał — oznajmił. Nie zgadzałam się z tym, bowiem uważałam, iż boisko w Paryżu, a więc stolicy Francji mogło być jak najbardziej utrzymane w tychże kolorach. Głupi temat, a jednak całkiem nieźle mi się o nim rozmawiało. — Teraz powiedz coś na temat mojej drużyny.
  Zamyśliłam się. Na ten temat miałam do powiedzenia bardzo dużo. Oglądałam poczynania reprezentacji Francji od kilku lat, znałam każdego zawodnika, jego pozycję, ile bramek dotychczas zdobył, jakie miał osiągnięcia, wiedziałam, jaką strategię podejmie trener w danym meczu oraz analizowałam każdą rozgrywkę, przypuszczając w jaki sposób mogliby rozegrać kolejne spotkanie, by poszło im o wiele lepiej. Ta drużyna była dla mnie czymś więcej, niż tylko kilkunastoma mężczyznami biegającymi po boisku przez dziewięćdziesiąt minut. Byli jak dalecy przyjaciele, nawet krewni.
  — Jest to najlepszy zespół, jaki kiedykolwiek było mi dane oglądać. — Zaczęłam pewnie, a trener przysunął się do przodu, po czym oparł łokcie na blacie biurka w zaciekawieniu. — Zawsze wspaniale sobie radzą, są zgrani, dużo się komunikują, ponadto każdy z nich posiada świetną zwrotność, spryt oraz szybkość. Razem tworzą drużynę nie do pokonania, aczkolwiek... — Zrobiłam pauzę, aby zobaczyć reakcję mężczyzny. Tak jak przypuszczałam - zaintrygowało go to jeszcze bardziej. — Sądzę, że czasami obejmuje pan złą taktykę, przez co szanse na wygrane są znacznie mniejsze niż powinny. Nie mówię oczywiście, że znam się lepiej na piłce nożnej od pana, ponieważ to pan był niegdyś piłkarzem, a nie ja, ale myślę, że w niektórych kwestiach znacznie się pan myli.
  — W jakich kwestiach? — zapytał zaskakująco szybko. Pozostali również przysłuchiwali się naszej konwersacji. W tamtym momencie byłam tak pewna siebie, jak jeszcze nigdy i definitywnie nie zamierzałam się poddać. Była to moja jedyna szansa na powodzenie dokładnie tego, co miałam na myśli i musiałam ją wykorzystać.
  — Na przykład w kwestii wystawiania zawodników. Uważam, że nie powinien pan tworzyć głównego składu z samych najlepszych zawodników.
  — Jeżeli tego nie zrobię, to przegramy — wtrącił.
  — Myli się pan. Piłka nożna jest podobna do biegów na długi dystans. Na początku biegnie pan powoli, nawet bardzo wolno, aby się nie zmęczyć, dopiero gdy zbliża się meta, przyspiesza pan, aby wyprzedzić wszystkich zmęczonych konkurentów. W piłce nożnej działa ten sam schemat, najpierw powinien pan dać słabszych zawodników, ale nie tych najsłabszych, żeby nas nie zrównali z ziemią, a dopiero później, kiedy sytuacja jest w miarę stabilna, wysyła pan na boisko kogoś naprawdę świetnego, kto z masą świeżej krwi i siły poprowadzi zespół do zwycięstwa. Jeżeli wyśle pan wszystkich najlepszych na samym początku, pod koniec nie będą mieć już sił i gra zdecydowanie osłabnie, a tego nie chcemy.
  Zapadła cisza. Didier spuściłam wzrok na coś przed siebie, inni także wydawali się być nadzwyczaj zamyśleni, gdzieś z tyłu słyszałam pojedyncze krzyki oraz uderzenia w piłkę, a późnej wybuchy śmiechu. Trener wciąż nie podnosił głowy, co spowodowało niemałe poddenerwowanie z mojej strony, a ręce ponownie zaczęły mi drżeć. Znów się stresowałam. Jego opinia była dla mnie naprawdę ważna, choć tak właściwie nie potrzebowałam jej ani w jednym stopniu, po prostu musiałam wiedzieć, co o tym myślał. Wtem nagle trener podniósł głowę do góry, sięgnął po długopis i uśmiechnąwszy się do mnie, zapisał coś na kartce w kratkę, następnie odłożył przedmiot na bok i rzekł:
  — Nie jest to głupie... — Odetchnęłam z ulgą, wypuściłam uwierające powietrze z płuc i nawet lekko uniosłam kąciki ust do góry. — Mam dla ciebie propozycję, Eliza. — W mgnieniu oka spoważniałam, dokładnie tak samo jak on. Co takiego miał mi do zaoferowania? Obawiałam się wszystkiego, co najgorsze, lecz udawałam twardą, nie chcąc wyjść na tchórza, czy coś w tym rodzaju. — Ostatnie mecze, które gramy nie są jakoś bardzo ważne. Jak pewnie wiesz, jutro jest następny, więc zastosuję wtedy twoją strategię. Jeśli dobrze się przyjmie, a my wygramy ze sporą przewagą, to przysięgam przy świadkach, że zatrudnię cię jako moją asystentkę.
  — Co, jeśli to nie wypali i jednak przegramy? — zapytałam.
  — Absolutnie nic. Uznamy, że tej rozmowy nigdy nie było, a ty nie skrytykowałaś moich technik trenowania. To jak, zgadzasz się?
  Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Wszystko, co wydarzyło się w ostatnich dniach było jak spełnienie najskrytszych marzeń. Najpierw bilet do Francji, potem poznanie Kimpembe i reszty piłkarzy, a teraz propozycja zostania asystentką samego trenera Didiera Deschampsa. Ten wyjazd miał wyglądać całkiem inaczej. Miałam przyjechać do Francji tylko na pięć dni, po czym wrócić do Polski i znów zacząć swoje szare nudne życie. Tymczasem wszystko mogło się zmienić. Miałam gdzieś, co powie na to rodzina, choć liczyłam się z ich niezadowoleniem. Taka okazja nie zdarzyła się codziennie. Teraz albo nigdy.
  — Oczywiście, że tak.

------

Rozdział niesprawdzony!!
Póki co akcja jest dosyć nudna, ale niedługo wszystko się rozkręci.
Dodaję dosyć późno, ale jutro będzie kolejny (takie jakby przedłużenie tego rozdziału).
Mam nadzieję, że Wam się podoba ;)
Miłej nocy, dnia lub wieczoru <3

TAMTEGO LATA W PARYŻU // KYLIAN MBAPPE // NEYMAR JUNIOROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz