Drżała. Bezwiednie wpatrywała się w zieleń tęczówek mężczyzny, czując, jak ta kompletnie ją pochłania. Przerażenie w jednej chwili zlało się z ekstazą, która sprawiła, iż pomimo przeszklonych oczu, jej policzki ozdobił rumieniec, a całe ciało wypełniła nagła energia, której nie doświadczyła od miesięcy.
Wstała gwałtownie, lekko się przy tym zataczając. Bezsenność i wyczerpanie dawały o sobie znać, ale nie mogły przeszkodzić dziewczynie w konfrontacji ze swoim największym strachem i źródłem bólu. Chciała pokonać dzielącą ich odległość i ująć w dłonie niemal porcelanową twarz, by upewnić się, że tam jest; że właśnie on stoi i oddycha. Że nie rozpadnie się, gdy jej skóra będzie milimetry od jego. Z trudem wzięła suche powietrze do ust, gdy w pełni pojęła mający przed nią miejsce obraz. On musiał tu być, stać. To nie było możliwe, aby znowu umysł chciał ją oszukać
— Ulquiorra...
Jej głos był na tyle cichy, iż mógłby ujść równie dobrze za świst wiatru, drażniący lekko ucho i powodujący dreszcze ekscytacji, najczęściej spowodowane mylnym wrażeniem bycia wołanym. Chcianym przez kogoś.
Mężczyzna przekręcił nieznacznie głowę, nie zmieniając mimiki nawet na sekundę. Pusty wzrok zdawał się pozostawać utkwiony w jednym miejscu, w oczach nastolatki. Jakby właśnie w nich chciał wyczytać odpowiedzi na rozdzierające go pytania i powód, dla którego jej widok w jakiś sposób zakłócił bezkres wypełniającą jego umysł. Krótki ból przeszył skronie i klatkę piersiową mężczyzny, na co on sam jedynie się skrzywił. Nie wiedział wtedy, że nagła gama emocji na twarzy stojącej naprzeciw niego kobiety miała miejsce właśnie przez niego. Że szerzej otwarte oczy i na powrót pobladła skóra były skutkiem nieznacznych gestów i ciszy.
— To... To nie ty... — nie potrafił w pełni zrozumieć tonacji, z którą dziewczyna wypowiedziała krótkie, załamane w połowie zdanie. Jej głos wciąż był cichy, ale w tym momencie mógłby przyrzec, że zdawał się jeszcze bardziej przygaszony od oczu, jeszcze sekundy wcześniej patrzących z czymś, co kojarzyło mu się z radością. Teraz były na powrót poblakłe, jakby ogień tlący się za nimi kompletnie zgasł.
— Kim jesteś?
Chociaż nie chciał pytać, mimowolnie głos opuścił gardło, a usta dały mu się wydostać. Tym razem obserwował doskonale znane mu emocje; przerażenie i związaną z utratą dewastację. Jedne z niewielu obrazów, które wciąż pamiętał. Jako jedyne wracały do niego, gdy próbował sobie cokolwiek przypomnieć, nawiedzały we śnie, a gdy leki od Chiyo dostatecznie tępiły zmysły, zdawały się go otaczać. Krzyki, płacz, dźwięki łamanych kości. Puste oczy, powykręcane ciała, wpół pożarte kończyny, brak oczu.
Inoue zakręciło się w głowie od napływających do niej informacji i bodźców, od tygodni tak nieodczuwalnych jak teraz. Każdy podmuch wiatru zdawał się siekać skórę, a słońce wysuszać miejsca, które jeszcze nie tak dawno przemierzały łzy. W tej chwili zdawały się one wżerać w cerę i doprowadzać do realnych pęknięć, choć były to jedynie wrażenia Orihime powodowane zmęczonym umysłem.
CZYTASZ
Ignis sanat || UlquiHime
FanfictionKilka godzin starczyło kobiecie, by porzuciła wiążące ją przy dnie uczucia i zasady w ogień. Nie spodziewała się jedynie, że ten tak szybko zgaśnie, pozostawiając ją w mroku życia, przez który kroczyła od tego dnia tylko ze strachem, przeszywającym...