Rozdział 1

482 15 0
                                    

[Poprawiony]

Dziewczyna siedziała na poduszce przy białej toaletce w ogromnym pokoju, rezydencji Foster'ów. Zostało jej jedynie kilka minut do wyjazdu. Pokój, kiedyś tak przepełniony emocjami, teraz wydawał się pusty. Manon bardzo dokładnie sprzątnęła wszystkie swoje złe, jak i dobre wspomnienia i zamknęła je głęboko w sobie.

Znaczy... Przynajmniej próbowała.

Dziewczyna wpatrywała się uważnie w swoje odbicie, poszukując chodź jednej niedoskonałości. Niestety na ten moment czuła, że jej cała osoba to mankament, sam w sobie. Westchnęła cicho i zagryzła zęby. Wściekłość buzowała w niej już od tygodni, teraz stała się nierozłączną częścią jej życia. Wściekłość na nią samą, na jej głupotę.

Wściekłość, o jakiej jeszcze chwilę temu kazała sobie zapomnieć.

Ostatni raz spoglądając w lustro, wstała i zakryła je białym prześcieradłem. Nie mogła dłużej na siebie patrzeć, im dłużej to robiła tym bardziej przypominała sobie to, o czym obiecała sobie zapomnieć.

Od teraz. Od teraz zaczyna nowe życie. Nowy rozdział. Nowa historia. Nowa ona.

Biorąc ostatnią torbę z swojego pokoju, Manon ruszyła powoli korytarzem w stronę wyjścia. Rozglądała się, jakby była tu pierwszy raz. Może po prostu chciała opóźnić swój wyjazd? Nie. Zwyczajnie tego potrzebowała. Potrzebowała zapamiętać, wszystkie pozytywy tego miejsca, które zawieruszyły się w jej pamięci przez ostatni miesiąc.

Zapomniała jak piękne i jak przesadnie są zdobione korytarze jej własnego domu. Złote zdobienia ciągnęły się po jasnych, białych ścianach, na których wisiały obrazy, oświetlone światłem wpadającym przez okna z drugiej strony korytarza. Okna utkwione były między filarami, do których każdego ranka przywiązywano ciężkie, beżowe zasłony.

Przechodząc obok jednej z ścian, Manon gwałtownie się zatrzymała. Dziewczyna przyjrzała się dziecięcym malunkom na ścianie. Zawsze zastanawiał ją fakt, czemu rodzice nie chcieli odmalować tej ściany. Chyba nigdy tego nie zrozumie.

Nastolatka wpatrywała się w obrazek lekko jeżdżąc po nim palcem. Od ogromnego domu, przez dwie postacie. Jej rodzice. Aż do dwójki małych dzieci, ona i... Właściwie, nie wiedziała kto to. Druga postać była, chłopcem o żółto-pomarańczowych włosach. Tylko, że ona nigdy nie znała nikogo takiego.

To było niedorzeczne. Czemu miałaby narysować nieznanego rudego chłopca wśród jej rodziny? Może to tylko dziecięcy wytwór wyobraźni? Niewidzialny przyjaciel, z jakim się bawiła, gdy dookoła nie miała nikogo w swoim wieku?

W skupieniu Manon przyglądała się twarzy narysowanego chłopca, mając nadzieję, że coś sobie przypomni z wczesnych lat życia. Jednak nic nie mogła sobie przypomnieć.

– Była Pani taka malutka, gdy się tu przeprowadziliśmy. Do tej pory pamiętam, jak pierwszego dnia już siedziałaś przy tej ścianie z kredkami, jakie podkradłaś z torby twojej mamy. - Usłyszała za sobą ochrypły głos, przez co przeszedł ją dreszcz.

– Panie Myles! Prosiłam, żeby się Pan tak nie skradał! – Odwróciła się w stronę starszego mężczyzny, który był dobrym przyjacielem jej rodziny od wielu lat.

Pan Myles, jak na swój dojrzały wiek, trzymał się niezwykle dobrze. Był on wysokim ciemnoskórym mężczyzną, o czarnych – lekko już siwiejących – włosach i równie ciemnych oczach, w których wiecznie lśniły radosne iskierki, a jego pełne usta zawsze przyozdabiał szczery uśmiech. Zobaczyć tego człowieka nieszczęśliwego, było wręcz cudem. Nawet jego ubrania, wydawały się jakby emanowały radością. Zawsze nosił idealnie dopasowane, różnokolorowe garnitury i wyróżniał się dzięki temu wśród służby, która zawsze ubrana była w odcieniach czerni.

"Queen Of Nothing" | Jude Sharp |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz